Poniedziałek, 21 września cd cd
Około 14, w samym środku gorącego chorwackiego dnia wróciliśmy do naszego samochodu. Okazało się, że przeliczyłem się trochę z czasem jego zacienienia, od jakiegoś czasu wystawiony był na działanie promieni słonecznych co z pewnością nie wpłynęło szczególnie dobrze na zawartość bagażnika
.
Ruszamy na poszukiwania kwatery. Mówiąc szczerze nie jest to moje ulubione zajęcie, zważywszy na pewnego rodzaju wymagania, którymi się kierujemy, m. in. cenowe. Ruchu na głównej drodze przez wyspę nie ma prawie żadnego, możemy zatem bez problemu jechać sobie wolniutko i podziwiać krajobrazy
.
Pierwsze co rzuca się nam w oczy, to
zieleń . Wszędzie jest zielono, wszędzie rosną piękne pinie. Dopiero później zauważyliśmy, że ta świeża zieleń wynika m in z faktu, iż większość drzew jest bardzo młoda, dostrzegliśmy ślady po potężnych pożarach, które kilka czy kilkanaście lat temu musiały spustoszyć wyspę.
Drugą charakterystyczną cechą, którą od razu dostrzegliśmy to
morze wzgórz. Cała wyspa to podobne do siebie, większe i mniejsze, właściwie nierozróżnialne górki i pagórki. Nie ma żadnego punktu charakterystycznego, mocnego akcentu w krajobrazie.
Natomiast trzecia istotna rzecz to przepiękne,
malownicze położenie korculańskich miejscowości, tych leżących wewnątrz wyspy. Żrnovo, Pupnat, Cara, Smokvica czy Blato są naprawdę wspaniale położone, rozłożone amfiteatralnie na zboczach wzgórz i schodzące w doliny, zwykle zajęte pod uprawy winorośli.
Zauważyliśmy też rozpoczętą budowę nowej drogi, obwodnicy omijającej Carę i Smokvicę w których to ważna droga przelotowa przeciska się ciasno między wąsko zbudowanymi starymi, kamiennymi domami.
Wspomniałem o Blato, na razie do Blato jeszcze nie dojechaliśmy
, naszym celem było znalezienie kwatery gdzieś od Brny, przez Priżbę do nieco już znajomej
Grscicy (dzięki Danusi
). Priżbę pooglądaliśmy sobie w
Maslinkowej relacji dopiero po powrocie. W każdym razie w Smokvicy skręcamy do Brny. To dość duża miejscowość, rozłożona nad zatoką, trochę nas to zaskakuje. Objeżdżamy jej wąskie uliczki w górę i w dół, wygląda na kompletnie pustą, tzn pozbawioną obecności jakichkolwiek wczasowiczów, a i mieszkańców za dużo chyba nie ma, wiele domów jest wyraźnie zamkniętych. Lidia chce się tu zatrzymać i poszukać czegoś fajnego, mnie się wydaje, że może miejsce jest dla nas za duże
, spróbujemy poszukać dalej, najwyżej tu wrócimy
.
Wąską i krętą dróżką wzdłuż wybrzeża wolno jedziemy naprzód, zaraz zaczyna się już Priżba. Najpierw mijamy część o nazwie Priscapac z charakterystycznym półwyspem, potem domy ciągną się jeden za drugim na odcinku o znacznej długości wzdłuż drogi i wyraźnie skalistego wybrzeża. Nie jest to miejsce które by nam odpowiadało
. Ale dojeżdżamy do"centrum" Priżby, w prawo, czyli od morza, jest malutka uliczka przy której stoi znak z napisem "Apartmani" . Staję na poboczu, spróbujemy popytać, jak nie tu, to może bliżej morza. Wzdłuż uliczki jest 5 domów, jeden wygląda na całkiem prywatny, 2 całkiem zamknięte, zachodzimy do mniejszego z 2 pozostałych. Sympatyczna kobieta mówi, że nie, oni są już po sezonie, już nikogo nie przyjmują ale pewnie u sąsiadów coś się znajdzie, po czym prowadzi nas do sąsiedniego domu.
