Dzień czwarty 06-07-2009 roku (poniedziałek)
Ze snu budzi nas głos muezina wzywającego do modlitwy. Wstajemy wcześnie. O 7.00 jesteśmy już w samochodzie, jadącym w kierunku miejscowości Vladimir. Nadszedł czas żeby sprawdzić, czy jezioro Skadarskie jest rzeczywiście takie piękne. Wybraliśmy stary trakt i właśnie drogą asfaltową pniemy się cały czas pod górę. Widzę po lewej leżące spore elementy skalne, po prawej przepaść. Szczyty gór Rumia chowają się w chmurach, mam pewne obawy, czy chmury nie będą przeszkadzać w oglądaniu jeziora. Gdy w końcu docieramy do przełęczy, na której ustawiono ohydne anteny, naszym oczom ukazuje się jezioro nakrapiane małymi wysepkami i widok naszej drogi meandrującej wśród wzgórz na wysokości 1000 m n.p.m.. Od tej chwili widok jeziora będzie nam towarzyszył niemal przez cały czas aż do Virpazar. Widoki są piękne, wzmacniane wysokością, z jakiej patrzymy na te cuda. Nie śpieszy się nam, jedziemy wolno podziwiając widoki, szczególnie, że odległość krawędzi przepaści od naszego samochody można liczyć w centymetrach.
http://picasaweb.google.pl/lh/photo/STP ... directlink
Mijamy nie tylko ładne widoczki, ale w najczystszej postaci folklor z osiołkami, baranami, owcami i ich pasterzami.
http://picasaweb.google.pl/lh/photo/hwp ... directlink
Mijamy Ostros i urocze ruiny monastyru i docieramy do zjazdu na miejscowość D.Murići. Tam zaplanowaliśmy kąpiel i krótkie opalanie. Mamy pewne obawy, czy damy radę wrócić z powrotem. Droga, którą jedziemy prowadzi naprawdę ostro w dół i jest zbudowana z czerwonego luźno leżącego kamienia o szerokości 2 m. Na plażę prowadzi znak namalowany farbą przez nieznanego artystę. Na miejscu wita nas ogłuszający jazgot cykad i uczucie, że jesteśmy na końcu świata. Plaża kamienista, sporo zielska w jeziorze i niespodzianka. Wśród drzew oliwnych dostrzegamy parasole a pod nimi stoliki. Na tym pustkowiu znaleźliśmy działającą restaurację, kamping i czysty klop (starter) z panoramicznym widokiem na jezioro, jeżeli zdecydujesz się pozostawić otwarte drzwi. Korzystamy z gościnności restauratorki. Po kawie nasz samochód wspina się z powrotem do głównej drogi, narzekając na swój los, ciężko sapiąc na drugim biegu. Po drodze robimy zakupy u rolnika, który pod parasolem otworzył sklepik. Oto asortyment: wino, rakija miód z kwiatu kiwi, przetwory i owoce. Wszystko własna produkcja. Polecam szczególnie miodek. Na horyzoncie Virpazar, miejscowość malowniczo położona nad jeziorem. Kilka kamieniczek ułożonych w formie kwadratu. Natychmiast napotkasz agenta, proponującego przejażdżkę po jeziorze w poszukiwaniu pelikanów (trzeba mieć cały dzień i 25 Euro) z braku czasu my wybieramy miejscową piekarnię. Ciszę w Virpazar zakłócają hałasy TIR-ów dobiegające z pobliskiej drogi. Dociskam pedał gazu, przecinamy skrzyżowanie i kierujemy się starym traktem w kierunku mostu w Rijeka Crnojevića. Miejscowość naprawdę urocza, choć most, o którym mowa w wielu przewodnikach nie zachwyca swoją urodą.
http://picasaweb.google.pl/lh/photo/MGe ... directlink
Wykorzystujemy sielankową ciszę na wykonanie kilku fotek i już jedziemy w stronę starej stolicy Cetinje. Stolica mimo bogatej historii, dzisiaj czasy świetności ma za sobą. Miasto mnie rozczarowuje, postanawiamy pozostać godzinkę, aby zwiedzić monastyr i rynek. Sporo pielgrzymów, trochę cepelii. Jeżeli będzie wam brakować czasu, a nie jesteście pielgrzymami, możecie to miasto ominąć. Kolejnym etapem jest Budva, miasto inne od wszystkich innych, które oglądaliśmy do tej pory w Czarnogórze. Przypomina kurort. Zatłoczone, z chronicznym brakiem miejsc parkingowych (0,80 Euro/h). Droga do tego miasta wiedzie piękną widokową szosą, której nie można ominąć. Jadąc od strony Cetinje, kierowca także będzie mógł chłonąć piękne widoki. W samym mieście dużo nowych luksusowych hoteli, wiele żurawi budowlanych, istny plac budowy.
http://picasaweb.google.pl/lh/photo/gML ... directlink
Nowe duże bryły hoteli wpychają się niemal na mury Starego Miasta. Luksus, przepych i jachty przy nabrzeżu. Niemal Monte Carlo. Nie tego szukałem w Czarnogórze, więc nie zabawiłem tam długo. Zaglądamy po drodze jeszcze Sv Stefan, Petrowac i Sutomore, gdzie po obiedzie idziemy na plaże. Samochód zostawiamy na bezpłatnym parkingu przy targowisku. Miasteczka te to niczym nasze Krupówki z ciepłą wodą w morzu. Szkoda czasu. Na kwaterę docieramy wieczorem. Sporo wrażeń, piękne widoki nawet małe dzieci nie powinny się nudzić podczas tej wycieczki. Kończymy dzień siedząc przy stoliku w dyskotece z muzyką albańską graną na żywo. Browar Nigśićko 0,33 za 3 Euro, absolutny rekord świata podczas tej wyprawy. Ale słuchajcie, było warto. Pięć minut wcześniej wchodzimy na salę, gdzie są same stoliki i z 800 osób. Powietrze drga pod wpływem decybeli oraz rytmu wygrywanego przez instrument wprowadzający moje ciało w trans. Kobieta śpiewa w charakterystyczny dla nich sposób i nie ma wątpliwości, że są to przeboje. Wszyscy śpiewają refreny i tańczą, przesuwając się pomiędzy stolikami w długich wężach powtarzając te same kroki niczym Grek Zorba. Bywa, że grupa chłopców prezentuje swoje umiejętności tańcząc solo ze sobą w sposób niemal kaukaski. Wszyscy trzymają się za ręce, niektóre dziewczyny trzymają chusteczki w dłoniach i te ich ruchy. Ach!!! I gdy już twoje ciało przebudzi się, możesz również wstać i połączyć się z tańczącymi wpadając w taneczny, rytmiczny trans albańskiego folku. Może jest to taka tandeta nadmorskiego miasta, ale mnie to naprawdę wkręciło. Wielu uśmiechnie sie pod nosem ale muzyka ta, to czysta energia, którą sobie przywiozłem do kraju, a nabyłem CD Shopie.
Tego klimatu na pewno długo nie zapomnę. Możecie wielu miejsc nie zobaczyć ale dyskotekę z taką muzyką i tańcem nie możecie pominąć.