Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wielki spontan małych ludzi, czyli Kanada, Kuba i Usa.

Odkrycie Ameryki – popularne określenie faktu dotarcia Krzysztofa Kolumba do tego kontynentu, w 1492 roku. W rzeczywistości pierwszymi ludźmi, którzy dotarli do kontynentu amerykańskiego, byli członkowie społeczności łowieckich, przybyłych z Azji przez Beringię w czasie zlodowacenia, między 40.000 a 17.000 lat temu. Za pierwszego przedstawiciela cywilizacji europejskiej, który dotarł do Ameryki na początku XI wieku, uznaje się wikinga Leifa Erikssona.
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 29.07.2012 11:32

Jacek S napisał(a):Kawał motoryzacji.

8O


Taaaa, przy czym ma to związek z prawem, które wymaga zezwolenia na kupno samochodu wyprodukowanego po 1959...tudzież wymagało, bo Raul Castro miał to zmienić i nie wiem, czy już to weszło w życie, czy jeszcze nie.
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18689
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 29.07.2012 11:41

To są dzieła sztuki . . . wielokrotne z uwagi na wiek i stan tych pojazdów . :wink:
Pamiętać też należy , że przebiegi tych samochodów są adekwatne do wieku

8)


Pozdrawiam
Piotr
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 29.07.2012 13:10

piotrf napisał(a):To są dzieła sztuki . . . wielokrotne z uwagi na wiek i stan tych pojazdów . :wink:
Pamiętać też należy , że przebiegi tych samochodów są adekwatne do wieku

8)


Pozdrawiam
Piotr


Stan większości tych samochodów jest świetny. Nie widziałem jeżdżących trumień. Zewnątrz, wnętrze wycyckane. Wiadomo, że te samochody były proste w konstrukcji, więc zakładam, że mechanicznie można sobie z nimi bez problemu poradzić:).
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18689
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 29.07.2012 13:30

Wiele z tych pojazdów jest wyposażone w transmisje ( automatyczne skrzynie biegów ) różnych typów , podobnie ma się sprawa ze sprzęgłem , które nie ma łatwego " życia " biorąc pod uwagę ciężar tych pojazdów :wink:

Trzeba kochać swój samochód , żeby utrzymać go w takiej kondycji


Pozdrawiam
Piotr
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 29.07.2012 13:42

No to przypuszczam, że miłość ich właścicieli do nich, jest większa niż miłość do rodziny Castro:).
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 29.07.2012 14:27

No to lecimy dalej, póki jest możliwość wyrwania troszkę czasu z dnia. Poza tym, za miesiąc kolejny wyjazd i pewno kolejna relacja, a ta się ciągnie niemiłosiernie:). W dodatku jeszcze wypad w Góry Świętokrzyskie do opisania:).

DZIEŃ 12. - 04.05

Ostatni dzień na Kubie czas zacząć. Mając w pamięci temperaturę z Kanady i mając informację, że tam praktycznie bez zmian, ten dzień przeznaczyliśmy na leniuchowanie. Biorąc jeszcze poprawkę na to, że wylot do Toronto mieliśmy o 22.00, wybór był szybki. Trzeba się zagrzać przed następnymi wojażami:). Tak więc pobudka rano, winda...

Obrazek

...i na śniadanko. Potem aparat w dłoń i idziemy polować na jaszczurki, kameleony, wszelkie flory i fauny:).

Obrazek

Niektóre właśnie wychodziły z ukrycia...

Obrazek

Obrazek

Na stołówce też można było ustrzelić ciekawe okazy, np. krokodyla:).
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co tu pisać? Nic się nie robiło...kąpiel w ocenie, kąpiel w basenie, brzuchy do góry na leżakach, rozmowy z podłogi...wszystko przy akompaniamencie genialnego mojito!!!! Najlepsze, jakie w życiu piłem. Pycha.

