4 maja 2018, piątek – Murano
Przybiliśmy do kolejnej wyspy, do Murano… Murano jest znane z wyrobów ze szkła, ale zanim udamy się w uliczki i w poszukiwaniu warsztatów i sklepów (tych jednak nie trzeba szukać), poświęcamy trochę czasu latarni… Bo jak wiadomo, ja UWIELBIAM LATARNIE MORSKIE. A ta murańska jest ładniusia : prosta, strzelista, od razu wiadomo, że to latarnia….
Krótka sesja musi być ….
…ale nie przesadzajmy, idziemy dalej….
Już po kilku krokach w murze przy nabrzeżu widać jakieś drzwi i hałas wydobywający się z warsztatów…
Oczywiście zaglądam, jest mały sklepik, można co nieco tu kupić…
…ale noszenie takiej miski za 350 EUR jakoś mi się nie uśmiecha ….
I kto wymyślił, żeby takie eksponaty ustawiać na podłodze… Chyba, że to nowoczesna forma sprzedaży: zbijesz to zapłać i sobie weź…. Muszę po weekendzie podpytać naszych handlowców, czy o takiej metodzie sprzedaży słyszeli …
Misa misą, ale raczej jej sobie nie kupię… nawet nie wiem czy można ją w zmywarce myć, bo ręcznie to mi się jakoś nie chce , a nawet nie wiem czy w zlewie mi się zmieści…. Idziemy dalej….
Kolejny sklepik i ten zdecydowanie bardziej mi się podoba, coś tam sobie wypatruję, Pan M. jęczy kup sobie, kupię Ci (jakby to różnica była ), ale ja nie lubię w pierwszym sklepie robić zakupów, więc idziemy dalej… Jeszcze kilka zdjęć, bo nabrzeże jest tu bardzo ładne i klimatyczne …
Odbijamy w boczne uliczki….
Murano już nie jest małą zgrabną wysepką, to już normalne miasteczko turystyczne, z licznymi sklepikami, restauracjami, ale spożywczaka ciężko spotkać… Lodziarnię też …
Im dalej od głównego kanału i w ogóle od kanałów bym bardziej gorąco, a raczej duszno…
Uliczki dla mnie już nie takie zachęcające, raczej nijakie… Gdzieniegdzie można zajrzeć…
..ale mega interesujących miejsc tu nie ma…. W końcu trafiamy na plac, gdzie znajduje się szklana Cometa di Vetro
…i szczerze, na mnie robi ona większe wrażenie na zdjęciach niż w realu… To fakt, jest duża, każdy element jest dopracowany, ale jak się na nią patrzy to nie chwyta za serce tak jak małe uliczki na kolorowym Burano….
Idziemy dalej, powoli, ale w kierunku przystani…
Oczywiście zaglądam do sklepików, aby coś ze szkła sobie kupić, ale albo tłum i ciężko obejrzeć, albo nic ciekawego, albo nawet coś fajnego jest, ale co ja z tym potem będę robić, albo sklepiki są puste i obsługa mnie atakuje i osacza ….
I tak dochodzimy do przystani i Faro…. A tu w pobliżu był ten fajny sklepik (ten drugi) i znowu wzdłuż wybrzeża go szukamy – tak twierdzi Pan M., ale ja dokładnie wiem, gdzie on był i już po chwili wybieram coś dla siebie…. Po namowach jeszcze coś dokładam i tak staję się posiadaczką kompletu ze szkła z Murano… Oczywiście certyfikat oryginalności otrzymuję wraz z moim prezentem, bo przecież sama sobie biżuterii nie będę kupować …
Po czasie użytkowania, mogę śmiało napisać, że kolczyki nie są ciężkie i spokojnie cały dzień można je nosić…
To wracamy pod Faro…by poczekać na wodny pojazd, który zabierze nas dalej….