DOJAZD
Nasza wycieczka rozpoczęła się 14 sierpnia wyruszyliśmy własnym samochodem w stronę Austrii. Tam mieszkają nasi znajomi dzięki temu po dotarciu do nich mogliśmy się u nich wyspać by już w czwórkę na drugi dzień wyruszyć w stronę Chorwacji; nasz cel Baska Voda. Nasz trasa prowadziła przez Austrię i Słowenię. Poruszaliśmy się autostradami co jak wiemy niemało kosztowało, jednak zapewniało wygodną i szybką jazdę. W Słowenii niestety staliśmy przez 3 godziny w korku by przejść przez granicę z Chorwacją. Z tego co się orientuje ten korek nie zawsze jest tak duży, my jednak jechaliśmy w takim czasie (15 sierpnia - święto), że ten korek był raczej nieunikniony.
JEZIORA PLITWICKIE
Kolejny przystanek na naszej trasie to Jeziora Plitwickie. Po obejrzeniu zdjęć w internecie stwierdziliśmy że warto to zobaczyć i nie myliliśmy się. Jest to przepiękne miejsce, naprawdę trzeba tam pojechać. My mieliśmy niewiele czasu na zwiedzanie ponieważ przed nami było jeszcze 300 km do celu a chcieliśmy do Baski dotrzeć przed zmrokiem. Dlatego już wcześniej przygotowaliśmy się i wiedzieliśmy co chcemy koniecznie zobaczyć. Na zwiedzenie całości potrzeba ok 6-8 godzin, a my byliśmy tam zaledwie 2 godziny ale i tak warto było. Koszt wejścia to ok 70 zł za osobę (w sumie to nikt za bardzo nie sprawdzał tych biletów ale to chyba przez wielką ilość zwiedzających). Jeziora robią niesamowite wrażenie, a zobaczyłam tylko ich niewielką część. Po zwiedzaniu jezior trochę zmęczeni tą wysoką temperaturą ale zadowoleni z tego co widzieliśmy ruszyliśmy dalej do Baski.
BASKA VODA, MIASTO, PLAŻOWANIE ITP
Trasa była bardzo przyjemna, bo autostrady w Chorwacji są moim zdaniem bardzo dobre i przed zmierzchem dotarliśmy na miejsce. Nocleg mieliśmy już zarezerwowany tak jak pisałam wcześniej tak więc odpadło nam szukanie. Zostaliśmy bardzo miło przywitani, pokoje były ładne bardzo czyste i zadbane, dobrze wyposażona kuchnia. Mieliśmy apartament dla 4 osób, dwupokojowy. Z jednego pokoju widok na morze, a z drugiego widok na niesamowite góry, które były jakby tuż za oknem.
Zaraz po rozpakowaniu poszliśmy zobaczyć miasteczko. Baska jest naprawdę bardzo ładna. Plaża z małymi kamykami, przy plaży bary, piękny port oświetlony nocą. Dyskotek co prawda nie wiedziałam (w sumie to nie szukaliśmy), ale w wielu barach była muzyka na żywo można było potańczyć. W miejscowości było dużo turystów, jednocześnie jednak było dość spokojnie i czuliśmy się tam bezpiecznie. Było także bardzo dużo atrakcji dla dzieci, największym powodzeniem cieszyła się trampolina. Na drugi dzień oczywiście plażowanie. Rano zaskoczył mnie jeszcze bardziej widok tych wielkich gór za moim oknem, zza których z każdą minutą wychylało się coraz bardziej słońce. Plaża była bardzo ładna, oczywiście woda krystaliczna, byliśmy tam ok 10 tej rano i udało się znaleźć miejsce, choć było dość ciasno zawsze można zaleźć coś dla siebie. Przy pewnej części plaży jest taki mały lasek i w tym miejscu plaża przez jakiś czas jest zacieniona, tak więc dobre rozwiązanie dla osób nie lubiących zbytnio się opalać. My jednak wybraliśmy opalanie i poszliśmy ciut dalej a tam już cały dzień było słońce. Woda jak już pisałam czysta, z brzegu płytka tak więc dzieci mogą się bawić a im dalej tym szybko robi się głęboka. Przy brzegu nie ma jeżowców tak więc można spokojnie chodzić jednak ze względu na kamyczki dla mnie i tak obuwie z gumową podeszwą było obowiązkowe. Można zakupić je przy plaży podobnie jak materace, pontony, płetwy i cały sprzęt plażowy. Po całym dniu opalania byliśmy spaleni "jak raki";. Niestety nie przewidzieliśmy, że słońce w Chorwacji może być tak silne. Dlatego na drugi dzień plażowania mieliśmy już parasol i praktycznie do końca wyjazdu korzystaliśmy z niego bo słońce jest tam niesamowicie mocne. Tak więc na plażę kremy z wysokim filtrem przynajmniej na początek. Mieliśmy też przenośną lodówkę która bardzo nam się przydała, udało nam się zabrać leżak, który także się sprawdził (nie lubię leżeć na kamieniach), parasol jak ktoś ma to z domu też warto zabrać żeby nie płacić. Przy plaży w barze można wypić dobrą kawkę, na plaży można zakupić pyszną kukurydzę, olejki do opalania (to na min się tak spaliłam), co jakiś czas łodzią przybija do brzegu Pan który z tej łodzi sprzedaje owoce, są przepyszne, nie zbyt drogie, naprawdę warto, sama ta łódź już jest atrakcją. Z innych rzeczy przydatnych na plaży, my mieliśmy maskę i rurkę żeby pooglądać coś pod wodą ale jak dla mnie to nie było za bardzo co oglądać (może dlatego że wcześniej byłam w Egipcie), ale bardzo często korzystaliśmy z materaca, woda jest spokojna więc można sobie popływać. Tak więc za nami już dwa dni plażowania. Wieczorem wybraliśmy się na spacer do portu (z resztą codziennie tam chodziliśmy). W porcie można spotkać dużo osób oferujących wycieczki. Chcieliśmy się wybrać na jedną z nich żeby tak nie leżeć cały czas bezczynnie.
