Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wielki spontan małych ludzi, czyli Kanada, Kuba i Usa.

Odkrycie Ameryki – popularne określenie faktu dotarcia Krzysztofa Kolumba do tego kontynentu, w 1492 roku. W rzeczywistości pierwszymi ludźmi, którzy dotarli do kontynentu amerykańskiego, byli członkowie społeczności łowieckich, przybyłych z Azji przez Beringię w czasie zlodowacenia, między 40.000 a 17.000 lat temu. Za pierwszego przedstawiciela cywilizacji europejskiej, który dotarł do Ameryki na początku XI wieku, uznaje się wikinga Leifa Erikssona.
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 20.05.2012 13:45

Dobrze skojarzyłeś odnośnie gitary, a Vai, wiadomo, ścisła czołówka, aczkolwiek wolę chyba Satrianiego posłuchać. Jest mniej "ckliwy":). Bezkonkurencyjny jest Malmsteen:). Polecam, jeżeli lubisz gitarowe klimaty.

A odnośnie bezrobocia, imigracji itd... Zacznę może od najlepszego przykładu tego, co się dzieje w USA, czyli od Detroit. Miasto-gigant odnośnie przemysłu motoryzacyjnego praktycznie nie istnieje. Wszystkie fabryki przeniosły się do Chin, Indonezji itp. Mimo, iż było w planach mojego wyjazdu, przez totalne przetasowanie przy Jack'u, nie udało mi się do niego dotrzeć...i po rozmowach z ludźmi, nie żałuję, mimo, iż moja żona jest totalną "fanką" wszystkiego co industrialne, a jeszcze najlepiej, jakby było opuszczone:). Wracając...fakt, Lehman Brot. zrobił swoje w USA. Nie oszukujmy się, to, co wyprawiały w USA banki to była paranoja. Dziwię się, że nikt wcześniej nie zareagował, choć z drugiej strony musiałby na to wpaść bardzo wcześniej. Ilość "obligacji na obligacje na obligacje" plus zabezpieczenie tego wszystkiego była zatrważająca. Każda instytucja była zadłużona i była pożyczkodawcą innych instytucja. to domino składało się z miliona klocków. Wystarczył jeden przewrócony...i szlag trafił kredyty, oszczędności, inwestycje. Instytucje ratowały się pożyczkami i lokatami dla ludzi, ale przecież ludzie mieli miliony oszczędności min. w funduszach inwestycyjnych, które to posiadały w portfelu obligacje korporacyjne, bądź inne, których zabezpieczeniem były np. inne obligacje korporacyjne, bądź inne, które to...w dużym uproszczeniu...i tak w kołko..temat rzeka...:). Wystarczył więc Lehman Brot. i...kaplica. Zaraza się rozprzestrzeniła. Dotarła również do Kanady. Kanada zachęca do imigracji (jakąś fotkę gdzieś mam, ale poszukam przy kolejnych dniach) z prostego powodu.Kraj wielki - ludzi jednak mało, a trzeba przecież wypłacić emerytury wcześniejszym pokoleniom. i tutaj mały paradoks, choć czy aby na pewno paradoks:). Państwo szuka ludzi, prywatni pracodawcy nie szanują w większości przypadków pracowników. Zwolnienia są na porządku dziennym i do najmilszych nie należą. Okres wypowiedzenia praktycznie nie istnieje. Pewnego dnia zjawiasz się po prostu w pracy i nie zostajesz wpuszczony na zakład. Masz dostęp tylko do swojej szafki pod czujnym okiem strażnika, potem składasz podpis i....Cię nie ma. Prywatni przedsiębiorcy dzielą swoją firmę na mniejsze spółki, aby nie było możliwości założenia związków zawodowych (praktyka coraz częściej stosowana w Polsce min., "dzięki" firmom zajmującym się outsourcingiem pracowniczym). Ewentualnie w każdym zakładzie jest kilka osób "pod prezesem", które sieją czarną propagandę i straszą, iż jeżeli takowe będą chciały się zawiązać - nie będzie sympatycznie.

Czy tak jest wszędzie? Zapewne nie. Przykład: branża transportowa. Podstawowym transportem czy to w USA, czy Kanadzie jest transport samochodowy, w większości opanowany przez Polaków i Hindusów, z małą domieszką Rosjan i rdzennych mieszkańców. Mają się dobrze. Dobrze, pod kątem traktowania przez szefów. Przyczyna: jest ich nadal mało i pracodawcy nadal poszukują. Jednakże w dużej mierze, warunkiem "zalapania" się do branży jest własny truck, a ten kosztuje. Czy żyje się strasznie? Osoby, z którymi rozmawiałem, czy to Polacy, czy też Kanadyjczycy, Amerykanie nie przejawiali objawów depresji. Nie jestem w stanie aż tak głęboko zanalizować, czy to postawa wobec mnie, czy też szczere zachowanie, ale wrażenia takiego nie odniosłem.

Fakt, jest problem z mieszkaniem/domem. Są CHOLERNIE drogie, jednakże zawsze jest opcja wynajęcia. Nie wiem dokładnie, jak wygląda program imigracyjny, ale bodajże na stronach ambasady jest pełne info. Wiem tylko, że mimo, iż ludzi poszukują, to cala papierologia i procedura związana z przesiedleniem do Kanady jest dość czasochłonna...aczkolwiek wielu się na nią decyduje. Już w mniejszym stopniu niż wcześniej, ale jednak... Kanada cieszy się bardzo dużą popularnością wśród osób z Bliskiego Wschodu, a przede wszystkim z Pakistanu i Indii. Codziennie na lotnisku w Toronto, ląduje kilka samolotów z nimi właśnie na pokładzie. Nie przylatują oni w celach turystycznych...

Tyle chyba z pamięci potrafiłem napisać. Pewno coś jeszcze mi się przypomni...właśnie przypomniał mi się system urlopowy, ale...jakoś później:).
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 20.05.2012 14:44

DZIEŃ .4. - 26.IV

Chciało się wstać o 06.00...chciało...się wstało o 08.00. O 09.00 w samochód i kierunek Północny Wschód. Przed nami blisko 600 km nieznanymi drogami, nieznanymi zwyczajami drogowymi, nieznanym samochodem i nieznanym wszystkim. Od początku wyjazdu przyświecała nam zasada: "No wielkie halo - damy radę". Ze wszystkim tak mieliśmy. Szczególnie w jednym miejscu, kiedy wydawało nam się, że wpadliśmy na niezłą minę, ale..."no wielkie halo - damy radę"...ale o tym później:). Ruszamy. Najpierw 403, aby po chwili wpaść w 401, by przejechać nią blisko 500 km. Mijamy Mississaugę, mijamy Toronto i prosto do przodu.