Obrazek

Jest na forum jakiś barman? W czym rzecz? Mojito składa się z mięty, soku z limonki, cukru, wody gazowanej, rumu i...pewnego koncentratu, który to jest diabelsko słodki i ma ponad 40 voltów. Dodaje się kilka kropli. Nie udało nam się "wyrwać" tego specyfiku od żadnego z barmanów, czego nie mogliśmy odżałować, ale...co się odwlecze... Pytanie: może ktoś wie, gdzie w Polsce można ów specyfik znaleźć? Jakoś później umieszczę zdjęcie. Zakładam, że u nas pewno jest inne, ale ja nawet nie wiem, jak się ten specyfik nazywa:).

Na popijaniu mojito i leniuchowaniu dotrwaliśmy do godz.19.00, o której to mieliśmy wyjazd na lotnisko. W dobrych nastrojach wsiadamy do autobusu i powoli zbliżamy się do końca naszego pobytu w Varadero...

Kilka fotek z drogi...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na lotnisku znowu to samo. Teraz wiedzieliśmy, co nas czeka, ale był jeden problem. Zbyt dużo Havana Club w bagażach:). Mieliśmy nadzieję, że się uda...i udało się:). Oczywiście kontrola nie była miła, ale butelki przeszły, co nas niezmiernie ucieszyło:).
Wyjeżdżając z Kuby należy uiścić 50 peso podatku, więc kolejeczka do kasy długa... Niestety, ale bez tego świstka nie ma szans.
3h lotu zleciały całkowicie inaczej, niż na Kubę. Spokojnie, bez burz, bez turbulencji... Ok. 02.00 jesteśmy w Mississaudze.

Kuba zaliczona... Mocne postanowienie, że kiedyś jeszcze trzeba wrócić zakorzeniło się głęboko. Havana, Santiago De Cuba czekają...

PS. Gdzieś na komputerze mam filmik, jak to pewien młodzieniec plecie kapelusz z liści palmy. Ciekawy widok. Jak tylko będę wiedział, gdzie to wrzucić i jak - wrzucę:).

Kolejne dni będę najintensywniejsze ze wszystkich. Odpoczęliśmy troszkę na Kubie, kilka dni do powrotu jeszcze zostało, więc wykorzystać je trzeba. O ile kolejny dzień będzie krótki w treść i zdjęcia, tak kolejne będą obfitować w dużo treści i mnóstwo zdjęć, tak więc, jeśli są chętni do pomęczenia się jeszcze ze mną w tej relacji - zapraszam:).
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 29.07.2012 16:50

Jeszcze jeden dzień uda się dzisiaj zmieścić...

DZIEŃ 13. - 05.05

Poszliśmy spać ok. 04.00 po powrocie z Kuby. Po 12h już siedzieliśmy w samochodzie, ale po kolei... Wiedziałem już, co nas czeka i nie potrafiłem, mimo zmęczenia długo spać. Żonie nic nie przeszkadzało i nic Jej nie ruszało:). Ja już byłem chory na myśl o kolejnym wyjeździe:). No nic...niech śpi, przed nami długa droga. Zaczynam więc dzień sam. Kierunek: wypożyczalnia samochodów. Tym razem trafia nam się inny wózek, niż Golf, tym razem nowiutki Ford Fusion. Jakoś nie uwierzyłem na początku, że to nowy Fusion, bo coś za duży mi był. Zdjęcia w relacji z dnia następnego.

Wybiła 16.00, kolejny trip czas zacząć. Azymut na południowy-wschód. Mamy ambitny plan przejechania dzisiaj 800km, aczkolwiek minimum zakłada 600km. Z racji tego rzecz jasna spisałem adresy moteli, które mogą się po drodze przydać.

Zdjęcie z pozdrowieniami dla ziutta:)

Obrazek
(Muszę jeszcze gdzieś odkryć Slayer Road:)

Jeszcze chwila i opuścimy Kanadę...

