Sobota, 20 września c.d.
Jadąc z Pocitelj w kierunku Mostaru w miejscowości Buna skręcamy w kierunku Blagaj, gdzie chcemy zobaczyć znajdująca się tam lokalną ciekawostkę przyrodniczą czyli źródło rzeki Buny oraz znajdujący się tuż obok dom derwiszów czyli tzw. tekiję.
znalezione w sieci............
"Blagaj, dawna stolica Hercegowiny, czasy świetności ma już dawno za sobą. Pierwsze ślady osadnictwa datowane są na X wiek p.n.e., później istniał tu rzymski fort, a w XV w. wybudowano zamek. Rola miasta malała jednak wraz z rozwojem Mostaru. Tekija, dom derwiszów (główna atrakcja Blagaju), powstał w XV w., tuż po podboju tych ziem przez Turków. Wystrojem przypomina podobne obiekty w Mostarze, ale jego położenie jest niezwykłe - tuż obok bije źródło rzeki Buny, jedno z największych w Europie (43 tys. litrów wody na sekundę). Atmosfera sprzyja kontemplacji. Aby docenić malowniczość miejsca, trzeba się jednak trochę natrudzić. Najlepszy punkt widokowy znajduje się po drugiej stronie rzeki. Należy więc przejść przez mały mostek, okrążyć restauracje i bary, mimochodem zaglądając na ich zaplecza, i omijając zarośla, iść jeszcze kilkadziesiąt metrów ścieżką w stronę źródła. Z groty (za drobną opłatą można się tu dostać na pontonie) wypływa rzeka. Z tego miejsca już w całej okazałości można podziwiać Tekiję - biały, zgrabny budynek z brązowymi oknami, wykończony drewnem. Na ogromnej skale nad miastem sterczą ruiny zamku Stjepan Grad z XV w. Szare mury zlewają się ze skałą w podobnym kolorze. W Blagaj oprócz głównej atrakcji którą stanowi tekija, znajduje się też Velagića kuća, turecka siedziba z 1776 r. Składa się na nią kilka białych domów z szarymi dachami ulokowanych nad samą rzeką, w cieniu bujnej roślinności."
Boczna droga do Blagaj wygląda np. tak
Nie było trudno trafić do tekiji, po prostu jedziemy główną ulicą małego miasteczka aż do jej końca i tam zostawiamy samochód. Co kawałek na asfalcie porozmieszczane są progi zwalniające ruch, pewnie z powodu sporych ilości turystów odwiedzających to miejsce. Pierwsze wrażenie jest sympatyczne, całkiem już spora rzeka Buna faktycznie wypływa spod skał, właściwie spod wielkiej góry opadającej tu w dół pionową ścianą. Tuż przy grocie, jakby zawieszona nad rzeką, rozlokowała się tekija. Całość jest bardzo malownicza, rzeka szumi bo jest tu też niski, ale szeroki wodospad. Do środka nie wchodzimy, raz, że nas wnętrze jakoś szczególnie nie interesuje, a dwa, że akurat zawładnęła nim hałaśliwa wycieczka lokalnej młodzieży
. Nad rzeką są liczne, puste teraz restauracje, a na drugą jej stronę można przejść jednym z dwóch mostków. Tak też i robimy, podchodzimy sobie jak najbliżej się da do skały i groty, a nie było to takie oczywiste, bo dostępu broni furtka
. W każdym razie jakby się jeszcze ktoś wybierał w to miejsce to może bez problemu przeszkodę tę pokonać, miejsce jest ogólnodostępne i można wchodzić. W nasze ślady idzie starsze francuskie małżeństwo, wspólnie podziwiamy wypływającą rzekę.
Po tej krótkiej wizycie w Blagaj wsiadamy do samochodu i odjeżdżamy.
Wracamy przez Pocitelj i kierujemy się prosto na przejście graniczne w Metkovic. Odprawa nie trwa długo i znowu jesteśmy w Chorwacji
Mamy sporo czasu, dopiero minęło południe, dlatego nie spiesząc się, podziwiając okolicę jedziemy przed siebie. Najpierw na naszej drodze jest ujście Neretvy i płaska delta rzeki z wystającymi miejscami pojedynczymi i zgrupowanymi skałkami, miejsce naprawdę zachwycające. Pola uprawne poprzecinane kanałami to jednak jakiś ewenement na chorwackim wybrzeżu.........