Obrazek

Za chwilę będzie pierwszy most pomiędzy USA, a Kanadą. Ontario Lake w tym miejscu nie jest już tak szerokie.

Obrazek

Mam obsesję na punkcie robienia zdjęć policji. Tutaj akurat atrakcyjna Pani policjantka postanowiła posilić się kawą. No musiałem zrobić fotkę. Dwa lata temu w Tunezji o mało nie straciłem aparatu przez takie fotki. Głupie to wiem, no ale - choroba:).

Obrazek

Dygresja: w Kanadzie obowiązuje 100 km/h na autostradzie. Jak się o tym dowiedziałem, stwierdziłem "będzie męka". Przywykłem do prędkości 140-170 km/h. Więcej nie jeżdżę na autobahnie. Mówimy oczywiście o prędkościach maksymalnych i tylko w tych miejscach i sytuacjach, gdzie mogę sobie na to pozwolić. Tam nagle miałem się przestawić na 100-110 km/h. Dlaczego? Mandat przy prędkości 120 km/h kosztuje 95 $, przy 130 km/h - 195$, przy 140 km/h - 295$, przy 150 km/h - 10 000$!!!! Cały czas przypominają o tym wielkie tablice przy autostradzie. Cholera, mam ponad 2000 zdjęć i nie mogę jakoś ustrzelić, gdzie mam fotę tych tablic:). Przy następnych dniach umieszczę. Wracając... Jak można jechać samochodem z 2,5 litrowym silnikiem 100 km/h? Na początku się udawało, potem jednak tempomat był ustawiony na ok. 130 km/h. Ale do czego zmierzam? Po Kanadzie, po USA jeździło mi się genialnie!!!!! 600-800 przejechanych kilometrów w ciągu jednego dnia, to była czysta przyjemność. Zmęczenia praktycznie brak. Doceniłem to po przejechaniu ok. 1000 km. Dlaczego? Ano dlatego, że kultura jazdy jest całkowicie inna niż u nas. Te 500 km autostradą nie zmęczyło mnie tak, jak przejazd A4 z Katowic do Wrocławia. Powód prosty - nikt nie jechał 70 km/h prawym pasem, nikt nie jechał 200 km/h lewym, żaden tir nie wyprzedał innego jadąc 5 km/h więcej, nikt nie zajechał mi drogi, bo akurat miał kaprys zmienić pas, nikt nagle, nie mając przed sobą nikogo, nie hamował, bo stwierdził, że może za szybko jedzie. Nie działo się absolutnie nic, co mogłoby mnie zestresować i spowodować, że powinienem mieć oczy na około głowy. Zrobiłem podczas tego urlopu ok. 4000km samochodem. Raz tylko, ze względu na durną porę wyjazdu i zbyt dużą chęć dojechania do celu, miałem problemy ze snem i zmęczeniem. Czy takie rozwiązanie przyjęłoby się na polskim gruncie? Nie ma szans. Dlaczego? Ano z powodów, które wymieniłem, czyli osoby jadące 70km/h, wariaci z 200 km/h walący światłami po oczach, zajeżdżanie drogi, tiry z przerośniętą ambicją bycia 5 minut wcześniej na miejscu, niż koledzy. I wiecie co...jeżdże do pracy z Katowic do Gliwic. Przeważnie A4 lub DTŚ (osoby z regionu, wiedzą w czym rzecz), czasem przez Mikołów trasą 44. Kurcze, zwolniłem. Żona twierdzi, że to pewno kwestia chwili i znowu będę jeździł po staremu, ale...póki co, jest mi tak dobrze. Jeszcze jedno...w Kanadzie nie ma obowiązku jazdy prawym pasem. Każdy jedzie tym, który mu pasuje. Raz mi się ciśnienie podniosło i przyśpieszyłem do ok. 160 km/h, bo kilku kierowcom pasowało 100 km/h na `lewym pasie, a przede mną jechał oczywiście jakiś van, a ja cholernie nie lubię, jak nie widzę drogi przede mną. No musiałem ich śmignąć z prawej:). Po mnie zaczęli kolejni się wyłączać z tego peletonu:). Życzyłbym sobie czegoś takiego samego w Polsce.
No, ale relacja ucieka... 600 km przebiegło bezproblemowo. Spokojnie i bezpiecznie. Tankowanko na stacji bez problemów, w odróżnieniu od tankowania w USA, ale o tym też jeszcze napiszę. Około 14.30 widzimy już Montreal przed sobą.

Obrazek

GPS w miarę szybko doprowadza nas do hotelu Elegant, który mieści się przy 1683 Rue Saint-hubert.
Obrazek

Krótka uliczka, na której mieszczą się tylko hotele/motele, jeden obok drugiego, a część z nich to w ogóle bliźniaki. Samo centrum Montrealu praktycznie. Obsługuję nas hindus. Piszę to z pewnych względów, które w relacjach z kolejnych dni zostaną wytłumaczone. Wpadamy do pokoju, zostawiamy bagażu i już uciekamy na Montreal. A tam...wszystko cholera po francusku. Praktycznie zero napisów po angielsku. Ok, jesteśmy w prowincji Quebec, ale w Ontario, która jest angielskojęzyczna, napisy w dużej mierze, są po angielsku i po francusku. Przynajmniej drogowskazy, ważne informacji itp. W Montrealu niestety mają gdzieś angielski. No nic. "No wielkie halo - damy radę":). Ruszamy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdyby ktoś miał ochotę zaparkować rower - proszę. Parkomat już czeka. Fajna sprawa. To samo jest np w Wiedniu, w Polsce chyba jeszcze nie widziałem. Jeśli człowiek chce zobaczyć więcej i przemieszczać się szybciej, wypożycza rower ze stojących na ulicy wypożyczalni, może zaparkować przy jakimś parkometrze, przejechać całe miasto, po czym oddać. Nie sprawdzałem, ile to kosztuje, ale zakładam, że nie jest to kwota powalająca.

Obrazek

Wejście do chińskiej ulicy, bo raczej nie dzielnicy
Obrazek

Dochodzimy do jednej z głównych atrakcji Montrealu, czyli Notre Damme...........pizga jak diabli. Nie chce nic mówić, ale w Polsce wtedy zaczynały się upały. Ile my mieliśmy stopni lepiej nie wspominać. W jutrzejszej relacji sami zobaczycie. Wracamy do Notre Damme...oryginały jeszcze nie widziałem, ale kopia nie zrobiła jakiegoś mega wrażenia. Widziało się ładniejsze.

