Rozdział 1: Camping MiočićOdcinek będzie krótki z praktycznie samymi suchymi faktami.
Może się komuś przydadzą, bo na forum nie znalazłam nic o tym miejscu.
Camping Miočić nie jest zbyt duży. W górnej jego części znajdują się miejsca przede wszystkim dla kamperów, a w dolnej dla namiotów. Jeżeli ktoś planuje na nim pobyt, to warto parę dni wcześniej napisać maila do właścicieli i zarezerwować sobie kawałek placu.
Ceny umiarkowane. Za dwie osoby, namiot, prąd i podatek zapłaciliśmy 171 kun za dobę.
Warto jednak dodać, że standard łazienek przekroczył nasze oczekiwania.
Czyściutko i pachnąco.
Parcelki pod namioty są super przygotowane i w cieniu. Podłoże nie jest kamieniste, więc nie ma problemów z wbijaniem śledzi, ale my w tym roku zastosowaliśmy inną metodę:
I to był strzał w dziesiątkę. Inaczej nie wiem jak skończyłaby się bora i grad, który dorwał nas pierwszej nocy.
Po podróży, rozpakowaniu i degustacji wina spokojnie zasnęłam w hamaku...
... apropo hamaka- drzewka oliwne i figi są oczkiem w głowie gospodarza i nie można ich używać do zawieszania hamaków, chyba że pod linkę podłoży się podusię... serio- podusię.
Na szczęście można sobie z tym spokojnie poradzić, bo ja bez hamakowania wakacji sobie nie wyobrażam.
Wracając do pierwszej nocy... nagle zaczął podać lekki deszcz, który po chwili zamienił się w gradobicie i największą borę jaką widziałam. Jedyną stratą po tej pełnej emocji nocy, była nasza lodówka, która najpierw poraziła prądem Artura i zaraz później przestała działać.
Miała już swoje lata, więc bez większego żalu kupiliśmy nową, a że trafiliśmy super promocję w Plodine w Pagu to już w ogóle super.
Mogło być gorzej.
Na terenie campu jest knajpa, która każdego wieczoru była pełna ludzi. Fajny wystrój i wieczorna atmosfera.
Każdy znajdzie tam dla siebie coś dobrego. Palacinki też oczywiście są.
Gospodarz raz na jakiś czas robi dużą pekę i tego dnia przechodzi cały camp i spisuje chętne osoby. My skusiliśmy się dwa razy. Peka to nasz ulubiony rodzaj podania jedzenia w Cro. Najbardziej lubimy tę z ośmiornicą, ale tym razem były to peki mięsne.
Podane trochę inaczej niż te, do których przywykliśmy i muszę szczerze powiedzieć, że smakowały gorzej. Żeby nie być źle zrozumianą… były naprawdę pyszne, ale wolę takie bardziej podpieczone niż gotowane.
Czekając na pyszności, można grać w grę: kto znajdzie więcej jaszczurek, bo jest ich na całym campie sporo.
Przy campie nie ma plaży, która zachwyca i wbija w fotel, ale dla nas bardzo ważne było to, że był port, gdzie mogliśmy cumować Uninurka, a i wodowanie było proste, bo był slip.
Plaży może i ładnej nie było, ale zachody już tak.
I tak powstał krótki i rzeczowy odcinek.
Następne mam nadzieję będą ciekawsze.