Witamy
gorąco wszystkich czytelników naszych dotychczasowych relacji i tych, którzy zechcą do nich dołączyć
i zapraszamy do potowarzyszenia nam we wspomnieniach z naszego drugiego wspólnego urlopu w chorwackich okolicznościach przyrody
Naszą relację z tegorocznego wrześniowego wyjazdu do Chorwacji postanowiliśmy wzorem niektórych innych użytkowników
cro.pl zamieścić na forum jako kontynuację zeszłorocznego wątku, zmieniając odpowiednio jego tytuł o tegoroczną datę, pozostawiając góry, wyspy i jeziora bo co nieco z każdej z tych form przyrodniczych udało nam się również i teraz zaliczyć
A zatem zaczynamy...........
Mimo nie do końca sprzyjającej pogody w drugiej połowie września 2007 czyli podczas naszej pierwszej wyprawy do CRO zdecydowaliśmy się na tegoroczny wyjazd w tym samym terminie. Ponieważ chcąc zobaczyć i poznać nowe rejony Chorwacji tym razem wybieraliśmy się bardziej na południe, liczyłem, że bura, która tak mocno dała nam się we znaki w zeszłym roku, nawet jak się przytrafi nie będzie aż tak silnie odczuwalna tam, gdzie zamierzaliśmy się wybrać. W końcu wiele nie ryzykowaliśmy, tym razem miejsce pobytu nie miało być w bezpośrednim sąsiedztwie "burotwórczych" gór, Velebitu ani Biokova. Liczyłem też, że będąc niżej na mapie natrafimy na cieplejsze niż w zeszłym roku morze (temperatura około 20 st C jakoś nas nie satysfakcjonuje.......
), aspekt nie bez znaczenia o tej porze roku. Ważną sprawą przy wyborze terminu była również duża dostępność kwater (jak się okazało, nie tak do końca), no i oczywiście ich cena. No i czynnik decydujący o terminie, gwarantujący nam udany urlop (ci, którzy nas już trochę znają, wiedzą o co chodzi) : BRAK TŁUMÓW......
Chcąc zyskać jak najwięcej czasu, start zaplanowałem już na
piątek, 12 września, dzień jak zwykle roboczy i jak zwykle z góry nastawiałem się na duży ruch na drogach. Tu uwaga dla czytelników: zwykle NIE poruszamy się autostradami
zatem dotyczą nas korki, objazdy na zwykłych drogach itp. Z pewnością wielu uzna nas, lub już uznaje
za nieszkodliwych dziwaków, jednak dla nas taka jazda ma wiele zalet o których trudno tutaj mówić.
Po dniu spędzonym normalnie jak zwykle w pracy (nie udało mi się niestety wykroić jakiegoś dodatkowego wolnego
) wyruszam do Brzegu po Lidię, która ten dzień spędziła w domu na ostatnich przygotowaniach i zakupach. Tam szybkie pakowanie i już maxymalnie obciążonym autem wyruszamy na południe w kierunku granicy PL/CZ. Aha, no tak granic już nie ma, kolejny raz uświadamiam sobie ten miły skądinąd fakt odganiając myśli o czasie oczekiwania na jej przekroczenie co miało miejsce jeszcze kilka lat temu, a jednak bardzo zapadło w pamięć. Przez niewielkie wioski docieramy do Nysy, tankujemy i w Głuchołazach przekraczamy tę nieistniejącą już na szczęście barierę. Zaraz za granicą zatrzymujemy się aby się nieco posilić, w końcu zaaferowani wyjazdem nie jedliśmy wcale obiadu i żołądki dopominają się już aby je nieco zapełnić. Wcinamy szybko uprzednio przygotowane danie obiadowe. Powoli robi się coraz ciemniej, jest bardzo brzydka pogoda, chłodno, ciemne chmury przetaczają się przez okoliczne wzgórza. Jeszcze tylko napój energetyczny i ruszamy w dalszą drogę. Taką drogą przez Czechy będziemy jechać po raz pierwszy więc mam pewne obawy czy uda się nam zbytnio nie błądzić, do tej pory po wielokrotnej jeździe przez Brno mapa nie była mi wcale potrzebna, teraz prawie na stałe ląduje u Lidii na kolanach
Tuż za Vrbnem pod Pradedem niespodzianka - objazd do Bruntala, żwawo zatem pomykamy boczną drogą. Przed Sternberkiem - bach, kolejny objazd i kolejna wąska i kręta dróżka. Olomouc mijamy bardzo szybko bo trasa prowadzi obrzeżami a potem musimy uważać by nie wjechać na autostradę
Kolejnym miastem jest Prerov i tu, a jakże, kolejny, trzeci już tego wieczoru objazd
Tak jakbym powoli tracił już cierpliwość
i stwierdzamy zgodnie, że chyba jednak mamy dzisiejszego wieczoru pecha........... Ale przecież 13 jest dopiero jutro, jakoś nienajlepiej to wróży. Bacząc na znaki mijamy Uherske Hradiste i już "witamy się z gąską" czyli w tym przypadku ze Słowacją a tu co? Kto zgadnie? Kolejny czwarty już objazd w Strażnicach..........
to już naprawdę lekkie przegięcie ....... Krótki rzut oka na mapę i wygląda to jeszcze gorzej bo tym razem to już będziemy musieli nadrobić naprawdę sporo kilometrów. Mimo znaków objazdu jedziemy prosto przez miasteczko. Jestem nieźle wkurzony bo według planu o tej porze to już powinniśmy się szykować do snu w okolicach Bratysławy a tu zbliża się godzina 22 a my jeszcze wciąż jesteśmy w Czechach. Nagle
czeski policyjny lizak pojawia się tuż przed nami
stop, kontrola. Zatrzymuję się posłusznie, jechałem wolno, więc teoretycznie nie mają się do czego przyczepić ale skoro czeka nas już czwarty objazd, to może jeszcze panowie zechcą zobaczyć zawartość mojej apteczki albo coś równie oryginalnego
Jednak na szczęście to zwykła kontrola dokumentów, policjant ogląda je skrupulatnie w świetle latarki i pozwala jechać dalej. Dalej, ale dokąd? za chwilę powinien być koniec drogi, wszak nie skręciłem za strzałką objazdu........... Ok 1 kilometra dalej, już na obrzeżach miasteczka biało czerwone kółko na środku drogi bezlitośnie zabrania kontynuowania jazdy. No nie, jednak się nie uda ominąć objazdu
Nie odważę się wjechać za zakaz wjazdu, zwłaszcza, że w sumie nie wiem przecież z jakiego powodu droga jest zamknięta. Zawracam i tuż za nami widzę skręcający w bok policyjny wóz, ten sam w którym siedzieli policjanci dopiero co nas kontrolujący.............. Chyba liczyli na łatwy zarobek na łamiącym przepisy Polaku a tu jednak nic z tego nie wyszło
Od razu poprawiają się nam humory, rozbawieni, ale i trochę zaskoczeni ruszamy "w objazd". Przez Hodonin i Holic wjeżdżamy na starą drogę do Bratysławy i w znanym nam miejscu przed Malackami skręcamy w sosnowy las. To bardzo fajne miejsce, dość daleko od drogi, suche podłoże, bez zarośli. Krótka toaleta i kolacyjka w świetle latarki i szybko (bo jest już około 23) zasypiamy..........
c.d.n.