Obrazek

Obrazek

Nie przestaje pizgać, ale siadamy na chwilkę na placu przy Notre Damme...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

...zapada decyzja....szukamy jakiejś fajnej knajpki na piwko. Ogrzejemy się, odpoczniemy...i w tym miejscu zaczynają się schody...nie dosłownie, ale w przenośni:). Centrum miasta, a tutaj nie ma gdzie usiąść i napić się piwka, mało tego, w pewnym momencie stwierdziliśmy, że może poszukamy jednak sklepu i kupimy jakiś zapas do hotelu...psińco...gdzie jest jakiś sklep???!!!! Jeszcze raz podczas tego wyjazdu mieliśmy przeżywać ten koszmar:). Kilka słów odnośnie alkoholu w Kanadzie. Niestety, nie jest tak łatwo, jak w Polsce. W Ontario, czyli prowincji, gdzie mieści się Toronto, nie ma wolnej sprzedaży alkoholu. Sprzedażą zajmuje się państwo, poprzez dwie sieci sklepowe. LCBO sprzedaje wszelkie wyroby spirytusowe, jak wódka, whiskey tudzież whisky, koniaczki itd, a Beer Store zajmuje się sprzedażą piwa. Otwarte są tylko w określone godziny, na całe szczęście "ludzkie" godziny. Problemem jednak może być lokalizacja. Ciężko czasem na nie trafić:). Oczywiście, picie alkoholu na świeżym powietrzu jest srogo karalne, podobnie jak i picie w/w w samochodzie. Przewożenie jest dozwolone w bagażniku. A teraz odpowiedź na pytanie, dlaczego Ontariusze kochają prowincję Quebec? Alkohol jest dostępny w spożywczym, tudzież na stacji, które to są oblegane w nocy, po wyjściu z imprez. Podobno w okolicach godz.02.00-03.00, kiedy to kończy się większość imprez, miasto przeżywa maksymalne zalkoholizowane ożywienie. Mnóstwo młodych ludzi wylega na ulicę i szuka jeszcze miejsc, gdzie by się "do(p)bić". Dla "quebecczan" norma, dla ontariuszy - freedom:).

Więc jako młodzi, poszukujący piwa ruszyliśmy przed siebie...

Obrazek

Obrazek

W poszukiwaniu ożeźwienia docieramy do ciekawszej budowli w Montrealu. Nie mam pojęcia, co to było, ale zdjęcia nie oddają klimatu tego budynku. Pierwsze miejsce, które nam się spodobało w tym mieście.

Obrazek

Obrazek

To miejsce przyniosło nam tak długo wyczekiwane szczęście. Spojrzeliśmy w prawo i ujrzeliśmy ciąg dużych, browarnych tudzież browarnianych parasoli. Tam musi być piwopój:)!! Trzy, dwa, jeden...poszli!!!! I już jesteśmy w knajpce. Karta z piwami przed oczami, menu podzielone na państwa, polskich wyrobów brak, ale jest dobrze...poza tym, że większość podawanego piwa to 0,33l. Koszmar:). Szukamy czegoś 0,5l i troszkę mocniejszego niż 4,1-4,5%. Jest! Niemcy nas uratowali! Bierzemy Holstena. Mocne piwko i, co najważniejsze, 0,5l. Cena 9$...yach...no wielkie halo - damy radę. Dlaczego tak się rozpisuje o takiej pierdole? Już tłumaczę. Zamówiliśmy. Po chwili podchodzi kelner, stawia ładne szklanki na nóżce i podaje nam piwko.....w PUSZCE!!!!!!!!!! Nie jestem jakimś purystą chmielowym, ale piwa w puszce raczej nie tykam - to raz, a dwa - Montreal, Kanada, 9$, a On przynosi puszkowy browar???!!!! Przecież za takie coś u nas dostałby w twarz:)!!!!!! Chyba widział moją reakcję, bo się zapytał, czy wszystko ok, ale ja byłem w takim szoku, że tylko warknąłem "ARGH !#@$$^$%&@$%!^&&$$@"...i odpuściłem:).

Na całe szczęście piwko smakowało nieźle. Dobrze, że chociaż zimne przyniósł, a nie ściągnął z jakiejś półki. Mógł chociaż ściemnić i nalać do kufla za barem. Przynajmniej nie widziałbym tej puszki:).
Już mieliśmy wychodzić...zaczęło lać niemiłosiernie. Zamówiliśmy jeszcze jedną puszkę! Niestety, lało dalej... No nic to. Pytamy kelnera o jakiś grocery shop (spożywczy:)) i wychodzimy.
Jeszcze raz w/w budynek

Obrazek


A potem...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trafiamy również na jakiś konwój. Nie wiem, kogo wieźli:).

Obrazek

Udaje nam się dotrzeć do grocery shop, tam kupujemy zapasik piwka na wieczór i udajemy się już do hotelu. Jedna rzecz: jeżeli ktoś jest fanem mocniejszej muzyki i zobaczy na półce zajefajne piwo Rolling Rock, zajefajne wizualnie, to...niech się strzeże!! Straszny sikacz:).
W końcu docieramy do hotelu. Tak się prezentuje uliczka, na której użyczaliśmy łóżka.

Obrazek

W sumie tyle hehe. Montreal jakoś wybitnie nie zachwycił. Nie ma tam nic ciekawego...Ot trochę drapaczy, kościołów, kilka ładniejszych budynków, ale jakoś to wszystko bez jakiegoś specyficznego klimatu. Nieważne jakiego. Szukaliśmy jakiego bądź. No nie udało się:). Przynajmniej wiemy, że następną razą Montreal potraktujemy jako przystanek do Quebec, do którego to nie dotarliśmy podczas tego wyjazdu.

A następny dzień przywitał nas tak...