. Niedługo potem wybrzeże normalnieje, czyli znów jedziemy drogą na zboczu góry
mijamy
Klek i za chwilę znowu wjeżdżamy do BiH, oczywiście bez jakiejkolwiek kontroli. Przejeżdżamy przez
Neum, sporą, wyposażoną nawet w hotele z basenami miejscowość, jedziemy, jedziemy a tu drugiej granicy nie widać. Właściwie myślałem już że jej nie będzie że może jest tylko z jednej strony, co wydawało mi się dziwne, ale w końcu przejechaliśmy i przez drugą granicę. Cały czas jest tak pięknie, że aż zapiera dech od tak wspaniałych widoków
, wzmocnionych jeszcze przez towarzyszącą nam przepiękną pogodę, morze jest coraz węższe i węższe a Peljesac coraz bliżej............ Tuż przed wjechaniem na niego zatrzymujemy się na chwilę, musimy przemyśleć sobie jak i gdzie szukać miejscowości na te kilka dni i w niej kwatery. Początkowo mieliśmy jechać do
Żuljany, ale odpuszczamy tę miejscowość, zobaczymy gdzie indziej nas koła powiozą
Skręcamy na Peljesac. Jedziemy wolno, podekscytowani kolejnym całkiem nowym rejonem do którego udało się nam wspólnie dojechać. Mijamy
Ston, wjeżdżamy w fascynujący śródgórski teren półwyspu, mijamy kolejne wioski, m.in. zupełnie nieciekawe, położone wzdłuż drogi
Drace. Skręcamy do pierwszej miejscowości wytypowanej jako ewentualna docelowa, do
Sreseru. Nie ma tu gór, teren jest prawie płaski, sama wioska malutka i prawie całkiem wyludniona, przynajmniej sprawia takie wrażenie. Ogólnie podoba się nam, zwłaszcza widoki w kierunku znajdującej się właściwie naprzeciwko delty Neretvy, ale może popatrzymy jeszcze gdzie indziej. Mijamy
Janjinę i kierujemy się zobaczyć jak jest w
Trsteniku. Zjeżdżamy w dół, wioska jest bardzo malowniczo położona, półkoliście nad zatoczką, ale to nie to, czego szukamy, odjeżdżamy. W końcu szukanie kwatery można też potraktować jako zwiedzanie okolicy............
Teraz spróbujemy zobaczyć jak jest za innym tunelem niż ten znany nam już hvarski, tunelem w
Potomje. Ten nie jest aż tak ciekawy, znacznie krótszy, szerszy i oświetlony
.Za to widok za nim
oszałamiający..........
. Skręcamy do
Potocine. I tu szok, wąziutka dróżka wije się po stromym zboczu, zakręty są czasem tak wąskie, że nie da rady wziąć ich na raz, szybko rezygnujemy z tego miejsca zwłaszcza że nie wiem co będzie na dole, czy znajdziemy jakąś działającą kwaterę. Zawracam z niemałym trudem, widząc moje manewry obciążonym samochodem przepuszczają nas jacyś niemieccy rowerzyści. To zupełnie nie dla nas, ani dla kogoś kto ma zamiar dużo zwiedzać, codzienne jeżdżenie taką drogą to męczarnia, na stacjonarny pobyt miejsce pewnie ok, bo naprawdę jest tu niezwykle pięknie. Teraz zwiedzimy sobie
Borje i Podobuce. Przejeżdżamy przez przepiękny Peljesac, jakież to jest cudowne i wspaniałe miejsce
już od pierwszego przejazdu półwysep robi na nas naprawdę piorunujące wrażenie. Fantastyczny jest odcinek niedaleko przed Orebicem, gdy ze środka gór droga wyjeżdża na południowy brzeg półwyspu. Skręcamy do Borje, spacerujemy po Podobuce, ładnie tu ale z tego co słyszałem drogo, wszędzie pełno samochodów z różnych krajów, Czesi, Niemcy, Austriacy, oczywiście też Polacy. No nic, powoli robi się późno, trzeba by się już na coś w końcu zdecydować. Jedziemy zatem tam gdzie od początku miałem ochotę spędzić te kilka dni, czyli do
Duby Peljeskiej.
