Witam drogich Cromaniaków, chciałem podzielić się wspomnieniami z ostatnich wakacji roku 2017, najbardziej udanych w moim życiu, było trochę szaleństwa, trochę przygód, słońce i wolność podróżowania kamperem....
Zapraszam na lekturę relacji
Załoga: bodzianowicze
Magda
Waldek
Akira (psisko duże całkiem rasy rottweiler)
Auto: bodzio
Fiat Ducato rok produkcji 1992 , 1.9D 71KM
Drugi rok posiadania kampera zaczął się trochę leniwie – nie było tylu spontanicznych dwu – trzy dniowych wyjazdów co w roku pierwszym jego posiadania, parę spraw się na to złożyło. Przyszedł jednak czas na wakacje letnie. Wybór padł na drugą połowę lipca.
Cel podróży
Z powodów finansowych nie chcieliśmy nadwyrężać budżetu domowego dalekim wyjazdem, ale i tak chcieliśmy jechać na południe, żeby się wygrzać w jakieś bliższe miejsce. Do głowy przyszły nam trzy lokalizacje :
- Toskania
- Chorwacja Północna czyli Kvarner
- Chorwacja Południowa czyli Dalmacja
Co wybraliśmy? No żadne z tych miejsc Mapa do ręki i szukanie… Hmm, a może Wenecja Friulijska? Nigdy tam nie byliśmy, obrazki w necie piękne, rejon nie jest oblegany przez turystów, szybkie sprawdzenie gdzie jakiś fajny camping – jest – Campeggio Valtramontina w Tramonti di Sotto położony w górach nad rzeką - jest decyzja – tam spędzimy wakacje.
Jako, że nie należymy do tych, którym na miejsce się spieszy, po drodze postanawiamy odwiedzić nasze miejsca z przeszłości – pierwszy camp, na którym kiedykolwiek razem byliśmy,- podczas podróży poślubnej – w miejscowości Mala Skala w Czechach i w Hallstatt w Austrii.
Wybór trasy
Wybieranie trasy zawsze spędzało mi sen z powiek, bo nie lubię autostrad, są nudne, nie ma widoków, nie ma się gdzie zatrzymać. Tym razem musiałem znaleźć kompromis – nie mieliśmy zbyt długiego urlopu bo 14 dni , bodzio nie jest demonem prędkości, nie ma jak nadgonić straconego czasu na podrzędnych drogach więc jednak trochę dróg szybkiego ruchu trzeba było zaliczyć. Na forum kamperowym większość odradzała mi podróż drogami bocznymi, bo nie wjedzie, bo nie zjedzie, bo będzie się wlókł, bo lepiej autostradą…za wyjątkiem dosłownie kilku sami maruderzy, a że lubię wyzwania wybraliśmy te drogi, których większość nie polecała .
Pierwszy etap – ropa w Szklarskiej
Swarzędz – Mala Skala
Jedziemy przez Leszno, Głogów, Szklarską Porębę, Harrachov. Trasa przebiega całkiem miło, pokonujemy sprawnie kolejne kilometry.
Mała przygoda w Szklarskiej Porębie – na budziku 380 km, trzeba więc zatankować kampera. Zajeżdżam na stację w Szklarskiej Porębie, tankuję, idę zapłacić, wracam do auta .. co jest do chol…coś cieknie, nie, leci ciurkiem, za nami zrobił się już korek więc zjeżdżam za stację. Mechanikiem nie jestem, no ale otworzyć maskę umiem . Szybkie oględziny – jest przyczyna – wężyk paliwowy przy pompie paliwa. Z pompy wylewa się paliwo. Jest niedziela, sklepy pozamykane. Na szczęście mam taki wężyk w zapasie,- szybkie docięcie, założenie, uff, w międzyczasie pracownik stacji piachem zasypuje kałużę ropy po wycieku, przepraszam za problem, jedziemy dalej.
Mala Skala
– przygotowaliśmy się trochę przed wyjazdem jeśli chodzi o „eksplorację” okolic – zostajemy tu na dwie nocki. Na powitanie pani na kempingu daje nam naklejkę i mówi, że po jej naklejeniu na tył kampera mamy zniżkę na pobyt 20% - no to naklejam . Wybieramy miejsce nad samą rzeką, jest kilka kamperów, dwa z Niemiec, dwa na czeskich blachach i namioty. Podłączamy się do prądu, odkręcamy gaz no i obiadek, przed obiadkiem…hmmm, zimne zasłużone piwko.
Po obiedzie spacer po tym urokliwym miasteczku, a może wiosce
Na drugi dzień wcześnie rano pobudka, idziemy na szlak – zamek Vranov i dalej do zamku Frydstein. Nasza psina Akira dzielnie tupta po swoich czterech łapach. Na trudno dostępnych miejscach też dała radę – ale potrzebna jest jednak silna ręka do tak dużego psa.
Po powrocie na kemping… cóż, zajmę się samochodem, żeby nie było, że nie pomagam w przygotowaniu żarełka Otwieram maskę i … kolejna niespodzianka – wąż wody, który na początku roku był naprawiany (nowego niestety nie idzie już kupić nigdzie) cieknie…. Obcy kraj, obcy język, niby podobny ale… No cóż, nastawiam się pozytywnie, przecież Czesi jeżdżą też takimi staruszkami, mają mechaników.