Niedziela, 13 września c.d.
W północnej części wyspy Cres są tylko dwie ważniejsze drogi, jedna do Beli, druga na prom, którym tu przypłynęliśmy z Istrii. Rozchodzą się one w kształcie wielkiej litery V po dwu stronach, a właściwie zboczach, najwyższych na Cresie szczytów. Ten bliższy i nieco niższy to SIS (639 m ) i ten nieco wyższy i dalszy - Gorice (648 m). Podobno popularniejszy jest Sis i są z niego ładniejsze widoki, zatem nie mogłoby i nas zabraknąć wśród tych, którzy pokuszą się o jego zdobycie
. Słowo "pokuszą" jest użyte oczywiście na wyrost, już ze wstępnej analizy mapy
wywnioskowałem, że miejsce z którego rozpoczyna się podejście leży na wysokości około 350-400 m n.p.m. Zatem pod górę musimy podejść niecałe 300 m. co pewnie potrwa niecałą godzinkę. Góra w sam raz na przerwę w opalaniu, góra dla każdego.......
My się tu jeszcze nie opalaliśmy zatem żadnej przerwy robić nie musimy. Chwila przygotowań i już wspinamy się wąską, wydeptaną ścieżeczką na zbocze góry. Podejście jest zupełnie niekłopotliwe, choć nieco strome, a z każdym pokonanym metrem wokół rozciągają się coraz piękniejsze widoki.
Nad nami szybują sławne creskie orły
W trakcie podejścia nie było żadnych spektakularnych wydarzeń
, jeżeli nie liczyć panicznych ucieczek przed nami mniejszych (jaszczurki) i większych (owce
) zwierząt zamieszkujących okolicę. Niedługo dochodzimy na szczyt, który nie jest jakimś strzelistym wierzchołkiem, lecz raczej długim kamienistym grzbietem porośniętym drzewami i poprzedzielanym wszechobecnymi murkami. Kawałek dalej znajduje się jakaś pordzewiała budka z antenkami a w oddali widać inny wysoki szczycik. Są to zapewne najwyższe Gorice do których nie mamy zamiaru podchodzić, zwłaszcza, że nie prowadzi tam żadna ścieżka. Zadowalamy się prawie najwyższym Sisem
. Akurat jak jesteśmy na górze rozpogadza się, znikają cienkie chmury, wychodzi piękne słoneczko, niebo staje się niebieskie a my od razu inaczej spoglądamy na świat
, no i zostajemy tam dłużej niż wcześniej planowaliśmy .........
Ale co dobre i tak musi się skończyć
, schodzimy. Około godziny 14 jesteśmy już przy samochodzie, gwar i ruch w tę piękną teraz pogodę w tym wspaniałym punkcie widokowym w rozwidleniu dróg jest znacznie większy niż poprzednio. Stoi pełno samochodów, jedne odjeżdżają, inne przyjeżdżają, przeważają oczywiście rejestracje niemieckie i włoskie, ale zdarzają się też Francuzi, Czesi, Słowacy i Węgrzy, naszych rodaków brak. Jakoś nikt nie kwapi się, by podejść sobie na górę skąd widoki są oczywiście bez porównania lepsze........ A tam było tak pusto, pięknie i cicho, w sam raz dla nas..........
Ruszamy w dalszą drogę, czeka nas teraz przejazd do upatrzonej wcześniej miejscowości i znalezienie sobie kwatery na kolejne kilka dni. Miejscowością tą jest zupełnie na forum nieznane
Ustrine znajdujące się w południowej części Cresu na jego zachodnim wybrzeżu. Ale najpierw do tej południowej części wyspy musimy się przedostać. Jedzie się pięknie, wysoko po zboczach gór poprowadzona droga nie pozwala na skupienie się na jeździe, wciąż chciałoby się zatrzymywać i podziwiać piękne, bajeczne widoki na morze, Krk i położone bliżej okolice. Dopiero niedaleko miasta Cres zjeżdżamy w dół. Miasto omijamy, oczywiście tylko dziś, na pewno jeszcze tu wrócimy
. A za miastem pewnego rodzaju niespodzianka, kilka km drogi jest niewyremontowane, jest wąsko i nierówno
. Jak się okazuje, dalej też są i będą jeszcze takie niespodzianki, zwłaszcza jak przejeżdża się przez wioski, widocznie są jakieś problemy własnościowe nie pozwalające na wcześniejsze remonty. Prace jednak trwają i prawdopodobnie w przyszłym roku gotowych odcinków pięknej i równej jak stół szosy przez Cres będzie więcej
.
