Witamy serdecznie wszystkich forumowiczów. Po mimo że od naszego wyjazdu minęło ładnych kilka miesięcy postanowiliśmy podzielić się naszymi przeżyciami z pierwszej wyprawy do Chorwacji. Mam nadzieje ze Was nie uspimy.
1. FORUM "CRO.PL".
Strony forumowe przebuszowaliśmy na dzień przed wyjazdem. Czasu na głębsze zagłebianie nie było za wiele. Sam wyjazd był bardzo spontaniczny. W poniedziałek zadecydowaliśmy o wyjeździe, a w środę już przemierzaliśmy trasę. Wyjazd z lekką paniką, w jeden dzień nie dało się przeczytać wszystkiego co by się chciało.
2. WYJAZD + PODROZ SAMOCHODEM
Wyjechaliśmy w środę ok godziny 18:00 z Krakowa. Nie mieliśmy upatrzonego konkretnego miejsca docelowego. Chcieliśmy pojechać do Istrii, głównie ze względu na ogromną chęć zwiedzenia Wenecji. Kierowałem ja (Filip) po nieprzespanej nocy, którą razem z Anią spedziliśmy na pakowaniu się.
Jechaliśmy naszym starym, poczciwym corsikiem z 1997 roku, paliwo benzyna+LPG. Oczywiście nie było mowy o wykupieniu ubezpieczenia assistance, samochód za stary. Biorąc pod uwagę przebieg samochodu (na dzien wyjazdu ok. 195 tys) mieliśmy lekki stresik czy nie utkniemy w szarym polu z niesprawnym samochodem.
Kierowalismy się na Chyżne, pozniej Zilina, Bratysława, Wiedeń, Maribor a następnie przejechaliśmy całą Słowenia autostradą az do Kopru, potem juz tylko Chorwacja..Buje a potem przystanek w Novigradzie.
Jechaliśmy non stop, jakies 13 godzin z krotkimi stopami na tankowanie i 10 minutowe drzemki dla mnie (dziewczyna przespala polowe trasy). Jako ze wyjazd byl spontaniczny, nie posiadalismy przy sobie zadnej mapy w wersji papierowej. Tylko GPS-a ze starą mapą Europy. Podczas jazdy przezylem 2 powazne kryzysy podczas ktorych omal nie zasnąłem za kierownicą, ale dalismy rade.
Tankowanie: Próbowaliśmy spisac wszystkie stacje na trasie z LPG. Niestety, nie bylo na to czasu. Zapamietalismy tylko nazwe miejscowosci na autostradzie w Austrii (bodajze Leipeisdorf) - tam spotkalismy kilku rodakow, rowniez wybierających się do Chorwacji, zrobilo się miło. W Słowacji zjezdzalismy na stacje w ciemno, albo bylo LPG albo nie. Potem tankowalismy na stacjach Slovnaftu. Na pierwszym tankowaniu, totalnie olewkowa kobieta przy prosbie o zatankowanie odpierala z uporem maniaka "self service"...no to sie obsłużylismy sami. Podczas podpinania kroćca węza do samochodu gaz buchnął mi w twarz, byłem cały zalepiony, dłonie lekko poparzone zimnem...Cisnienie podskoczylo strasznie, poziom adrenalinki znacznie sie podniosl...Kobieta wynagrodzila mi moj wypadek darmowa toaleta, zebym mogl sie umyc...chociaz rzucilem w nia eurowka Kolejne Tankowanie i kolejna przygoda. Pani poproszona na stacji o zatankowanie jak sie pozniej okazalo prosila o podjechanie pod wiatke z LPG i zaczekanie...oczywiscie na zmeczeniu nie zrozumielismy o co chodzi, podjechalismy, wcisnelismy zielony przycisk w nadziei na przywolanie obslugi i....zgaslo swiatlo. Dystrybutor sie wylączył 20 minut czekania az sie zresetowal + 20 minut sluchania narzekania sympatycznej Slowaczki i jechalismy dalej. Na autostradzie osiagalismy niebotyczna predkosc 120 km/h, przy wiekszej silnik sie przegrzewal a tlumik wył w niebogłosy.
Mimo ciezkiej podrozy, humory dopisywaly, zwlasza przy dojezdzie do Kopru. Pojawilo sie sloneczko, pojawia blekitna woda..uff doladowalo nam to troche akumulatorki. Chwile pozniej dojechalismy do Novigradu.
NOCLEG
Wyjechalismy w ciemno, zadnej rezerwacji. Zaparkowalismy na parkingu obok malego supermarketu i podazalismy za ciuchcia wiozaca ludzi do centrum. Samochod wypchany po przegi gratami pozostal na parkingu. Byłem totalnie zmiety, ledwie stałem na nogach. Jedyne czego chcielismy to szybkiego znalezienia noclegu. Chodzilismy od domku do domku. Nikt nie chcial wynajac nam apartamentu na 5-6 nocy. Po wielu probach, jedna z Pan wskazala na swoja sasiadkę i po krotkich negocjacjach dobilsmy targu. Apartament za 35 euro za noc, jakies 30 metrow od morza i 40 od centrum miasteczka. Ufff...udało się, dwie godziny rozpakowywania i moglismy wybrac sie na pierwszy spacer i pierwsze zanurzenie w wodzie...
POGODA
Niestety, nie trafilismy najlepiej. Slonecznych dni mielismy az dwa i pol. Mimo wszystko zdolalismy sie troche opalic i poplywac. Woda strasznie słona, nie było problemów z utrzymaniu się na jej powierzchni. Oboje wyposazeni w maski, rurki i butki przeciw jezowcom. Bajka..a potem, potem przyszlo totalne zalamanie pogody. Deszcz...deszcz...deszcz..
C.D.N