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżamy do granicy w Buffalo. Tutaj słów kilka o miłości kanadyjsko-amerykańskiej:). Przed wyjazdem dużo słyszeliśmy o "trzepaniu" na granicy, o przeciąganiu procedur, o nękaniu wręcz "kanadoli" przez amerykańskich celników. Z racji tego, że w USA jest jednak o wiele taniej niż w Kanadzie, co weekend połowa mieszkańców Toronto i okolic, jeździ do chociażby Walmartów w Buffalo na mega zakupy, przy okazji tankując ile się da do baków (litr benzyny nie dobija nawet do 1$, inaczej jest tylko na autostradzie, tam ciut przekracza granicę 1$). Mimo odległości 150 km pomiędzy Toronto a Buffalo i tak się to Kanadyjczykom opłaca.
Niestety dla Kanadyjczyków, ale stety dla Amerykaninów, przy przekraczaniu granicy w drodze do domu, Kanadyjczycy muszą uiścić podatek. Wysokość tego podatku jest uzależniona od długości pobytu w USA. Wiadomo, że jeżeli Kanadyjczycy jadą tylko na sobotnie zakupy, to wartość tych zakupów powoduje, iż ten podatek zapłacony być musi. Nie pamiętam teraz dokładnych stawek, ale nie ma to znaczenia dla tej opowieści:). Co robią Kanadyjczycy? Kupując np. jakieś ciuchy, ubierają je na siebie, zostawiając jakieś stare ciuchy na parkingu pod marketem...albo..."tarzają" nowe rzeczy w jakiejś kałuży, aby na granicy powiedzieć, że jest to ich stara rzecz. "Spożywkę" upychają gdzie się da. Nic więc dziwnego, że na granicy robi się mały młyn. Ponadto, i tutaj jest większy problem, amerykańcy pogranicznicy prześwietlają każdy samochód specjalnym "rentgenem". Widziałem zdjęcie z takiego prześwietlenia. To jest podobno świeża rzecz i właśnie się robi o niej coraz głośniej, bo zachodzi duże prawdopodobieństwo, że tego typu prześwietlenia są cholernie szkodliwe dla zdrowia.

Nastawieni więc optymistycznie do amerykańskich celników, podjeżdżamy pod szlaban. Pierwsze pytanie jest takie, czy jesteśmy z Węgier? Nie wiem, skąd wziął akurat Węgry, ale okazało się, że część Amerykaninów zna taki kraj, jak Węgry:). Myślę, że część wie o co mi chodzi, a jak nie wie, to zapraszam na YT ( ). Celnik pyta gdzie, po co, dlaczego, gdzie będziemy nocować, po czym zabiera nasze paszporty i każe nam się kierować pod jeden z budynków. Hm...o co chodzi? Wysiadamy z samochodu, inny celnik prowadzi nas do dużej Sali, gdzie takich jak my jest więcej. Wszyscy grzecznie siedzą, a co jakiś czas kolejna osoba jest proszona do "okienka". Nie mieliśmy zielonego pojęcia, co tam robimy i dlaczego?:) Robi się mała nerwówka. Jedna kobieta zaczyna płakać, inna osoba daje celnikowi kluczyki od samochodu, a ten idzie do niego i przegląda, jeszcze inna osoba pochodzi kilka razy do okienka i jest wyraźnie zdenerwowana. WTF? Siedziliśmy 1,5h to o...tak bez sensu...bez celu...w sumie nie wiadomo dlaczego...bez paszportów. W końcu wołają i nas. Przechodzimy przez szklane, elektronicznie otwierane drzwi i stajemy przed uśmiechniętym celnikiem. Znowu zadaje kilka pytań, ja musiałem się cofnąć po adresy moteli, które spisaliśmy (oczywiście miałem eskortę celnika do samochodu), a w międzyczasie celnik gaworzy sobie z moją żoną odnośnie Jego polskich przyjaciół, odnośnie tego, że Polaków jest bardzo dużo w Buffalo i...że ich lubi:). No kurcze...1,5h w dupę dla takiej durnej gadki. Paszporty oddane i magiczną karteczkę, którą mamy szanować i na którą uważać jak diabli. Karteczkę tą mamy oddać, kiedy będzie wracać z USA do Kanady. Jest to na tyle istotne, że nie oddanie tej karteczki powoduje to, że Amerykańce myślą, że jesteś w USA cały czas. Normalnie, tak zaawansowana technika, a Oni mi każą karteczki pilnować. Ech... Znam osobiście przypadek, że właśnie przez tą karteczkę pewna osoba nie otrzymała ponownie wizy do USA, bo Oni twierdzili, iż Ona tam cały czas jest...mimo, iż stała przed urzędnikiem konsulatu żywa.
No ale...jeszcze opłata za wjazd na teren USA w wysokości 12$ i możemy ruszać dalej.