Starsi państwo w domu obok, gdy usłyszeli że chcemy zatrzymać się na 5 nocy prowadzą nas do apartamentu na piętrze. Wchodzimy i ........ nieco zatyka nas z wrażenia
. Apartament jest pięknie wyposażony, odnowiony, wszędzie są nowe meble. Składa się z przedpokoju, wielkiej kuchni z jadalnią, wielkiej łazienki, wielkiego tarasu z widokiem na morze i ....... trzech
dwuosobowych pokoi z małżeńskimi łóżkami. Oglądamy, rozmawiamy, ale wreszcie trzeba spytać o cenę
. Po tym co zobaczyliśmy jesteśmy pewni że będziemy musieli poszukać sobie czegoś innego...... pani woła męża, niech on zdecyduje
, w końcu starszy pan z pewnym zażenowaniem mówi "20 euro, mniej już być nie może" . Osłupieliśmy. Jeszcze się upewniam, za nas dwoje czy może od osoby te 20 euro? Nie od osoby, za dwoje. Szybko wyciągam z plecaka paszporty i portfel i wręczam gospodarzowi 100 euro, żeby się tylko nie rozmyślili
Uff, mamy kwaterę, ale jaką
. Co prawda państwo też nie spodziewali się już żadnych gości w tym terminie, pozwijali już markizę nad tarasem, ale na szczęście zdecydowali się na przyjęcie nas. To chyba była nasza najlepsza chorwacka kwatera za najlepszą cenę.........
Po pownoszeniu naszych wciąż licznych bagaży i częściowym rozpakowaniu gotujemy sobie szybki obiad. Jest 17, teraz najchętniej poleżałbym sobie na wygodnym łóżku albo posiedział na tarasie, ale jest wciąż tak pięknie, Lidia namawia byśmy wybrali się na krótki spacer i chwilkę plażowania. Fakt, można aktywniej wykorzystać jeszcze te 2 godziny które pozostały do zapadnięcia zmierzchu
. Wychodzimy.
Priżba to mała miejscowość, punktem charakterystycznym jest niewielki zalesiony półwysep na którym jest kilka domów. Jest tu jeden sklep przy głównej ulicy (w sezonie może jest ich więcej), na nabrzeżu działa jedna konoba, kilka innych sezonowych budek jest zamkniętych. Trwa budowa kilku dużych apartamentowców, miejsce na to jeszcze jest, bowiem w centrum jest sporo działek z oliwkami i winoroślą, które pewnie kiedyś znikną zamienione na place budowlane Jest tu dość długa, żwirowo kamienista plaża, mały porcik. Jest też pusto, cicho i spokojnie, a to najważniejsze........
Wędrujemy półwyspem na stronę otwartego morza, spiętrzone, ostre skały nie nadają się ani do plażowania, ani nawet do zejścia do wody. Ale znajdujemy sobie na nich w miarę przyjazne miejsce w którym rozkładamy nasze karimaty. Uważając na liczne, poprzyczepiane do skał jeżowce (Lidia po kontakcie z jednym z nich w Ustrine nawet je polubiła
) ostrożnie schodzimy do wody. Ta jest strasznie ciepła
, najcieplejsza z jaką spotkaliśmy się kiedykolwiek w Chorwacji, ja, wielbiciel ciepłej wody zanurzam się w niej niemalże bez problemu. Wg mojej wymyślonej, opartej na doświadczeniach skali, temperatura wody musiała wynosić około 24 stopnie.
A teraz czas na małą dygresję
.
Wspominaliśmy już nieraz, że nasze tegoroczne lato było zupełnie NieGórskie
. Oto przyczyna:
Właśnie podczas wizyty na prizbańskich skałkach, paznokieć Lidii zdecydował się na całkowite opuszczenie jej dużego palca
, co na szczęście było dla właścicielki już prawie zupełnie bezbolesne i bezkrwawe. To był koniec września, w pierwszej połowie sierpnia, kiedy planowaliśmy jakieś górki sytuacja była zupełnie inna, a włożenie na nogę górskiego, ciężkiego buta było niestety praktycznie niemożliwe, nie wspominając już o jakimkolwiek wchodzeniu i schodzeniu......
Powiedzieć, że wybrzeże w okolicach Priżby jest przyjazne i sprzyja swobodnej kąpieli byłoby sporą przesadą
. Mimo to, tę właśnie potrzebę udaje się nam i tym razem zaspokoić
. Potem, wpatrzeni w nowy dla nas krajobraz, pozostajemy na naszych skałach do zmierzchu obserwując nieco skryty za chmurami, chorwacki zachód słońca
Po powrocie do naszego niezwykle przestronnego mieszkanka wcinamy pyszne owoce winogron, którymi obficie uraczyła nas chorwacka gospodyni, siedzimy do późnego wieczora na tarasie snując plany i wsłuchując się w chorwacką ciszę.....
c.d.n.