Dzień czwarty (poniedziałek) - 17.09 - Klek i Ribarica
Ciepłe śpiwory opuszczamy około 6.00 i po śniadaniu jedziemy ok. 20 km w kierunku Ogulina, zatrzymujemy się w miejscowości Bjelsko położonej na wysokości około 600 m n.p.m. skąd wychodzi najkrótszy i łatwy szlak na górę Klek 1182 m n.p.m. - kolebkę chorwackiego alpinizmu. Przejeżdżaliśmy przez Bjelsko (miejscowość nieistniejącą na naszej mapie, a wcale niemałą) w sobotę wieczorem i zauważyliśmy napisy i strzałki wymalowane na jednym z domów na początku szlaku czas 1,5h. Wtedy nie mieliśmy w planie wchodzenia na Klek. Zachęciło nas do wejścia to, że odległość jaką mieliśmy dziś do pokonania do planowanej przez nas bazy w Stinicy nad Jadranem była niewielka - 150km, no i to, że owszem pochodziliśmy poprzedniego dnia po Bijelych Stijenach, ale z niewyczerpującym aż tak przewyższeniem, prawdopodobnie w sumie to było około 600 - 700 m. Niestety pogoda nie jest już tak piękna jak wczoraj, niebo przykrywają ciemne chmury i wieje silny wiatr. Zostawiamy auto na mini parkingu przy drodze prowadzącej prosto na szczyt. Czas wymalowany czerwoną już mocno złuszczoną farbą na ścianie domu to 1h 45'. Ale to żadna różnica.
Bezproblemowa trasa prowadzi przez bukowy las chroniąc nas od wiatru, przypomina nam nieco wejście na Ślężę, najwyższy 'szczyt' najbliższych okolic Wrocławia. Po około półtorej godziny docieramy do zamkniętego schroniska położonego pod skałkami na wysokości 1000 m, mijamy je i szybko wchodzimy na szczyt. Szczyt Kleka to charakterystyczne skałki, dostrzegalne i łatwo rozpoznawalne z okolicy. Jego sylwetka jest oficjalnym symbolem Chorwackiego Towarzystwa Wysokogórskiego. Sam szczyt jest niestety oszpecony zespołem anten i betonową platformą położoną nieco poniżej. Jednak jako, że położony jest 'na skraju' gór Małej Kapeli, rozciąga się z niego niezły widok. Dziś niestety nieco ograniczony przez słabą widoczność, ale możemy dostrzec Bjelolasicę, Bijele i Samarske Stijene, Velebit oraz po przeciwnej stronie, na wschód - Licką Pljesivicę.
Wracając, zauważamy na skałach sporo haków i zaczepów do wspinaczki na ściance, niestety widzimy też kilka tablic pamiątkowych poświęconych ludziom, często bardzo młodym, którzy podczas tej wspinaczki na Kleku zginęli.
Widok na północ, w kierunku charakterystycznej skałki Klecice
Widok w kierunku morza
Ścianka pod kopułą Kleka ma nieimponujacą wysokość około 100m, ale to właśnie tu trenują chorwaccy wspinacze.
(sztucznie połączone trzy zdjęcia, gdyż program tworzenia panoramy nie był w stanie nawet namiastki stworzyć)
Ostatnie spojrzenie na Kleka
Około godziny 14 wyruszamy w kierunku wybrzeża, w końcu po 3 nocach spędzonych w samochodzie musimy wreszcie znaleźć nocleg w bardziej komfortowych warunkach. Pustymi drogami przez Jezerane i przełęcz Vratnik docieramy do Senj i skręcamy na południe. Naszym celem jest Stinica, miejscowość położona niedaleko Jablanaca, skąd odpływają promy na Rab. Jedziemy powoli, przechodzi nad nami chyba jakiś front bo czasem są czarne chmury i pada deszcz, a po chwili wychodzi słońce. Pierwszy nasz przejazd Jadranką robi na nas duże wrażenie, a największe chyba brak jakichkolwiek zabezpieczeń na niektórych fragmentach drogi, a i symboliczne półmetrowe betonowe słupki w innych miejscach do najsolidniejszych zaliczyć nie można.
W końcu docieramy do Stinicy, która okazuje się być nieciekawym osiedlem apartamentowców i z miejsca robi na nas złe wrażenie. Tuż po wjeździe zaczepia nas jakiś człowiek proponując kwaterę. Oglądamy i pytamy o cenę za 6 nocy, odpowiedź '200 euro' lekko nas szokuje, właściciel szybko schodzi na 150, ale to i tak za dużo zwłaszcza za fatalny standard (brak części kafelek w łazience, łuszcząca się farba ze ścian i wilgoć, w kącie pokoju pozostawione jakieś części silnika motorówki). Na nasze 120 euro właściciel stwierdza, że to mało - więc nie zarobi wcale. Przebiegamy błyskawicznie przez Stinicę, ale okazuje się, że poza domami wynajmowanymi przez biuro turystyczne, nic innego tam nie ma, żadnych stałych mieszkańców. Wyjeżdżamy stamtąd szybko, nieco jednak zmartwieni, miał to być nasz dobry punkt wypadowy na następne 5 dni.
Jedziemy dalej na południe podziwiając surowe piękno krajobrazu schodzących do morza gór. Postanawiamy znaleźć coś w miejscowości Ribarica, kilka km przed Karlobagiem. Już szybki rzut oka na miejscowość pozwala nam stwierdzić, że większość domów jest zamknięta, a po kilku chwilach stwierdzamy, że te otwarte są niestety bardzo drogie. Po kilku próbach negocjacji w końcu decydujemy się na samodzielny apartament - studio za 25 euro. No i w końcu możemy się rozpakować i porządnie umyć po półtora dnia spędzonych w górach. Gospodarze - starsi ludzie zapewniają nas, że morze jest ciepłe jak dla nas, 21 stopni, no a przecież Bałtyk nawet latem ma 16. Prognozy pogody nie są idealne, ma być trochę pochmurno.
Dzień piąty (wtorek) - 18.09 - odpoczynek
Następny dzień faktycznie wita nas chmurami, a ponieważ i tak mieliśmy w planie raczej odpoczynek, postanawiamy zwiedzić miejscowość. Idziemy wzdłuż skalistego wybrzeża, oglądamy plaże ulepione z betonu na skałkach w morzu, podziwiamy inwencję właścicieli tych plażyczek o mikroskopijnych rozmiarach, może kilku m kwadratowych, do których prowadzą wąziutkie ścieżynki i schodki prosto z ich domków. Z takiej plaży do wody się skacze jak z pomostu, gdyż jest odpowiednia głębokość. Łapie nas ulewa, którą przeczekujemy w 'garażu' na łódkę, podczas powrotu - kolejna ulewa, ta zalewa nas dokumentnie, tym razem nie zdążyliśmy się nigdzie schować.
Do końca dnia grzmi i polewa chwilami intensywnie. Dopiero wieczorem jeszcze przed zachodem słońca robi się sympatycznie, spokojnie i cieplutko, więc wychodzimy z naszym sprzętem foto załapać się na zachód słońca. Słońce ładnie zachodzi i udaje się nam zrobić parę zdjęć.
c.d.n.....