Zatem minęliśmy miasto Cres, i zbliżamy się do niebieskiej plamy na mapie - Vranskog Jezera. Jak już tu jesteśmy i mamy czas, może warto byłoby go z bliska zobaczyć? Zajeżdżamy do miejscowości Vrana, która ku naszemu zdziwieniu okazuje się być skupiskiem zaledwie kilku domków
. Jak się okaże w ciągu następnych kilku dni, zaskoczeń i niespodzianek na Cresie i Losinju będzie duuuuuuużo więcej
. Okazuje się jednak, że do jeziora nie prowadzi żadna droga, a przynajmniej my jej teraz nie znajdujemy. Okaże się też później, że wstęp w jego okolice jest wzbroniony ze względu na to, że jezioro jest zbiornikiem słodkiej wody dla mieszkańców wyspy............
Zatem zadowalamy się niewiele pokazującymi ujęciami z góry:
Do Ustrine mamy już tylko kawałek i wkrótce znajdujemy się w położonej nieco w bok od głównej szosy wiosce. Miejscowość okazuje się naprawdę malutka, w sam raz dla nas
. Ale czy my znajdziemy tu sobie działającą i niedrogą kwaterę? Zostawiamy samochód w cieniu rachitycznego drzewka i wyruszamy na poszukiwania. Na domach jest kilka niebieskich tabliczek sugerujących, że można tam wynająć kwaterę, ale albo dom jest wyraźnie posezonowo zamknięty, albo nikogo w środku i tak nie ma. Zachodzimy do starszej pani, miejsce i apartament podoba się nam, ale podana cena 40 euro już mniej...... Pani schodzi do 35 ale to i tak dla nas za dużo, rezygnujemy, bo na nasze 30 pani zgodzić się nie chce
. Obeszliśmy całe Ustrine i niczego nie znaleźliśmy to może chociaż podejdziemy sobie jeszcze do małego ładnego kościółka. Zaczepia nas pewien człowiek i pyta czy nie potrzebujemy noclegu, po chwili oglądamy apartament, a po następnej już wnosimy do niego nasze rzeczy
. Za 5 nocy zapłaciliśmy 1000 kn co przy obecnych kursach dawało 28 euro za noc. To nasza najdroższa chorwacka kwatera
no ale wiedzieliśmy, że na Cresie tanio nie jest......... Ważne że udało się znaleźć tam gdzie chcieliśmy i za odpowiadającą nam cenę. Jesteśmy bbb zadowoleni
. Sam apartament do szczególnie obszernych nie należy i właściwie nie ma tarasu, telewizora ani widoku na morze, ale nam potrzebny będzie przecież tylko po to by się w nim umyć, przespać i ugotować jedzonko
a te warunki spełnia znakomicie....... A ponieważ pakując się nie zabraliśmy ładowarki do komórki Lidii ani radia, zatem przez przynajmniej kilka następnych dni będziemy odcięci od świata telewizyjno-radiowego
Gotujemy sobie obiadek i ponieważ jest jeszcze dość wcześnie (ok 16.00) postanawiamy odwiedzić ustrinską plażę. Miejscowość leży wysoko nad poziomem morza (przynajmniej 100 m) więc by nie tracić czasu podjeżdżamy sobie autkiem. Właściwie zjeżdżamy
. Ale co to był za zjazd
, na jedynce i mocno wciśniętym hamulcu............ na szczęście w dół prowadzi wąski asfalcik i kawałki betonu więc chociaż z nawierzchnią problemu nie było.
Parkuję w zatoczce, a dla tych, którzy chcieliby odwiedzić Ustrine powiem, że z parkowaniem nie ma tam kłopotu, niedaleko plaży znajduje się kilka placyków na których może mieścić się naprawdę sporo aut. Schodzimy na skałki, idziemy w prawo.
Plaża główna wygląda tak
My jednak chcielibyśmy poplażować nieco swobodniej
zatem opuszczamy to piękne miejsce i idziemy w lewo. Tu droga po skałkach jest nieco dłuższa i trudniejsza ale w końcu jest
Plaża mniej główna wygląda tak
i oczywiście wcale nie trzeba do niej iść po skałkach, jak się okazuje później prowadzi do niej ścieżka z wiodącej wzdłuż ustrinskiej zatoki szutrowej drogi........
Na plaży jest już jedna para, my zatem rozkładamy się w przeciwległym jej końcu i w pełni możemy oddać się popołudniowemu, trwającemu aż do wieczora, odpoczynkowi....... Kąpiemy się, pływamy, woda nie jest gorąca, ale jednak zadziwiająco ciepła i baaaaardzo słona
. Plaża jest naprawdę świetna, ma drobny żwirek, i łagodne, prawie piaszczyste wejście do wody, co jest dość ważne bo okazało się że zapomnieliśmy wziąć z domu butów do pływania
. Na tej plaży buty jednak nie są konieczne.
To był ciekawy, wypełniony aż po brzegi wrażeniami dzień
c.d.n.