Obrazek

Te białe "pypcie" to nie wina mojego aparatu. To...o zgrozo...ŚNIEG!!! W Polsce zaczynają się upały, a ja oglądam śnieg!!! Więcej w kolejnej relacji:). Się człowiek rozpisał przy niedzieli:).
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 20.05.2012 23:35

DZIEŃ .5. - 27.IV

To jak? Ile stopni było wtedy w Polsce? Śnieżyło?? Chyba nie!!! Co za dół!! Człowiek wyjeżdża na urlop, radość na facjatach się rysuje...i budzi się pod koniec kwietnia w Montrealu, wygląda przez okno i jest przerażony!!!! Śnieg pod koniec kwietnia???!!! Na urlopie??!!! Czy kogoś u góry, na dole, po lewej czy prawej pogięło? Przecież nie jesteśmy w strefie podbiegunowej. No ok, bardzo daleko nie było, no ale...HEJ!!!!! Wystarczy spojrzeć na mapę, aby się zorientować, że pomiędzy Katowicami, a Montrealem nie ma jakiejś dużej różnicy, jeśli chodzi o równoleżniki!!!! Szybkie śniadanie. Powiedzieli, że kontynentalne, to sobie pomyślałem, że pewno jakiś stek, tudzież przynajmniej parówka się trafi:). E tam...kruasanty plus kawka i tyle w temacie:). Trzeba uciekać z tego chłodu i śniegu...tylko, że my dziwni jesteśmy:). Pojechaliśmy na północ:)...zimno, śnieg, a jadą na północ...ale tylko kawałek. Plan tego nie zakładał, ale nasz GPS tak nas wyprowadzał z Montrealu. Nie chcieliśmy wracać autostradą. Nic przy niej nie ma. Stwierdziliśmy, że kolejny odcinek pokonamy "prawdziwą Kanadą" i wiejskimi drogami. Po drodze już pojawiają się znaki ostrzegawcze:).

Obrazek

Wjeżdżamy...uwaga...na drogę, która nie była oznaczona, jako autostrada. Ot taka prowincjonalna, że tak napiszę. Wyglądała tak.
Obrazek

Ot taki wybryk natury:). Tam normalna droga, u nas - pewno wykłócona, "przejezdna" autostrada. Z racji tego, że było dla nas za szeroko, a my szukaliśmy wiejskich dróg - uciekliśmy również z niej. Wjechaliśmy w tą Kanadę, którą chcieliśmy też zobaczyć. I wiecie co...cholernie nam się spodobało. Stwierdziliśmy, że jest ciekawiej niż w miastach...zresztą to było do przewidzenia. Małe miasteczka i wsie zrobiły na nas wrażenie przede wszystkim jedną rzeczą - cholerną czystością, nie sterylną, ale cholerną:). Te trawniki, czyściutkie ulice, ta zielona zieleń. No było ładnie. Nie będę wymieniał nazwy każdej miejscowości, bo to bez sensu, ale może na fotkach uda się wychwycić ten klimacik...niekoniecznie na tych poniżej, ale zdjęć z sielanką w tle będzie więcej. W niektórych miejscowościach robiliśmy króciutkie postoje, a tymczasem temperatura na zewnątrz wynosiła...

Obrazek

Jechać trzeba...ogrzewanie działa...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wolno zbliżamy się do kolejnego naszego celu. Na "dzień dobry" dostajemy taki oto widoczek. Już wiem, że będzie dobrze:).
Obrazek

Panie, Panowie - Ottawa. Cudo miasto!!!!! Co tam Toronto, Montreal!!! Ottawa jest cudnej urody i czułem się w niej przegenialnie...Lecimy z fotami:).

Strasznie mi się ta"rzeźba" spodobała...
Obrazek

Temu Panu wystawiono pomnik za to, że z protezą przebiegł całą Kanadę. W Polsce też powinni takim ludziom stawiać pomniki, a nie...:)...no, ale mniejsza...jaki kraj - takie pomniki:).
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Parlament
Obrazek

Fontanna przed Parlamentem. W środku płonie znicz, a na jej ściankach wokół znicza, są umieszczone herby wszystkich prowincji Kanady.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Hot doga z kiełbaską? Chociażby z polską?
Obrazek

Wypożyczalną rowerów, o której wspominałem podczas wczorajszej relacji.
Obrazek

Podczas oględzin Ottawy był tylko jeden problem - wiatr, który powodował, że 1,5 stopnia zamieniło się w -10!!!! Jak za długo trzymałem ręce poza kieszeniami, nie sposób było zrobić zdjęcie. Mróz!!!! W Ottawie spędziliśmy maks. 2h, choć nawet nie wiem, czy tyle się udało. Po prostu przelecieliśmy ją, czego do tej pory żałujemy, ale nie było innej możliwości. Jak wsiedliśmy do samochodu to przez kilkanaście minut musieliśmy "odtajać":). Było srogo!!!

Stolica Kanady, to miejsce jak najbardziej godne polecenia. Te budynki są po prostu bajeczne i bajkowe:).

Czas ruszać dalej...dzisiaj jeszcze mamy, co robić...

Takie reklamy radia to ja rozumiem:)!!! Chodzi mi rzecz jasna o zespoły. W Polsce bida z takimi stacjami. Jasne, jest Eska Rock, ale ona tylko w nazwie ma Rock. W części Polski na całe szczęście jest Antyradio, no i mamy Trójeczkę, więc jest równowaga dla papki, którą serwuje RMF i jemu podobne Eski, Zetki, Planety itp. Równowaga? Hm...źle to napisałem... Równowagi raczej nie ma, ale jest jakaś nadzieja. Szkoda, że naprawdę dobrej muzy nie ma w polskich mediach.
Obrazek

Jedziemy dalej... Skoro odwiedziliśmy obecną stolicę Kanady, trzeba zobaczyć wcześniejszą. Kierunek Kingston. Na całe szczęściu robi się ciut cieplej, ze szczególnym wskazaniem na ciut:).
Myślałem, że Kingston, a wcześniej Królestwo Kingston będzie większe:). Miasto to zamieszkuje obecnie ok. 120 000 ludzi. Jest...sympatyczne:). Strasznie dużo kościołów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A i kino w ichniejszym stylu udało się znaleźć
Obrazek

Dollarama, czyli wszystko za 1$, w praktyce maks. po 2$, przy czym ogrom tego sklepu i asortyment powalał.
Obrazek

Jeszcze przyjdzie nam odwiedzić Kingston, więc długo w nim nie zabawiamy. Robi się już dość późno, więc czas znaleźć jakiś motel. Nocleg w Montrealu wykupiliśmy dzień przed wyjazdem, tutaj już nie mamy niczego, poza adresem jednego motelu. Stwierdziliśmy, że poszukamy czegoś ładnie położonego, gdyż...i dlatego tutaj się zatrzymaliśmy na nocleg...jesteśmy w Krainie Tysiąca Wysp!!!
W czym rzecz? Kraina ta nazywa się tak dlatego, iż jezioro Ontario jest podzielone w tym miejscu małymi, lub troszkę większymi wyspami. Na jednych mieści się tylko drzewo, na innych domek, na jeszcze innych domek ze stodołą, a na tych większych np. zamek:). Normalnie na tych kilkudziesięciu m2 żyją ludzie, którzy dostają się na ląd bądź przeprawami, bądź motorówkami:). Wygląda to naprawdę pięknie. Tego dnia dużo nie ujrzymy, gdyż mamy już praktycznie noc, ale dzień później...malina:).
Zmierzamy do jednego z troszkę większych miast w KTW, mianowicie do Gananoque, oddalonego od Kingston ok.30 km, zwanego Bramą Tysiąca Wysp. Żadną autostradą rzecz jasna! Normalną drogą przy jeziorze. No i....dużo nie brakło, a nie dojechalibyśmy. Ciemno jak w...tak, tam... Nagle usłyszałem krzyk żony i nanosekundę później sam go zobaczyłem. Na środku drogu stał przepotężny łoś! Był wielki, a jego poroże zahaczało o niebo:). Uderzenie z nim wiązałoby się raczej z tym, że Morfeusza mielibyśmy za sąsiada, a nie jak drzewniej bywało - gościa:). Ech...gdybym miał czas na zdjęcie:).