WYCIECZKA NA WYSPĘ BRAC I HVAR
Wybraliśmy się na wyspę Brac i Hvar statkiem Bibe. Sama wycieczka tak jak już wspominałam nie bardzo była dla mnie interesująca, to jest kwestia gustu i moje osobiste odczucie.. Może dlatego, że nie byliśmy do niej zbyt dobrze przygotowani i właściwie przybijając na wyspę Hvar nie bardzo wiedzieliśmy co możemy zobaczyć, a i czasu nie było zbyt wiele. Tak więc pospacerowaliśmy po pięknych, wąskich uliczkach i udaliśmy się na pyyyszne lody i z powrotem na statek. Na wyspie Brac mieliśmy czas na plażowanie w Bol, gdzie miała być najpiękniejsza piaszczysta plaża. Gdy wysiedliśmy ze statku okazało się ze na plażę musimy dostać się "Taxi - łódką". Łódki kursowały tam i z powrotem zabierając maksymalną ilość osób. Na plaży kamyczki (a nie piasek), boisko do gry w siatkówkę, ogólnie dość duży tłok i akurat do tego wiał dość silny wiatr więc jakoś nie szczególnie nam się podobało. Po powrocie z wycieczki nasz gospodarz mówił, że musieliśmy nie dotrzeć na tą właściwą plażę, która jest faktycznie piaszczysta, w sumie to do końca nie wiem. Tak jak już pisałam wcześniej nie byliśmy do tej wycieczki przygotowani. Ciekawsza część wycieczki była wracając do domu jak już pisałam zostaliśmy poczęstowani rybą i duuużą ilością wina. Dzięki czemu wracając na statku były śpiewy, tańce na stołach, tak więc przepływając wzdłuż plaż byliśmy nie lada atrakcją, gdyż nasze śpiewy i muzykę było z daleka słychać, zresztą podczas pobytu nie raz słyszałam jak statek Bibe wraca z wycieczki.
Kolejne dni to znowu plażowanie, było nam tak dobrze w Basce że praktycznie nie ruszaliśmy się poza nią, poza tym nastawialiśmy się bardziej na plażowanie iż na zwiedzanie. Znajomi byli w Splicie i w Makarskiej i bardzo się im podobało. Poznaliśmy tam także mnóstwo miłych ludzi z którymi spędzaliśmy czas, wieczorami spotykaliśmy się z naszymi gospodarzami przy grillu, lub chodziliśmy na mohito do baru na plaży. Jednego wieczoru w mieście były pokazy ludowych tańców i obrzędów, podczas których częstowano nas winem, śliwowicą i czymś jak oponki tylko mniejsze.
SKUTERY WODNE
Skusiliśmy się także na skuter wodny, ja byłam pierwszy raz także wrażenia niezapomniane. Skuterki były naprawdę fajne, 155 KM, co dawało niesamowite przeżycia.
W Basce życie płynie przyjemnie ale niestety szybko. Nasz wyjazd zaplanowaliśmy na 24 sierpnia, chcieliśmy jechać właśnie w poniedziałek i to był strzał w dziesiątkę. Na autostradach było pusto tak więc droga powrotna zajęła nam 14 godzin (z dwoma dość długimi przystankami w Wiedniu oraz w sklepie bezcłowym) , a mieliśmy do przejechania ok 1200 km. Pogodę mielimy cały czas piękną, tylko w ostatni dzień się zachmurzyło, jednak po jakimś czasie znów wyszło słońce. Z pamiątek jakie warto przywieźć to oczywiście Rakija (jak ktoś lubi - ja nie), ale mi bardzo smakowało wino Prosek, z resztą sprzedający zawsze dają spróbować więc nie ma problemu z wyborem. Mam nadzieję że moje opowiadanie zachęci kogoś do wyjazdu do Baski bo naprawdę warto. W razie pytań piszcie postaram się odpowiedzieć jak najszybciej. Mogę przesłać także jakieś zdjęcia na e-mail. Pozdrawiam
Marta