Z racji pomroczności jasnej, która to odjęła mi rozum, ale dzięki Jackowi S. odeszła, kolejny dzień zostanie podzielony na części, co by więcej zdjęć zmieścić, a i przeglądarka uciągnęła:). No a ponadto strony się może szybciej przewrócą, skoro komentować nie chcecie... żart... naprawdę żart... ja wcale tego nie potrzebuję... w ogóle... nie to nie... nie potrzebuję publiczności... dla siebie przede wszystkim piszę... jejku... przecież się nie potnę z tego powodu... będę żył... KTO MI GWIZDNĄŁ ŻYLETKI?? CZY W TYM DOMU MUSI WSZYSTKO GINĄĆ??...
Lecimy...
DZIEŃ 15. - 07.05 cz.1.
Po powrocie dnia wczorajszego do hotelu stwierdziliśmy, że na dzisiaj plan będzie troszkę inny. W recepcji widzimy reklamę firmy zajmującej się obwózką turystów po NY piętrowym autobusem. Ci, którzy byli wiedzą, o co mi chodzi. Dużo jest takich firm. Koszt 80$ na osobę. Rezygnujemy, ale dowiadujemy się, że codziennie do NY śmiga busik, który zabiera o określonej godzinie chętnych gości, po czym, o umówionej odbiera. Kursuje na Times Square (prawie) i stamtąd też jest kurs powrotny. Koszt 25$. Zapisujemy się na godz. 08.00. Wczorajszy, kombinowany transport wyniósł 60$, dzisiaj damy 50$ i pełna kulturka:).
Ruszamy. W busie, oprócz nas, trzy Brytyjki. Kurcze, angielski angielski jest o wiele bardziej zrozumiały niż amerykański angielski. Ten drugi to setki skrótów, niedbała wypowiedź, kluchy w gębie:). A jeszcze jak się trafi taki, który szybko mówi... porażka.
NY już zakorkowane. Dojazd zajmuje nam 1h. Przejeżdżamy tunelem pod Hudson. Dojeżdżamy do 39th St., czyli piechotką musimy pokonać bodajże trzy przecznice do Times Square.
Przy okazji... hm... na Śląsku takie parkingi nie miałyby racji bytu...
.
Tutaj kłamią, knują i rozpowszechniają plotki...
Dochodzimy do Times Square...
Wieczorem zrobi większe wrażenie...
Metro! Szukamy metra, aby się dostać na sam dół Manhattanu. Zorientowaliśmy się, że wczoraj, mimo przebieżki w dół Manhattanu i tak mieliśmy jeszcze spory kawałek.
Stacja jest przy 42 St. Schodzimy w dół, oglądamy "metrową" mapę... kurcze... gdzie wysiąść? Na której stacji? Najpierw chcemy się dostać na Ground Zero. Skala mapy nam nic nie mówi... no ale... "wielkie halo - damy radę". Decyzja: Chambers Station. No to bilety... są automaty... nie ma problemu... kupione... podchodzimy po bramki na peron... bilety nie działają... jeszcze raz... znowu dupa... inni przechodzą, a my nie... aaarrrggghhh... trzeba się kogoś zapytać... aaaaaa... już jasne. Automatyczne bramki są dla posiadaczy kart. Ci, którzy kupili bilety w automacie, muszą podejść do okienka, pokazać bilet, a sympatyczna Pani otworzy wtedy automatyczne drzwi, które znajdują się obok bramek. Chore, bo kolejna do tej sympatycznej Pani dość długa, a ludzie na transport chcą zdążyć. No ale nic... przeszliśmy. Przejazd szybki i wysiadamy na Chambers Station. Po wyjściu z metra widzimy jakiś budowany drapacz, ale jakoś nie zaprzątamy sobie nim głowy. Szukamy dojścia do Ground Zero.
Znowu koniec języka za przewodnika. W końcu udaje się... cholera... to ten budynek, który widzieliśmy wychodząc z metra... ale jak budynek?... przecież MY szukamy wielkiej dziury:). Tak to jest, jak się człowiek przeprosił z odbiornikiem TV. Kurcze, Skurkowańce już praktycznie wybudowali kolejne dwie wielkie wieże WTC, nie mówiąc o dwóch mniejszych, które to również się zawaliły, a które już są skończone. Mało tego, ta wyższa wieża jest jeszcze wyższa niż zawalony oryginał. Na ogrodzeniu budowy znajduje się Muzeum WTC. Można podejść wężykiem i poczytać, pooglądać zdjęcie...
Pierwsza myśl po zobaczeniu prawie skończonych wież: "kuszą los", druga: "no ale przecież nie mogą pokazać, że się boją"... pytanie tylko, kto w tych wieżach będzie musiał pracować?:/ Bo nie zakładam, że ktoś może chcieć... choć z drugiej strony to Amerykańce...
Niestety, na zdjęciach absolutnie nie widać ich wysokości. Teren budowy jest cały czas otoczony, więc nie było możliwości położenia się pod którąś z wież, aby uchwycić ich wielkość:). Jeszcze jedno... w życiu tak ogromnych dźwigów nie widziałem:). W ogóle chodziłem po tym mieści i się zastanawiałem, jakim sposobem wpakowali tyle budynków obok siebie. O ile w centralnej części Manhattanu nie było to tak widoczne, tak na dole strasznie. Wieżowiec przy wieżowcu, pomiędzy wąska jednokierunkowa ulica i tak cały czas... Mało tego, pomiędzy tymi wieżowcami porobione przejścia na kilkudziesięciu metrach, tak, jak poniżej... Takich widoczków jest mnóstwo. Nie wszystkie przejścia wyglądają tak ładnie. Wystarczy spojrzeć na pierwsze zdjęcie z NY z relacji wczorajszej. Zresztą pewnie się jeszcze podobne zdjęcia przewiną.
Ja wiem, że lecą później od środka, bo nie wyobrażam sobie inaczej, ale czy naprawdę musem jest budowa w takim miejscu? Jak dla mnie to tam już nie ma gdzie... tak myślałem, dopóki nie zobaczyłem kolejnego placu budowy rozłożonego na kilkunastu metrach pomiędzy drapaczami.
Idziemy dalej. Schodzimy niżej... Czas na...
Nie płyniemy. Nie chce nam się zwyczajnie i szkoda czasu. Koszt niski bo 13$, ale chcemy zobaczyć jeszcze kilka rzeczy. Z wybrzeża jest bardzo fajny widoczek na, powiedzmy, drugi brzeg, jak i również na skwer otaczający mini port, z którego wypływają rejsy na/pod Statuę, oraz widać po raz pierwszy Brooklyn. Jest 11.45 czasu ichniejszego...
Cdn...