Pierwszy motel, to ten którego mamy adres. Orientujemy się w cenie, jest ok., ale jedziemy poszukać dalej. Kolejny motel - za drogo, jeszcze jeden - za drogo. Wracamy do tego pierwszego. Tam - hindus:). Bardzo miły. Pytał, czy w Polsce też tak zimno. No musiał??!!! Musiał nam przypominać, że u nas klara i żar z nieba??!!:)
Motel wyglądał tak...

Obrazek

...zwyczajny, prawda? Ale nam się od razu włączył klimat amerykańskich thrillerów "drogi" i nie tylko. Pamięta ktoś "Autostopowicza"?:) No przecież w takich to motelach wpadają kopniakiem przez drzwi, strzelają do śpiących i odjeżdżają vanami:). To do tych łóżek przywiązują, a potem tortują:). Do takich motelu przywożą porwanych, rzucają do łazienki i przykuwają kajdankami do jakiejkolwiek rury:). Oczywiście...w motelach tych dzieją się również rzeczy leżące naprzeciw np. śmierci, no ale...:). W myśl zasady "no risk - no fun" - wybraliśmy "risk", aby był "fun":).
W środku, rzecz jasna, klimat znany z w/w filmów:). Jest gore - jest dobrze:). I wiecie co? Kurcze...przeżyliśmy...

Ps. Wybaczcie za dużą ilość fotek, ale Ottawę mógłbym pokazywać non stop. Cholernie ciężko było wybrać i duża część została na dysku. Bałem się, że serwer tego nie "strzymie":).
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 21.05.2012 12:37

O,i kolejna porcja ciekawych opowieści i obserwacji z nie-naszego-świata :) Jeden z członków mojej rodziny też często służbowo odwiedza tamte rejony i Wasze obserwacje mocno pokrywają się z jego. Też nieustannie zadziwia go kultura przemieszczania się się po ichnich drogach, też psioczy na tamtejsze hotelowe śniadania, też mówi o takim pomieszaniu przyjemnego z wkurzającym. :)

Pozdrawiam
:)
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 21.05.2012 13:34

Tymona napisał(a):O,i kolejna porcja ciekawych opowieści i obserwacji z nie-naszego-świata :) Jeden z członków mojej rodziny też często służbowo odwiedza tamte rejony i Wasze obserwacje mocno pokrywają się z jego. Też nieustannie zadziwia go kultura przemieszczania się się po ichnich drogach, też psioczy na tamtejsze hotelowe śniadania, też mówi o takim pomieszaniu przyjemnego z wkurzającym. :)

Pozdrawiam
:)


Pozdowionka. Ano tak to mniej więcej wyglada. W sumie odnośnie śniadań...nawet dobrze, bo przynajmniej się człowiek nie objadł przed podróżami:).
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 27.05.2012 17:30

DZIEŃ .6. - 28.IV
Przeżyliśmy, a w dodatku poranek przywitał nas słońcem!!! No to mamy się jeszcze lepiej - pomyślałem:)...do momentu otwarcia drzwi. Słońce wcale nie oznaczało ciepła. Pizga jak pizgało, a że jest troszkę jaśniej:)... No mała różnica w porównaniu do wczoraj:). Zapowiada się kolejny długi i zimny dzień.
Na początek kierunek jezioro...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tam spotkaliśmy przyjaźnie nastawionego Kanadyjczyka. Myślał, że się zgubiliśmy... Tak wyglądaliśmy? No może:). Jak się dowiedział, że jesteśmy z Polski, to najpierw zapytał, czy z Toronto:). Kiedy już wiedział, że nie jesteśmy imigrantami, uśmiech od ucha do ucha rozłożył się na jego twarzy:). Nie żeby nie lubił imigrantów, ale chyba był lekko zdziwiony. Dowiedzieliśmy się, że z Gangreny (tak nazwaliśmy Gananoque, bo za długo byłoby wymawiać i w ogóle:)) wypływa statek, który opływa większość wysepek. Znajdujemy agencję tym się zajmującą, jednakże okazuje się, że akurat w kwietniu nie ma możliwości wypłynięcia na jezioro z Gangreny, ale miła Pani poinformowała nas, że taka możliwość istnieje w miasteczku Ivy Lea, które to jest położone 10 km na północ od Gangreny. Koszt 20$. Jedziemy...zjeżdżając w ciekawszych miejscach nad jezioro...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przeprawa przez jezioro, dla tych, którzy mieszkają na wysepkach. Jakoś się przecież do domu trzeba dostać…Tutaj akurat mamy do czynienia z większą wysepką, gdzie mieści się kilkanaście domów.

Obrazek

W międzyczasie pojawia się mały problem. Wiało wczoraj, prawda? Wieje dzisiaj, prawda? Odezwały się węzły chłonne mojej żony. "Urosły". Jedziemy do Ivy Lea, ale nie wiemy, czy popłyniemy. Na lądzie wieje, więc co się dzieje na jeziorze? Pewno jeszcze większe "wiuchanie". Po przyjeździe do Ivy Lea okazuje się, że mamy blisko 2h czekania na statek:/. Robimy mały rekonesans po okolicy..no fajnie...ale...wieje...jest jakoś po 12.00, a statek odpływa o 14.00...węzły chłonne....trudno...rezygnujemy...żadna przyjemność, kiedy pogoda taka, a nie inna...
Stateczek nie wyglądał źle...
Obrazek

