Wróciliśmy właśnie z Cro rozpoczęliśmy naszą przygodę w tym roku od wyprawy promem na wyspę, Cres a potem na Lośinj gdzie zacumowaliśmy w miejscowości Nerezine. Tam spędziliśmy 7 dni w bardzo fajnym apartamencie, którego właścicielem okazał się nie Chorwat tylko Niemiec. Trochę byliśmy zaskoczeni tym, że tak trudno było znaleźć wolny apartament wszyscy kierowali nas do agencji, która popisała z większością mieszkańców umowę o wynajmowaniu apartamentów tylko przez nią. Ale z pomocą sprzedawców owoców załatwiliśmy sobie ten apartament. Byli bardzo mili i wydzwaniali ze swoich telefonów w kilka miejsc aż w końcu załatwili i po kilku minutach właściciel zabrał nas abyśmy zobaczyli sobie apartamenty. Od razu się zdecydowaliśmy. Za apartament płaciliśmy 50 euro za 4 osoby. Po pobycie kilku dniowym w Nerezinie postanowiliśmy wyruszyć na ląd w kierunku na Zadar. Ponownie promem przepłynęliśmy na Krka a z stamtąd mostem na ląd. Po drodze zaglądaliśmy do kilku miejscowości aż w końcu znaleźliśmy miejscowość, której nie było na mapie, którą mieliśmy a nazywała się ona Ribarica 4 kilometry przed większą miejscowością Karlobag. W ciągu niespełna 20 minut mieliśmy już załatwiony apartament z pięknym tarasem i wspaniałym widokiem na morze i wyspę Pag. Do plaży mieliśmy zaledwie 10 metrów Nie była to plaża żwirkowa tak jak w Nerezinie tylko skalista z wylanymi półkami betonowymi do opalania i z łagodnym zejściem do morza dla dzieci. Tam spędziliśmy pozostałe kilka dni naszego tegorocznego pobytu w Cero. Powiem szczerze, że na •południu jest o wiele ładniej i gdyby nie namowa naszych znajomych, którzy namówili nas w tym roku na wyprawę na wyspę Cres to byśmy pojechali spowrotem na południe. Ale zawsze to jakieś doświadczenie.Chorwacja wszystkie rejony ma ładne, ale chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że na południu jest najpiękniej.
A jeszcze jedno pewnego dnia wraz ze znajomymi, którzy z nami byli postanowiliśmy wybrać się pontonem na wyspę, Pag która z naszej miejscowości wyglądała jak bezludna. Morze w tym dniu było zupełnie bez fal idealne do wyprawy. Wypłynęliśmy około 10:30 planowaliśmy dopłynąć tam w godzinę może półtora, ale im bliżej byliśmy tym bardzie morze się wzburzało. Udało nam się dopłynąć i chwilę ponurkować. Zero roślinności same ostre skały i żywej duszy. Po kilku minutach postanowiliśmy wracać i zaczęło się wiatr się zmienił i zaczęły się nasze kłopoty z powrotem. Im bliżej naszego brzegu tym bardziej znosiło nas na Karlobag. Tym czasem nasze dziewczyny zniecierpliwione naszą zbyt długo nieobecnością poprosiły naszych sąsiadów, którzy mieli motorówkę, aby nas poszukali. Byliśmy około 100m od brzegu jak nas zobaczyli i już na naszą prośbę doholowali nasz ponton do brzegu. My mieliśmy niezły ubaw a nasze dziewczyny odchodziły od zmysłów, bo okazało się po dopłynięciu, że nie było nas aż 7 godzin. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i zakończyło się grillem. Teraz po powrocie zostały tylko miłe wspomnienia i fajne, jak co roku zdjęcia.