Dzień dziewiąty, sobota, 20 września
Budzę się wcześnie, jest jeszcze całkiem ciemno, szybki rzut oka na niebo pozwala mi dostrzec na nim liczne gwiazdy. A zatem mamy ładną pogodę, bardzo mnie to cieszy
. Cały czas żałuję pochmurnego nieba nad sv Jure, ale cóż, no tak nam to niestety wczoraj wypadło. Powoli robi się jasno, Lidia otwiera oczy, ale jak zwykle nie bardzo chce jej się wstawać. Właściwie mnie też się nie chce, jest zimno, zatem opuszczanie ciepłych śpiworów nie należy do wielkich przyjemności
. Poza tym i tak musimy poczekać, aż słońce wzejdzie nieco wyżej i oświetli nasze wodospady, bo na razie są w całkowitym cieniu. Najpierw krótka toaleta, potem szybkie śniadanie i schodzimy nad wodospady a daleko nie mamy, spaliśmy tuż przy nich, właściwie nad nimi, przy rzece. Ja byłem tutaj już w czerwcu, dla mojej towarzyszki to pierwszy raz w tym miejscu.
No i wszystko fajnie, jest pogoda, są wodospady, mamy aparat, mamy nawet baterie, co z tego, jak w bateriach nie ma już wcale prądu
Wyładowały się, zresztą żadna z trzech par jakie mamy nie nadaje się obecnie do użytku. No i aparat również w związku z tym do użytku się nie nadaje
. Nauczeni tym doświadczeniem, po powrocie od razu zakupiliśmy nową ładowarkę, taką z samochodową końcówką, aby na przyszłość uniknąć podobnych niespodzianek. Ale teraz też jest jakieś wyjście, Lidia przed wyjazdem jakby przeczuwając taką możliwość wyczerpania słabych już akumulatorków zakupiła za jakieś grosze kartę 1GB pasującą do naszej kamery. Kamera jak wiadomo służy do kręcenia filmów, pstryka fotki się nią fajnie, ale cóż, efekty tego są nienajlepsze, a to jest bardzo łagodne określenie
Dziś jednak będziemy się musieli z tym pogodzić chcąc mieć cokolwiek uwiecznionego w formie zdjęć. Tak więc i jakość tego co tu pokażemy będzie niestety bardzo słaba
Ale wracajmy do wodospadów
Cóż by tu można napisać - są ładne, oświetlenie porannym słońcem padającym z przeciwnej strony dodaje im uroku. Ale tak jak i w przypadku niskiego poziomu Modrego jeziorka, tak i tu, jesienna pora powoduje że nie spada nimi zbyt dużo wody. Poza tym dopiero teraz, gdy jest jasno, widać jak bardzo okolica jest zaśmiecona, wszędzie wala się pełno papierów, puszek i worków foliowych. Staramy się tego nie widzieć, ale i tak sprawia to raczej smutne wrażenie. No i oczywiście nie robimy tym śmieciom zdjęć
. Przy brzegu są jakieś zamknięte budki, zapewne prowizoryczne restauracje, a w okolicy oprócz nas nie ma nikogo. Miejsce jest z pewnością sympatyczne, wrażenie robi pojawiający się już z drogi widok wodospadu wśród zarośli, ale z pewnością do Plitvic nie ma porównania
Jakiś czas łazimy nad brzegiem rzeki, wiem, że w lecie można się tu kąpać, teraz nie odważyłbym się na taki krok, (no chyba że w akcie wielkiej desperacji upałem
) bo woda jest bardzo zimna. Nie możemy tylko odgadnąć jak można przedostać się na drugą stronę rzeki poniżej wodospadu, nie ma tu żadnego mostku, a widać, że trawa jest wydeptana, są też jakieś drewniane budynki.
Jak około 9 odjeżdżamy już znad wodospadu, mijamy pierwszych ludzi którzy dziś tu dotarli, jakąś autokarową wycieczkę.