Most do USA...
Obrazek

Wysepki, jak i jezioro również nie wyglądały źle...
Obrazek

No tak, ale co robić? Cały dzień przed nami. Trzeba coś wykombinować. Szybkie rozeznanie w planach na kolejne dni. Już wiemy, że będzie problem z czasem, aby zobaczyć to, co było zamierzone. Już nawet nie mówię o zamierzeniach, z którymi przyjechaliśmy z Polski. Te już dawno poszły w odstawkę. No nic...bardzo szybko decydujemy się na kierunek, ale najpierw wracamy na małe zakupy do Kingston. Tam musiałem odwiedzić sklep z płytami, który już dzień wcześniej wzbudził moją ciekawość. Nie wiem, czy wśród forumowiczów są fanatycy czarnych talerzy, ale jeśli tak, to...ulala!!!! W sklepie powyższym byliby w amoku. Kilkanaście tysięcy winyli poukładanych jak książki w bibliotece. Sklep miał łączną powierzchnię ok.30m2, przy czym wymiary to jakieś 3x10m. "Za ladą" siedział właściciel - Brian. Gość w długich piórach, z długą brodą. Właśnie pochłaniał jakąś bułkę, a okruszki miał na całej brodzie. Widać, że stary załogant i fanatyk!!!! Takich lubię:). Zwrócił uwagę na nas w momencie, kiedy oglądaliśmy stary plakat Floydów z Dark Side Of The Moon i Led Zeppelin. Od razu skierował nas na regał z szeroko pojętym rockiem. No niestety, nie mam "joba" na punkcie czarnych talerzy, więc odpuściłem. Okupiłem się w CD's kilka dni po pobycie w Kingston:). Ok...lecimy dalej...szybka wizyta w jadłodajni, rzut okiem na googlemaps...na zegarku 14.00, a przed nami 400km. No wielkie halo - damy radę. 4h i jesteśmy na miejscu. Wyjeżdżamy na autostradę, a tam znowu przypomnienia odnośnie "bycia grzecznym". Fota się znalazła, więc umieszczam:).

Obrazek

Mijamy Toronto, Mississaugę i kierujemy się dalej na południe...

Obrazek

Obrazek

Dokładnie o 18.05 robimy pierwszą fotę w naszym mieście docelowym, ale nie miejscu docelowym. Piękna sprawa z obliczaniem czasu przejazdu. Masz gdzieś 400km, to jedziesz 4h, włączając w to krótki postój. Rzecz nierealna do zaplanowania na naszym łez padole:). Może kiedyś...
Pięć minut później już ją widzimy. Na razie z góry i z daleka, ale wiadomo, że zaraz będziemy na dole. Niagara wita.

Obrazek

Obrazek

Na czuja szukamy jakiejś drogi na dół. Pomieszaliśmy, ale dzięki temu znaleźli darmowy parking przy małym, ale bardzo ładnym parku, gdzie to spotkaliśmy różne zwierzaki. Niektórzy musieli sobie zrobić mały postój przez w/w.

Obrazek

Dochodzimy do Niagary od strony nurtu rzeki Niagara. Mijamy mini wodospad, wrak statku...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Już jesteśmy coraz bliżej... Wyłaniają nam się dwa amerykańskie wodospady...

Obrazek

Obrazek

I nagle!!! Deszcz!!! Jak kuźwa deszcz???!!!! Przecież słońce świeci!! Hm...im bliżej naszego obiektu pożądania, tym leje mocniej. No pięknie...! Cały czas wiatr, a teraz jeszcze deszcz! "Klątwa wisi nad rodem naszym!!" Dupa...to nie deszcz. W miarę podchodzenia bliżej nabywaliśmy wiedzę odnośnie tego, co się dzieje w "powietrzu". Siła natury jest przeogromna. To wodospad robił Nas w jajo. Siła spadającej z blisko 100 metrów wody jest przerażająca. Pod, a w sumie nad wodospadem nie było możliwości normalnie zrobić zdjęcia. Stan, jak przy oberwaniu chmury. Lało niemiłosiernie. Plus - wieczna tęcza. Zimą podobno nie ma możliwości w ogóle podejścia, chyba że jest się hokeistą, tudzież panczenistą, tudzież łyżwiarzem figurowym. Nasz aparat poległ. Woda była wszędzie. Ochranianie obiektywu, wycieranie go, na nic się zdały. Wyszła kicha...

Obrazek

Obrazek

Ci, którzy wiedzieli mieli plastikowe obudowy na swoje aparaty, aczkolwiek powiem szczere - może mają ciut lepsze zdjęcia. Robiłem zdjęcia pewnej parze, poproszony przez Nich. Mieli "balkonik" na obiektyw, który i tak był cały mokry. W sensie obiektyw. Balkonik zresztą też:). Fotograficzna gehenna:). No przynajmniej tęcza była.
Tak wyglądało dojście nad wodospad...

Obrazek

Widok stojąc tyłem do wodospadu...ciekawe, ile kosztuje pokój na wyższych piętrach hotelowych...

Obrazek

Tulipany mają się dobrze. Nawadnianie non stop...
Obrazek

Jeszcze jeden rzut oka na okolice...

Obrazek

Wyjeżdżamy z Niagara Falls...;jeszcze tylko wizyta w Pizza Hut, bo człowiek zgłodniał...

Temperatura typowo "wiosenna", prawda?

Obrazek

Jakoś około północy docieramy na miejsce spoczynku. Jutro zapowiadał się dość spokojny i wesoły dzień. Na "lajcie" wszystko, jak to młodsza młodzież mawia. No i...miał być spokojny i wesoły dzień, a jak dla mnie, przerodził się w koszmar. Napiszę tylko dzisiaj tyle - miałem pełne gacie!! Nigdy chyba w życiu się tak nie bałem!! A jak sobie dzisiaj przypomnę, to dalej mam dreszcze!!! Człowiek myśli, że nic go nie ruszy...taaaaaa... Jak mawiają angielskojęzyczni bullshit".
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 27.05.2012 20:29

DZIEŃ .7. - 29.IV.

