[druga połowa jacuska]
Pudelek napisał(a): (...) Brud w Albanii mi nie przeszkadza, jest tam wręcz naturalny. (...)
Bardzo trafne określenie. I przyznam, że nas raził znacznie mniej niż się tego spodziewaliśmy. Mając na uwadze całą sytuację Albanii, jej historię oraz mentalność mieszkańców - jest on niejako wpisany w ten kraj. Przynajmniej na razie. Ale przy tych cenach, podejściu, otwartości i braku wszechogarniającej komercjalizacji, jest to zupełnie do przyjęcia, a wręcz staje się to w pewnym stopniu egzotyką samą w sobie.
Pudelek napisał(a):(..) Grecja jest w EU, cenowo znacznie wyższa, więc można oczekiwać czegoś więcej, a nie jak byłem w Joaninie, to niektóre zaułki wyglądały gorzej niż w Albanii. (...)
Też się zgodzę. Znacznie więcej oczekuje się, i powinno się oczekiwać, od takich krajów. Dodatkowo przy takich cenach!
Po przeprawach granicznych, bez żadnych już komplikacji, udaliśmy się do Kalambaki. Droga miejscami dość dobra, autostrada rewelacyjna, widoki - szczególnie na dalszym odcinku - bardzo ładne. Skalne kominy, na których "zawisły" klasztory, robią wrażenie już daleka. Słupy skalne wyrastają bowiem nagle z wypłaszczenia w dolinie rzecznej. Natomiast jak już się podjedzie do miejscowości, osady złożonej z mnóstwa małych domków, nad którymi górują potężne piaskowcowe ściany - to dopiero coś!
Żeby zobaczyć spokojnie całą okolicę, zaplanowaliśmy sobie 2 dni pobytu. Ciekawiły nas nie tylko klasztory, ale również spacer pomiędzy skalnymi kominami. Miejscami okolica przypominała Szczeliniec, tylko w nieco większej skali. Dziwiliśmy się trochę, że nie położono większego nacisku na wytyczenie ścieżek, mających na celu właśnie penetrowanie tych najciekawszych form skalnych. Szybko zakwaterowaliśmy się. Na miejscu dostaliśmy mapkę z rozrysowanymi klasztorami i ścieżkami. Niestety zapowiadali pogorszenie pogody, więc ruszyliśmy w drogę nie tracąc czasu.
Do do klasztoru św. Trójcy podchodziliśmy w upale. Po drodze spotkaliśmy żółwia greckiego, który powoli zmierzał w wyznaczonym sobie kierunku. Mam nadzieję, że nie jest to metafora drogi, jaką muszą pokonać Grecy, aby wyjść z kryzysu
.
Położenie klasztorów jest niesamowite. Robi wielkie wrażenie, szczególnie kiedy patrzy się na nie z dołu. Będąc na górze w jednym z nich, widać często kolejne, zawieszone na czubkach skał. Wykorzystują każdy metr kw. dostępnej powierzchni. Wnętrza robią jednak, poza wyjątkami, mniejsze wrażenie. Nie odnalazłam w nich, takiej magicznej, średniowiecznej klasztornej atmosfery, ani historycznych, autentycznych wnętrz. Najsłabiej wypadł naszym zdaniem właśnie pierwszy odwiedzany. Głównie dlatego, że był skromny rozmiarowo, niewiele było do zobaczenia. Po terenie kręcił się mnich z pomocnikiem. Natomiast widok na podejściu i z samego wzgórza był wspaniały!
A przed samym klasztorem były 2 ładne kociaki.
Pan i władca świata
i drugi - spędzający czas w iście grecki sposób
Dobrze, że nie zniechęciliśmy się tym 1. wejściem (wnętrzem), ponieważ kolejne były obszerniejsze, miały więcej zaułków, ładniejsze kaplice, a niekiedy również ekspozycję muzealną szat i naczyń liturgicznych czy historii klasztorów i regionu, Chociaż musieliśmy poprosić o otwarcie 1 z sal, w której jak się okazało, pracownik zamknął się... na przerwę obiadową
. Jeden czy dwa klasztory były w trakcie remontu. Tak wygląda praca budowlańca w Grecji.
15 minut przed zamknięciem zdążyliśmy jeszcze wejść do klasztoru św. Stefana.
Jest duży, ma kilka dziedzińców, ładny ogród. A z bezpośrednich okolic klasztoru roztacza się szeroki widok na dolinę i dalej położone w jej otoczeniu góry.