Wracamy zatem kilkanaście kilometrów i skręcamy na Trpanj. Tuż przed nim w lewo odbija boczna droga, skręcamy ponownie. Po drodze mijamy sławną zatokę Divna, teraz jest tutaj zupełnie pusto, camping najwyraźniej już nie działa, nie zatrzymujemy się. Może to był błąd, bo tak naprawdę wcale nam się tu nie spodobało, może przy bliższym poznaniu zatoka pokazałaby nam w pełni swoje walory i piękno z których przecież słynie, tym razem tak się nie stało
. Za Divną droga wiedzie tuż przy brzegu morza, po chwili jazdy jesteśmy w Dubie. No cóż, nie będę ukrywał, że to miejsce zachwyciło nas od razu. Składa się właściwie z dwóch części, jednej położonej tuż nad morzem gdzie jest kilkanaście domów, kościółek i przystań rybacka, oraz drugiej, kilkaset metrów od morza w głąb doliny ciągnącej się jeszcze dalej aż pod szczyt sv Ilja. Niestety, znalezienie kwatery okazało się w Dubie praktycznie niemożliwe
. Większość domów, opuszczona przez poprzednich mieszkańców popada w ruinę, bądź jest trochę wyremontowana i stoi zamknięta na głucho. Prawie nie ma nowych domów. Gdzieniegdzie tylko można dostrzec napis sobe, apartamentów nie ma prawie wcale. Wyraźnie widać, że nawet jeżeli gdzieś są ludzie, to raczej nie są to stali mieszkańcy tylko właściciele, którzy przyjechali skądś na weekend, lub wrześniowy urlop. No nic, reasumując, kwatery nie znaleźliśmy, a szkoda, bo wydaje mi się, że Duba to jedna z najciekawszych wsi na Peljescu. Niedługo potem dowiedzieliśmy się, że nasze przypuszczenia były słuszne, większość domów w Dubie została wykupiona przez Chorwatów mieszkających w Stanach i miejscowość ożywa tylko w czasie wakacji.
Jest już naprawdę późno, najwyższa i ostateczna pora na to by wreszcie gdzieś się rozlokować. Nie będziemy już jechać daleko, najbliżej mamy do
Trpanja, który nie był co prawda brany pod uwagę jako miejsce pobytu, teraz będzie musiał się nim stać
. Trpanj większości znany jest zapewne tylko z tego, że przypłynęli bądź odpłynęli stąd promem do Ploce, nie jest mały, wydaje mi się, że na Peljescu większy jest od niego tylko Orebic. Najpierw pojechaliśmy w prawą stronę miasteczka, w kierunku campingu Vrila, ale tu nic nam za bardzo nie odpowiadało, a jak nawet zapytaliśmy o wolny apartament w ładnym niedużym domku, usłyszeliśmy dziwne jak na koniec września pytanie czy mieliśmy rezerwację
. Zatem szukamy w części położonej nad centrum, w uliczkach na górze. Widząc nasze manewry zaczepia nas kobieta, pytając czy potrzebujemy noclegu. Od razu pokazuje nam apartament w jednym z 3 jak się później okazało należących do niej domów. Ponieważ jest późno nie mamy już dużego wyboru, zresztą miejsce nam odpowiada. Mamy piękny widok na Trpanj i morze, w oddali Makarska Riviera i Biokovo. Pytamy o cenę, tak jak na Hvarze pada 25 euro. A my jak tam, również i teraz mówimy 20
i jest ok
. Od razu płacę i rozpakowujemy się. Tym razem apartament nie jest tak duży i przestronny jak ten w Ivan Dolac, ale za to ma TV i klimatyzację oraz 2 osobne wejścia
Późnym wieczorem, już po rozpakowaniu i zjedzeniu wreszcie obiadu wychodzimy na taras w spokoju pooglądać nowe widoki. Od razu naszą uwagę przykuwa wyraźnie widoczna czerwona łuna na zboczach Biokova. To pożar
. Ale gdzie i co się tam pali
. Usiłujemy naszym aparacikiem z naładowanymi już bateriami zrobić jakieś zdjęcia, efekt jest taki:
Dopiero później z wiadomości w chorwackiej telewizji dowiedzieliśmy się, że był to pożar w Makarskiej wywołany iskrzącymi przewodami wysokiego napięcia, który pochłonął około 800 hektarów lasu............
A my, będąc w Trpanju, obserwowaliśmy go z odległości około 40 km.
c.d.n.