Cel naszej podróży można osiągnąć jadąc autostradami, ale szukamy innej drogi. Troszkę pobłądziliśmy po Buffalo, ale w końcu odnajdujemy interesującą nas drogę, która to wiodła pustymi wiejskimi drogami. Przejeżdżamy przez Cheektowaga, gdzie znajduje się mały park rozrywki. Wspomnienia z Wonderlandu wracają:).

Obrazek

Robi się już późno... nie wiem, czy ktoś pamięta, ale dzień 05.05.2012 zapisał się w historii jako dzień, kiedy Księżyc był bardzo nisko w pełnej swej krasie. Mieliśmy to szczęście, że przed dłuższy czas jechaliśmy centralnie na wprost jego.

Obrazek

Obrazek

W pewnym momencie musimy już wjechać na autostradę. Najpierw 390, potem 86. Tankowanie w Village Bath. Zmęczenie zaczyna mnie dopadać. Krótka noc po powrocie z Kuby zaczyna się odzywać. Odpuszczamy te 800km dzisiaj. Byle dojechać do Scranton w Pensylwaniii. Odległość od Mississaugi - 560km. Przynajmniej tam się trzeba dostać, ale jest cholernie już ciężko. Pasy na autostradzie zaczynają się zlewać, na poboczu zaczynam widzieć jaszczurki, nie ma gdzie stanąć chociaż na chwilę, a chęć dojechania do Scranton ogromna. Żona stara się mnie zająć jakąkolwiek rozmową. Plecie trzy po trzy dosłownie, przez co utrzymuje mnie przy kierownicy.

W końcu JEST upragnione Scranton!!!!! Red Carpet Inn otwiera się dla nas. W środku...Hindus:). Znowu. W kolejnym motelu, kolejny Hindus:). Jeszcze tylko hot-dog na stacji (tak, też mają, przy czym człowiek musi go sobie zrobić samemu). Chciałem się napić piwka jeszcze, tak do poduszki, a nie wzięliśmy ze sobą. Myślałem, że na stacji kupię, a tutaj...zonk. Nie ma szans...
No nic...szybka kąpiel i już Morfeusz mnie łechce:).


Jutro rano ruszamy do miejsca docelowego. Jeszcze 200km.
Ostatnio edytowano 29.07.2012 22:04 przez MRK, łącznie edytowano 1 raz
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 29.07.2012 21:44

Jeszcze udało się urwać trochę czasu... Cztery dni opisane w jeden dzień, przy moim słowotoku...:)


DZIEŃ 14. - 06.05

Pobudka koło 09.00. Na parkingu motelowym zaczęło się roić od samochodów. Jakiś ruch się zaczyna. Idziemy do głównego budynku na śniadanie (kontynentalne rzecz jasna, czyli słodkie bułki plus sok)... tam trwają przygotowania do..właśnie do czego? Wszystko wygląda dość dziwnie... Żona od razu rzuca "sekta":). No i w sumie niewiele się pomyliła. Za chwilę miały się zacząć jakieś obrzędy Steamtown Church, czyli pewno jakiś odłam religijny, który to spotyka się gdzie popadnie. Z jednej strony mam miejsce jakowyś obrzędów, a z drugiej, w tym samym miejscu mamy zakaz molestowania:).

Obrazek

O godz.11.00 ruszamy dalej. Na początek przejedziemy się po osiemdziesięciotysięcznym Scranton. Z tego miasta pochodzi Joe Biden, obecny wiceprezydent USA. Fajne miasteczko. Tyle:).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I widoczek z góry na część Scranton...