Dzień rozpoczął się ciężką pobudką. Ciężką, ale radosną. Dzisiejszego dnia mamy w planach tylko jeden "wyskok". Dosłownie. Najpierw trzeba oddać Adolfa. Stan idealny, więc nie ma problemu. Z racji tego, że dzisiaj nie będzie zbyt dużo treści, to taka luźna uwaga odnośnie płatności kartami w Kanadzie i USA.
Możecie zapomnieć o każdorazowym użyciu pinu, ba nawet podpisu. Pin jest potrzebny tylko przy wypłacie z bankomatu. Czy płatność kartami jest bezpieczna? No i tutaj mam problem. Wypożyczając np. samochód, wypożyczalnia rezerwuje Ci limit na karcie. Jeżeli w momencie oddania samochodu, jest jakaś szkoda - wypożyczalnia sama, bez posiadania już Twojej karty, ściąga sobie daną kwotę za naprawę. Inny przypadek: wracając z Niagara Falls, gps skierował mnie na płatną autostradę. Czy były bramki? Nie. Wszystko na zasadach Via Toll. I co teraz? Wypożyczalnia dostanie rachunek, na którym będzie widniała kara za brak naklejki (naklejka abonamentowa, którą przykleja się na szybę) i przejechane kilometry. Kto zapłaci? Ja. A jak? Kartą kredytową...przy czym ja już jestem w kraju, co za tym idzie, karta również. Ściągną sobie sami. Bez pinu, bez podpisu. Jasne, inaczej rzecz się ma przy płatnościach w sklepach, na parkingach czy stacjach benzynowych, aczkolwiek też nie wszędzie. Tankując paliwo również nie składałem podpisu, nie wbijałem pinu. Nie na każdej stacji, ale... sprawa: osoby posiadające Masterdcard mogą mieć problem. Większość terminali i bankomatów w/w kart nie obsługuje. W Kanadzie są bodajże tylko dwa banki, gdzie jest możliwość wypłacenia środków przy pomocy karty Mastercard. Visa jest wszędzie i w pełni akceptowalna. Wiadomo również, że przy Mastercardzie narażamy się w USA na podwójne przewalutowanie (USD/EUR/PLN). Przy odpowiedniej Visie, w sensie, z odpowiedniego banku, czyli takiego, który zostawił sobie dolarowe rozliczenie przy Visie - nie ma takiego problemu. W Kanadzie nie ma to znaczenie. Tak czy siak - podwójne przewalutowanie. Kolejna sprawa: wypożyczając samochód i nie posiadając Visa Gold, narażamy się na obowiązkowe wykupienie ubezpieczenia, co znacznie podnosi koszt wynajęcia. Ubezpieczenie wykupione w kraju nie będzie akceptowalne. Nie wiem, dlaczego mają tam przeświadczenie, iż Visa Gold ma w sobie, nie wiadomo jakie, ubezpieczenia. Ok, może ichniejsze mają - nasze raczej nie, ewentualnie dość dużo płatne. Jedyne, co ich interesowało, to to, czy mam opłatę roczną na karcie. Oczywiście, sprawdzenie tego odbyło się na zasadzie pytania. Na całe szczęście posiadam takową, w dodatku rozliczaną w USD, więc konkretnie zaoszczędziłem na zbędnych opłatach.

Wracamy do relacji... Samochód oddany, przesiadamy się do innego samochodu i ruszamy do celu dzisiejszego dnia, a jest nim...

Obrazek

Trzeba się odstresować, pobawić... Nie będę opisywał każdej atrakcji znajdującej się w parku, ale o kilku napiszę. Cała reszta na http://www.canadaswonderland.com/ i wiadomo, google.pl. Polecam obejrzeć sobie zdjęcia i filmiki z tego miejsca. Zdjęcia tego dnia były robione przy pomocy HTC Desire i iPhona. Zabieranie aparatu byłoby dość niewygodne.

Oficjalne otwarcie Wonderlandu dopiero za tydzień, ale co roku, Wonderland otwiera się przez dwie poprzedzające oficjalne otwarcie, niedziele. Są to niedziele dla pracowników banków i ich rodzin. Wstęp kosztuje 10$ mniej niż normalnie, czyli 25$ i prawie wszystkie atrakcje są w cenie biletu. Mieliśmy to szczęście, że w naszej rodzince jest osoba pracująca w jednym z banków.
Po przyjechaniu na miejsce zastaliśmy taki widoczek.

Obrazek

Ten wielki zielony rollercoaster, to nowa atrakcja parku. W tym roku został ukończony i dopiero zaczyna się jego użytkowanie. Zwie się Leviathan i w najwyższym punkcie osiąga 93,3m. Jest o 20m wyższy niż dotychczasowa największa atrakcja, czyli 70-cio metrowy Behemoth. Wchodzimy do parku... Na bramkach problem. Jestem epalaczem. Muszę wyciągnąć mój sprzęt, wytłumaczyć ochroniarzowi i pociągnąć z obydwu moich efajek, aby nie myślał, że to jakiś sprzęt terrorystyczny:). Uśmiech na twarzy ochroniarza. Możemy iść. O efajkach też potem jeszcze napiszę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zastanawiamy się od czego zacząć. Najpierw najwyższy, czy też może zostawimy go sobie na koniec? Ważna informacja: nigdy w życiu nie byłem na żadnej tego typu "kolejce". Dzisiaj miało nastąpić moje rozdziewiczenia. Żyje chłop ponad 30 lat, a jeszcze nigdy nie trafił na takie coś:).
Decydujemy się na start z grubej rury. Kierunek Leviathan. Stajemy w kolejce... Z dołu wygląda nieźle. Nie ma strachu. Jakoś nie wyobraziłem sobie, ile to jest te 93,3m. Nie "widziałem" tych metrów, nie potrafiłem sobie ich wyobrazić.

Obrazek

Obrazek

Nadszedł czas zajęcia miejsca. Zerknąłem na zabezpieczenie...hm...licho to wygląda. Siadasz, podciągasz sobie taki "grzybek" na pas i...tyle. Żadnych pasów, żadnego zabezpieczenia barku...hm... No wielkie halo - damy radę:). Ruszamy! Na początku spoko...podjeżdżamy wolniutko coraz wyżej...na wysokości ok. 40 metrów, a może nawet mniej...a może więcej MAM DOŚĆ!!!!!! Całe życie przed oczami, a w głowie myśl: DEBILU, co Ty tutaj robisz??? Masz po co żyć! Co Cię tknęło???!!! Co za głupota!! Na ok. 80m moje serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej, a mój kuzyn z rogalem na twarzy odwraca się z wcześniejszego wagonika i mówi: zobacz, tutaj po prawej masz widok na całe Toronto. Spojrzałem, zamarłem!!! Na wysokości, której byłem, miałem na równi z oczami CN Tower, główną atrakcję Toronto, która ma 555m (Wonderland jest na obrzeżach Toronto)!!!!!!!!! PEŁNE GACIE!!!!! Ostatnie, co widziałem, to początek zjazdu z 93,3m pod kątem 80 stopni przy prędkości 148km/h!! Przez cały zjazd nie otworzyłem oczu. Nawet jednego! A moje paznokcie wbiły się do krwi w dłoń, trzymając "grzybek". MASAKRA!!! Dla mnie masakra! Byłem, przepraszam wszystkich, posrany ze strachu. Nigdy, przenigdy wcześniej, tak się nie bałem. Czy to, jak się wpadało na jakieś wrogie osiedle/miasto...czy to się miało jakąś niebezpieczną sytuację na drodze - nigdy! Wychowywałem się w bloku, który miał ok. 33 metrów, mieszkając na 9 piętrze. Szkoda, że nie wpadłem na to, obliczając, ile to te ponad 90m może być...w sensie, jak wysoko. Wysiadłem na totalnie miękkich nogach. Żona pyta:
- miałeś otwarte oczy?
- Nie.
- ja też nie:).
Uffff, nie jestem sam. Współtowarzysze mają niezły polew z nas, no ale dla nich to nie pierwszy raz. Pierwszy na Leviathanie, ale przecież na Behemocie już byli, a te 20m różnicy...phi...na takiej wysokości, to żadna różnica. Po przejeździe można sobie kupić pamiątkowe zdjęcie, które zostało zrobione na trasie przejazdu. Jak z żoną zobaczyliśmy nasze miny, zrezygnowaliśmy z zakupu. Nawet nie miałem pojęcia, że można aż tak sobie swoją facjatę wykrzywić:).