Przy tym zakolu rzeki mieliśmy nasz nocleg
A teraz dla poprawienia walorów estetycznych relacji
kilka zdjęć z czerwca i sprzed całkowitego ''padu'' baterii.............
wrzesień
wrzesień
wrzesień
czerwiec
czerwiec
czerwiec
czerwiec
czerwiec, droga dojazdowa do wodospadów, widok w kierunku Ljubuski
Jedziemy drogą w kierunku Capljiny, mijamy drogę do Medjugorje ale nie skręcamy, byliśmy tam w sanktuarium już w 2005 podczas powrotu z Czarnogóry. Byliśmy...... i wystarczy
W Capljinie skręcamy w lewo w główną drogę Metkovic - Mostar i po 2 kilometrach jazdy w kierunku Mostaru jesteśmy w Pocitelj. To też moja druga wizyta w tym miejscu, w czerwcu padał deszcz, teraz mamy piękne słońce i przyjemną temperaturę
.
czerwiec
czerwiec
czerwiec
czerwiec
Stare, tureckie miasteczko jest na wpół zrujnowane, ale pewna część domów jest ładnie odnowiona, dotyczy to również meczetu do którego można wejść, co z chęcią czynimy. Nie jest już tak wcześnie, zatem pojawiają się autokary z których wysypują się tłumy ludzi, wypoczywających zapewne na chorwackim wybrzeżu. Podchodzimy jeszcze do górującej nad miasteczkiem twierdzy, tu, mimo tego że wcale nie jest wysoko ani daleko, dociera niewielu ludzi, roztacza się z niej ładny widok na okolicę, kamienne miasto, góry i połyskujące w dole pasmo Neretvy.
Znalezione w sieci:
''Pocitelj leży blisko granicy z Chorwacją (ok. 30 km na południe od Mostaru). Ze względu na dogodne usytuowanie - obok rzeki i niedaleko morza - był bazą i kryjówką piratów. W XV w. przejęli go Turcy i to oni pozostawili najtrwalsze ślady. Pocitelj jest niewielki, da się go zwiedzić pieszo w jakieś 2 godziny, ale trzeba się nastawić na chodzenie pod górę. Idąc wzdłuż kamiennego muru, mija się stoiska z pamiątkami i restaurację w dawnej szkole koranicznej - budynek z przełomu XV i XVI w. ma dach złożony z sześciu kopuł. Wspinając się ku zamkowi po drodze mija się meczet Hadżi-Alii z 1563 r. z białego kamienia, z jasnoszarym dachem. Na lewo od meczetu znajduje się rząd kranów - w sam raz by napić się wody i zmoczyć twarz podczas upalnego dnia. Obok stoi Dom Artystów Bośni i Hercegowiny, ma białe ściany i ładne, półokrągłe okna. Widać już Neretwę, która płynie tuż obok miasta. Czubek minaretu nakłada się na zarys czworobocznej wieży zegarowej (Sahat kula) z 1664 r. Wreszcie ruiny tureckiego zamku na skarpie. Dobrze zachowane mury porosły krzakami. Po wspięciu się na najwyższy punkt, na wieżę, można objąć wzrokiem dwie części miasteczka, tę starą, zabytkową na zboczu wzgórza i nową, na płaskim tarasie przy brzegu Neretvy.''
mała sprzedawczyni owoców
Wizyta w Pocitelj budzi we mnie mieszane uczucia, z jednaj strony widać, że powolna odbudowa następuje głównie ze środków unijnych, nie sposób tego nie zauważyć bo wszędzie są informujące o tym tablice, meczet zaś zyskał swój wygląd dzięki dotacjom tureckim. Wszędzie wiszą niebiesko żółte flagi państwa Bośnia i Hercegowina, wszystko jest tak pięknie, pełna sielanka. Tak zapewne chcieliby to widzieć i tak widzą to decydenci i urzędnicy w Brukseli. Jednak z drugiej strony jakże bardzo rzucają się w oczy chorwackie flagi w każdej niemal okolicznej miejscowości oraz zamazane czarną farbą, pisane cyrylicą nazwy tych miejscowości na drogowskazach. A przecież tak niedaleko jest miasto Trebinje, gdzie sytuacja jest zupełnie odwrotna..........Właśnie w takich miejscach jak to, tak bardzo nie daje o sobie zapomnieć sztuczność tego dziwnego, wielokulturowego tworu o nazwie BiH. Może nie mam racji, może się mylę, nie jestem historykiem ani socjologiem ale sądzę, że nie jest to dobra sytuacja, wielokulturowość i dobrosąsiedztwo sprawdzają się może, ale tylko do czasu...........
No ale skończę już te dywagacje i wracamy do Pocitelj, właściwie to my już z niego wyjeżdżamy, kierujemy się drogą w kierunku Mostaru. Miasto to również jest nam znane z 2005, z pewnością byliśmy tam zbyt krótko, może jeszcze kiedyś powrócimy na dłużej, ale teraz mamy inny cel. W każdym bądź razie, z ponownej wizyty w nim w czerwcu tego roku wyniosłem podobne uczucia jak z Pocitelj..................
c.d.n.