Witajcie,
tydzień temu wróciłam z wakacji i chciałam podzielić się doświadczeniami w dowód wdzięczności za wszystkie informacje, które uzyskałam na tym forum
Wyruszyliśmy z namiotem i dwójka dzieciaków (3 i 5 lat) w nieznane. Nie lubimy sztywnych planów i też nie zachwycamy się wszystkim, co zobaczymy poza granicami naszego kraju. Szukamy miejsc pustych i autentycznych. Mamy alergię na kurorty, animacje i rzędy parasoli na plaży. Dlatego zaczęliśmy naszą podróż od Punta Sabbioni
1. PUNTA SABBIONI i camping CAVALLINO
http://www.cavallinocamping.net/
Kiedy wyruszaliśmy miałam nadzieję, że na wybrzeżu w rejonie Wenecji nie będzie najgorzej i zostaniemy tam dłużej. Po godzinie jednak wiedziałam, że czeka nas dalsza podróż. Zastanawialiśmy się z mężem, co jest nie tak. Plaża jest, piasek jest, woda jest. A jednak coś nie gra. Lubię przez okres wakacji przycupnąć w jakimś obcym miejscu i wchłonąć jego klimat. A tam po prostu klimatu nie ma. Taka fabryka wypoczynku, nie czuć, że człowiek jest we Włoszech, równie dobrze mógłby to być Mars lub Wenus. Kemping za kempingiem, wiele z nich monstrualnych zupełnie rozmiarów. Na Marina di Venezia minimalny pobyt 7 dni, stąd nasz plan aby przez 2 dni dzieci poużywały sobie w basenach natychmiast musiał zostać zweryfikowany. Ceny wysokie - za nocleg na campingu dla naszej rodziny trzeba było w połowie czerwca zapłacić 50 euro.
Dlatego zwiedziliśmy Wenecję i zjechaliśmy na południe na Gargano.
2. GARGANO
kempingi
Zaczęliśmy przeszukiwać kempingi od Peschichi na południe i wybraliśmy Grotta dell Acqua - http://www.grottadellacqua.com/site/index.php. Sympatyczne miejsce bez specjalnych atrakcji (co dla nas jest atrakcją ), dwa kroki od plaży. Cena noclegu też sympatycznie stopniała - 17 euro. Na plaży ciarki trochę mnie przeszły, gdy zobaczyłam parasole i gdy następnego ranka usłyszałam plażowe animacje, no ale ja trochę szurnięta jestem na punkcie pościgu za dzikością przyrody. Ludziom mojego pokroju mogę podpowiedzieć, że gdy pójdzie się do końca plaży, to pod skałą jest bardzo piękny skrawek, gdzie można znaleźć samotność i ciszę.
Obok kempingu Grotta dell Acqua, nad tą samą zatoką są jeszcze 2 inne kempingi (http://www.holidayvillagevieste.it/), na których można złowić absolutnie już fantastyczne miejsca pod namiot - na samej wydmie tuż na plażą z niczym nie zakłóconym widokiem na bezkresne morze. Za ten luksus dwa razy wyższa jednak cena.
Kontynuując wątek kempingowy: dużo kempingów jest w okolicy Vieste, widać już po wrotach wjazdowych, że większa cywilizacja, a wieczorami słychać animacje i muzykę. Za Vieste bardzo ładny kemping z piękną plażą kamienistą: Baia di Campi: http://www.baiadicampi.com/english.html. Odcinek między Vieste a Mattinatą to wg mnie najpiękniejsza część wybrzeża, gdzie parę razy ze zdziwieniem powiedzieliśmy: ładniej niż w Chorwacji! Znajdujący się tam kemping Vignanotica, http://www.vignanotica.it/, którego byliśmy ciekawi był jednak zamknięty. Zadupie dokumentne i fantastyczne. Innych kempingów z tego co pamiętam brak. Sama Mattinata zrobiła już na nas odpychające wrażenie slamsów.
ogólne wrażenia z Gargano i jedzonko
Wjeżdżając na półwysep czekaliśmy, że z wrażenia wyrwie nas z butów. Wyrwać nie wyrwało ale od razu poczuliśmy się znacznie lepiej niż na północy, a czysto włoski klimat zaczął nas powoli wciągać i zauraczać. W dużej mierze przyczyniło się do tego jedzenie. Pyszne wina i wyroby miejscowe kupowane w warzywniakach i od ludzi. Naprawdę bardzo dobra oliwa z plantacji położonej przy drodze na odcinku od kempingu Grotta dell Acqua do Peschici. Fenomenalne zupełnie oliwki kupione od dziadka na pierwszym straganie przydrożnym tuż za Peschici. Suszone pomidory jedliśmy kilogramami, do kupienia w każdym warzywniaku. Pomidory, pomarańcze, cytryny, brzoskwinie w miasteczku: wszystko 1 euro za kg. Polecam mozarellę bufala, rzecz nietania ale naprawdę warto spróbować. Pizza margherita: co do zasady 4 euro. Do tego owoce morza: można było kupić na plaży wielkie krewetki, poza tym podglądając bardziej światowych wczasowiczów, zaczęliśmy zbierać mule, które obrastały naszą plażową skałę i po obróbce termicznej spożywać wraz z makaronem. Super smak, a jakie robi wrażenie na znajomych!
Jeżeli chodzi o zwiedzanie, to współczesne części miasteczek unaoczniają twierdzenie o biedzie południa bardziej niż można by się tego spodziewać. Natomiast stare ich fragmenty są bardzo urokliwe. Poszwendaliśmy się po Peschici, rzuciliśmy okiem na Vieste, bardzo spodobało nam się Rodi Garganico. Mattinata jak napisałam powyżej - to już zupełnie inna bajka, baliśmy się zostawić tam samochód.
Byliśmy w San Giovanni Rotondo, które poza świadomością, że żył tam ojciec Pio nie oferuje nic ciekawego. Za to absolutnie polecam inne sanktuarium w Monte San Michele. Samo już miasteczko bardzo urokliwe, natomiast sanktuarium - budowane od IV w. wywarło na nas olbrzymie wrażenie. Niesamowita aura ołtarza, który znajduje się głęboko pod miejscem, gdzie każdy przeciętniak się go spodziewa, zlokalizowanego w grocie. Czuć tam czas i niesamowitego ducha tego miejsca.
3. ABRUZJA
Widzieliśmy ten rejon jedynie z okien samochodu ale zanotowałam sobie w głowie, że wart jest bliższemu przyjrzeniu. Przykuwające wzrok romantyczne miasteczka przycupnięte gdzieś pod szczytami wysokich gór. W ogóle bardzo piękna widokowo autostrada wiodąca z Gargano przez Rzym.
4. TOSKANIA
Do Toskanii wybraliśmy się wiedzeni ciekawością i oczekiwaniami rozbuchanymi widoczkami prezentowanym na ścianach każdej pizzerii oraz wiadomo, filmami. Wiedząc, że dzieciaki się umęczą w dużych miastach, postanowiliśmy zaspokoić się klimatem niesztandarowych punktów i pejzażami. W tym celu zjechaliśmy z autostrady i przejechaliśmy przez dolinę Orcii (Val d'Orcia), z której podobno pochodzą wszystkie widoczki, którymi nas karmią kalendarze. Widoczki te: kamienny dom z wijącą się drogą obsadzoną cyprysami, nie są kłamliwe ale jeżeli rozszerzy się kadr, to moim zdaniem całość traci. Jest bardzo ładnie - żeby nie było lecz widziałam mnóstwo o niebo piękniejszych krajobrazów, o których nikt nie mówi. Natomiast dla ludzi kochających sztukę i mogących zwiedzać (ja kocham ale zwiedzam obecnie z balastem dwójki znudzonych dzieci) jest to studnia bez dna. My zahaczyliśmy o Montepulciano, Pienzę i Cortonę, a zatem zupełnie drugorzędne punkty, a i tak nas urzekły. W każdej dziurze jakiś skarb, jakiś renesansowy mistrz, fresk albo przynajmniej budowla z przedrzymskich czasów.
Spaliśmy nad jeziorem Trasimeno na kempingu Polvese http://www.polvese.com/ Spokojne miejsce, fajny klimat off roadu, ludzie też sympatyczni i nienadęci. Poza tym zastaliśmy tam pustkę. Namiotowcom polecam zaopatrzenie się w dokładny spis kempingów - marna szansa, że mimochodem natkniecie się na nie po drodze. Tam trzeba wiedzieć, gdzie jechać. Zamierzałam dotrzeć w to miejsce: http://www.campingcetona.cjb.net/ Nie udało się, więc nie wiem jak to wygląda w rzeczywistości ale na zdjęciach ciekawie.
Polecam w Toskanii zaopatrzenie się w wina na najbliższy rok. My to zrobiliśmy w mało romantycznych okolicznościach marketów Spar, w których nabyliśmy ok. 30 flaszek Montepulciano i Chianti, niekiedy z kogutem oraz innych win, jak dla nas no name. Najdroższe wino kosztujące nas 5 euro wczoraj odnaleźliśmy w Almie za 120 zł. Więc po raz pierwszy w życiu czujemy dreszcz burżuja, posiadającego dobre wina w swojej piwniczce (znaczy szafce).
4. GARDA
Widoki absolutnie wspaniałe: Alpy wchodzące do jeziora, przy dobrej widoczności można patrzeć na ośnieżone szczyty przez pryzmat palm. 25 czerwca, a zatem dopiero na początku sezonu była tam jednak taka ilość ludzi, taki hałas, że odebrało mi to, że tak powiem, wzrok. Na kempingu -stosunkowo niewielkim: San Benedetto - http://www.campingsanbenedetto.it/ - czułam się jak na skrzyżowaniu ul. Floriańskiej z korytarzem szkolnym na dużej przerwie, przy założeniu, że jeżdżą tamtędy samochody, skutery i meleksy. Poza tym do naszego kempingu dobiegały atrakcje sąsiedniego, bardzo popularnego wśród Polaków kempingu Bella Italia - http://www.camping-bellaitalia.it/index.aspx, który już jest absolutnym kosmosem rozmiaru, ruchu i hałasu.
Każdy kempingowicz zostaje na wstępie zaobrączkowany jak gołąb albo niemowlak w szpitalu i po kolorze tej mało gustownej bransoletki można na deptaku poznać - swój, czy wróg. To nie zwykłe kempingi, to już lans. Poczułam to łowiąc spojrzenia ludzi, gdy zrobiłam sobie spacer po kempingu w piżamowym stroju. Na południu ludzie łazili w średniej jakości gaciach, tu już nie, oj nie.
Chcąc przywieźć stamtąd dobre wspomnienia zaszaleliśmy i pożyczyliśmy motorówkę, co całej rodzinie przysporzyło olbrzymiej radochy i było dla nas fantastyczną przygodą.