Idziemy dalej...nie wiem, co będzie, ale twardy jestem:). Widok na mojego zabójcę z kolejnej atrakcji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widok na Behemotha, którego to bliżej poznamy na koniec wycieczki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ciężko opisywać wszystkie "zabawki", ale byliśmy na większości z nich. Trzeba to przeżyć. Jeżeli dla kogoś zwykły, siedzący rollercoaster, to już przeżytek - nie ma problemu. Na stojąco też można. Mało? No to jeszcze na leżąco:). Oczywiście, nic z tych atrakcji nie zbliżyło się do Leviathana, ale nie było lekko. W pewnym momencie miałem już dość. Skoczyliśmy na jakieś jedzonko i piwko. Znowu zrobiłem się odważny:). A jak moja żona? Ona chciała być wszędzie! Rogal nie opuszczał Jej twarzy. Osz...twarda kobita.
Na koniec zostawiliśmy sobie Behemotha, czyli drugi co do wielkości rollercoaster. Tylko 70m. A kto nie może wejść na taką zabawkę?

Obrazek

Gdy podchodziliśmy do niego - strachu nie było. Jak już miałem wsiadać w wagonik...znowu to samo. Podjazd najgorszy. Sprawdzam co chwilę, czy aby jestem dobrze zabezpieczony, aż już żona krzyczy: Przestań!:). Na 70m podjąłem decyzję, że dam radę i nie zamknę oczu. I NIE ZAMKNĄŁEM!!!:) mniamniuśne uczucie!! Strach, jasne, ale wrażenia niesamowite! Po zejściu, chciałem biec na Leviathana:). Jednak już nie pojawiliśmy na nim. Zmęczenie dawało się we znaki po blisko 9h walki z samym sobą:). Odpuściliśmy. Wylądowaliśmy w domu kuzynki, pijąc piweczko i jedząc genialną chińszczyznę.

Polecam stronkę parku i filmiki na YT.

Od dnia jutrzejszego, relacja te zmieni swą konstrukcję. Jutro to właśnie wydarzy się coś, co wywróciło do góry nogami cały nasz misterny plan wyjazdu. Kolejna relacja będzie przypuszczalnie cholernie długa, bo zamierzam połączyć kolejne 5 dni w jedną relację...no maks dwie...
dudek_t
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 159
Dołączył(a): 16.04.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) dudek_t » 28.05.2012 09:40

Postaraj się proszę żebyśmy za długo nie czekali :)
ziutt
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 791
Dołączył(a): 05.09.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) ziutt » 28.05.2012 19:53

Współczuje zwiedzania Najagry :) przy takiej temperaturze.Ja byłem tam po 20 czerwca i dla nas ten "lodowaty deszcz" był jak orzeźwiająca bryza.
Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do odwiedzania moich relacji.
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 28.05.2012 22:55

Nie no...wrażenia mniamniuśne, ale zrobienie zdjęcia niewykonalne. Moja noga tam jeszcze stanie, w terminie troszkę cieplejszym zakładam, więc przygotuję się do tej wizyty, tzn. wpadnę do jakiejś windy hotelowej i będę trzaskał foty z góry:).

Relację z Clearwater śledzę, ale coś ciszej się zrobiło:). Kiedy kontynuacja?
ziutt
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 791
Dołączył(a): 05.09.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) ziutt » 29.05.2012 07:48

Tak jak Ty szykuje się do najdłuższego odcinka mojej relacji.Kataloguje zdjęcia,wysyłam na fmixa. Mam nadzieje że uda się to zrobić w tym tygodniu.
Pozdrawiam
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 29.05.2012 09:34

No właśnie...czasu mało, a jeszcze dużo do opisania. Ja chyba jednak podzielę na dwie relacje najbliższe pięc dni do opisania. A i fotek mnóstwo. Jest coś szybszego od imageshack? Załączanie tam fotek trwa, trwa i trwa...
ziutt
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 791
Dołączył(a): 05.09.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) ziutt » 29.05.2012 17:25

Ja używam fmix'a i jestem zadowolony.Zdjęcia ładują się w miare szybko.Ale może to zależy od szybkości łącza-ja mam jedyne 25 Mbit :)
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 30.05.2012 15:21

A oto dowód:

MRK napisał(a):Skoczyliśmy na jakieś jedzonko i piwko. Na koniec zostawiliśmy sobie Behemotha, czyli drugi co do wielkości rollercoaster. Tylko 70m.


Nie bałeś się tak po jedzeniu?

:wink:
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 30.05.2012 15:55

Hahahaha, sprytnie :lol: :lol:

Przypomniałeś mi jedną rzecz. Na terenie Wonderlandu piwko się pija tylko w knajpkach - to raz, czyli nie weźmiesz sobie chopie ze sobą, aby sobie z nim hasać (tak się to pisze?:)), a dwa - nigdy w życiu nie jadłem takich wielkich hot-dogów. Nie miały one w środku parówki, ale wielką kiełbachę, pokroju naszej podwawalskiej...takie pół pęta:). Ponadto, czy ktoś jadł frytki poutine? Wygląda to tak:

Obrazek

Frytki plus sosik grzybowy plus ser...smakowało...tak sobie... :lol:


Jacek S. nie, nie bałem się :lol: .

Walcz dalej :D
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ameryka Północna



cron
Wielki spontan małych ludzi, czyli Kanada, Kuba i Usa. - strona 7
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone