To czas teraz na moją relację.Niewprawna jestem w tym kierunku to cudo to nie będzie,ale zawsze coś .Planowo mieliśmy jechać na Istrię(jak podawałam w kalendarzu),ale jakoś tak się porobiło,że pojechaliśmy do Drvenika.
W sobotę 1 września od rana pakowanie walizek,prowiantu trochę na pobyt(a czemuż by nie?),wsadzenie wszystkiego i nas oczywiście też-2 osoby do naszej glanc nówki kijanki(ceeda) i start nastąpił ok.godz.10.Przed 12godz.przejeżdżamy granicę w Zwardoniu,nabywamy winietkę i zaczyna się droga przez mękę(deszcz i droga w budowie)do autostrady słowackiej.Gdzieś tak w okolicach Trencina pogoda przyzwoita się zrobiła, to i humory nam się poprawily i zaczęliśmy wreszcie mieć wrażenie,ze na wakacje jedziemy[/img][/URL][/img]Przed Bratyslawą jemy jakiś obiad i dalej w drogę.Granicę z Węgrami,jak wszystkie, inne przekraczamy z marszu.Celnicy tylko rzucają okiem na okładkę i puszczają dalej.Drogą przez zachodnie Węgry jedziemy piąty raz,więc trzymanie się trasówki nie sprawia nam najmniejszego kłopotuNa drodze cisza i spokój.Są długie chwile kiedy droga i pola wokół należą tylko do nas.Tak pusto,że aż dziwnie Trochę po godz.19 przekraczamy granicę w Redics i jesteśmy w Słowenii.Zawsze przekraczaliśmy granicę Letenye-Gorican,ale w ramach" czegoś nowego"pojechaliśmy te kilka kilometrów przez Słowenię.Potem przejscie w Mursko Stredisce i nareszcie HRVATSKA!
Wymieniamy trochę euro na kuny(na autostradę), chwilkę prostujemy kości i jedziemy dalej.
W celach poznawczych postanawiamy jechać drogą równoległą do autostrady do czasu,aż będzie się ściemniać.W miejscowości Novi Marof wjeżdżamy na autocestę.Na bramkach wjazdowych Zagrzeb-Lucko od strony południowej widzimy korek tak na mniej więcej 4-5 km.Strach patrzeć było!Nigdy chyba nie widziałam tylu samochodów w jednym miejscu.
Ok.północy ślubny stwierdził,że ma dość powożenia i czas na małe spanko.W międzyczasie zaczął wiać bardzo silny wiatr.Wjechaliśmy na parking przy stacji benzynowej i jak inni zaczęliśmy kombinować ,jakby się tu ustawić,żeby najmniej trzepało autem.Ale przy takiej burze ,to chyba się nie da.W każdym razie trzęsło nami z lekka,a to bynajmniej do snu nie kołysało.Bladym świtem szybka poranna toaleta,kawa i jedziemy dalej.Jadąc nowooddanym odcinkiem autostrady z podziwu wyjśc nie możemy,że tak szybko,taki długi ,teren taki trudny a jednak się dało.
Do Drvenika docieramy tak gdzieś koło 9 godzinyPora w sam raz na szukanie kwatery