Obrazek

Kilka słów odnośnie samochodu, który to wypożyczyliśmy, czyli nowy Ford Fusion. W Polsce chyba go jeszcze nie ma... albo się mylę:). Dlaczego o tym piszę? Nie jestem fanem Forda. Jasne, jeździło się bardzo dobrze, automat, tempomat i wszelkie inne udogodnienia. Jedyny minus - blokada prędkości założona przez wypożyczalnie. Przy zbliżaniu się do 130/h zaczynało się pikanie, ciut powyżej 130km/h odcięcie. W USA i tak na autostradach maks. to ok. 105km/h, więc nie było większego problemu. Dlaczego piszę w ogóle o tym samochodzie? Bo miał w sobie coś, co mnie zachwyciło. Miał Siriusa!!!!!! Genialna sprawa!! Nie znałem wcześniej takiego wynalazku. Setki stacji z każdą możliwą muzyką cały czas w zasięgu w świetnej jakości. Chcę mieć samochód z takim radiem:). Znaleźliśmy kilka stacji z naszą muzyką i jeździło się świetnie:). A nowy Fusion wygląda tak:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wyjeździe ze Scranton nie szukam autostrady. Znowu szukamy jakiejś alternatywnej drogi, przynajmniej na najbliższe kilkadziesiąt kilometrów. A droga alternatywna może wyglądać np. tak:

Obrazek

Obrazek

W miejscowości Poconas zatrzymujemy się na małe zakupy w sklepie o wdzięcznej nazwie Odd-lot:). Ciekawe tablice rejestracyjne tam mają:).

Obrazek

Jedziemy dalej... już wybraliśmy autostradę. Niektóre widoki jakby znajome:).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po przejechaniu stanów New York i Pensylwania, wjeżdżamy do stanu New Jersey.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kierunek już jest jasny:).

Obrazek

"Nie jedźcie samochodem do Nowego Jorku. Dojedźcie do Newark, a potem podjedźcie sobie na Manhattan jakoś inaczej. Samochód w NY to zły pomysł, a jeśli już pojedziecie, to omijajcie Bronx szerokim łukiem, bo możecie z niego nie wyjechać" - grzmiały słowa wszystkich nam przychylnych przed wyjazdem. Posłuchaliśmy ich... i dobrze zrobiliśmy. Przed wyjazdem szukaliśmy hotelu blisko lotniska, ponieważ z lotniska zawsze coś "do centrum lata". Nasz wybór padł na Howard Johnson. Szukaliśmy sieciowych noclegowni i dlatego też wybór padł na ten hotel. Ponadto był zaraz obok lotniska, więc "zrobicie sobie spacerek na lotnisko, a stamtąd już jeżdżą busy do NY".

Po 810km od Mississaugi dotarliśmy do celu. Niestety cena ze strony nijak się miała do realiów, ale stwierdziliśmy "damy radę". Zgadnijcie, jaka była obsługa hotelu hehe? Taaaaa... hinduska! Pytanie o taksówkę na Manhattan, nie ma sprawy, 80$:/... czyli jest sprawa, bo ponad 250zł to mała paranoja. Rezygnujemy. Za radą rodzinki szukamy przejścia na lotnisko, aby stamtąd się dostać dalej... i tutaj klops... oczywiście, jesteśmy obok lotniska, przy czym dzieli nas od niego jakieś 10 pasów autostrady z każdej możliwej strony!!!!!!! NIE MA PRZEJŚCIA!!!! No to mamy mały dramat. Co robić?? Przy hotelu znajduje się parking dla osób, które właśnie odlatują sobie gdzieś, zostawiając samochód. Na lotnisko podwozi je busik. Stoi buda ciecia, więc idziemy zapytać, jak się dostać piechotą na lotnisku. Po naszym pytaniu zapanowało grobowe milczenie, połączone z mini uśmieszkami pod nosem. Takowego przejście nie ma, ale... przy wejściu stoi właśnie wspomniany wyżej busik. Koniec języka za przewodnika. Pytamy raz jeszcze kierowcę, a On na to, że nas podwiezie;))))). Pełna radość. Pytamy za ile? Za 5$ napiwku!!! Jedziemy!!! Przynajmniej dostaniemy się na lotnisko. Podczas podróży poznajemy miłą amerykankę, która właśnie kilkanaście dni temu wróciła z Warszawy:). Pogadaliśmy... od wspomnień z Warszawy, po wydarzenia z 11.09. Mało tego, kierowca również okazał się świetnym gościem. Wytłumaczył nam wszystko, jak się dostać na Manhattan, po czym zostawił nr telefonu. A nr ten miał być nam potrzebny, jak wrócimy na lotnisko. Stwierdził, że bez problemu po nas przyjedzie:). Cholera, mili Ci Amerykańce... rozwinę to jeszcze później, bo naprawdę nie spodziewałem się takiego "przyjęcia":).

Lądujemy na lotnisku. Stamtąd pociągiem powietrznym musieliśmy się dostać na "lotniskową" stację kolejową. Pociąg takowy łączy wszystkie terminale lotniska oraz powyższą stację właśnie.

Obrazek

Obrazek

Dowiadujemy się, że musimy wysiąść na kolejnej stacji. No to pięknie. Kupujemy w automacie bilety i już jesteśmy w pociągu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Totalna śmiechawa nas dopadła. Już czuliśmy się jak Sting w "Englishman In New York", a zamotanie miało dopiero nadejść. Nie wiedzieliśmy nic. Wzięliśmy mapkę z hotelu z nadzieją, że jest dokładna i w ogóle. Psińco.

W pociągu raz jeszcze pytamy konduktora, gdzie wysiąść i dowiadujemy się, że na ostatniej stacji. Kurcze, to w końcu na której? Zamotania ciąg dalszy:). Może to chore, ale baaardzo nas to wszystko bawiło. Jechaliśmy nie wiadomo gdzie, w totalną niewiadomą, niczego się nie spodziewając, bez żadnej mapy, bo ta nasza okazała się bardziej rzutem na Manhattan niż mapą:).

Przejeżdżamy pod rzeką Hudson. Wysiadamy na stacji Pennsylvania Station... gdzieś pod ziemią... szukamy wyjścia... pierwsza fota w NY...

Obrazek

Okazało się, że stacja mieści się pod pierwszą atrakcją, którą chciałem zobaczyć. Wylądowaliśmy mianowicie pod Madison Square Garden. Jest blisko 17.00, więc dzisiaj tylko taki szybki rekonesans i "podanie dłoni" temu miastu.

Obrazek

I tak stanęliśmy zachłyśnięci tym wszystkim. Zatkało. Powaliło. Kur.. mać jesteśmy w NY:). Zagubieni... szczęśliwi... ze świetnymi humorami:).

Nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie się w ogóle skierować. Usiedliśmy w "Macu" celem zorganizowania się. Nie zorganizowaliśmy się:). Zerkałem na ten mój rzut na Manhattan i stwierdziłem, że po prostu skierujemy się na południe. Najpierw jednak dostrzegłem Empire State Building, więc kierunek narzucił się sam. Lecimy z fotkami, bo co tu opisywać. Trzeba oglądać:).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia... większość w pionie, no bo jak inaczej:). Z racji tego, że byliśmy sami, większość naszych zdjęć pochodzi z "ręki":). Wiecie o co chodzi... dwie mega blisko przytulone osoby, co by się zmieścić w obiektywie trzymany jedną ręką:). Właśnie w takim momencie podchodzi do nas mężczyzna i proponuje, że zrobi nam zdjęcie. Grzecznie odmawiam. Jeszcze czego? Gwizdnie aparat i będzie pozamiatane. Kawałek dalej oglądam tą naszą "mapę"... podchodzi kobieta i się pyta, czy aby przypadkiem się nie zgubiłem? Czy może nie potrzebuję pomocy? Hm... takie sytuacje z aparatem, z mapą i z chęcią pomocy zdarzyły się kilkakrotnie. Kurcze, Oni naprawdę chcieli pomóc, a nie np. ukraść aparat:). Cholernie miły i pomocy naród, co jeszcze przyjdzie mi potwierdzić.

Idziemy Fifth Av., aby przy Union Sq. odbić na Brooklyn Street. Zanim to nastąpi zatrzymujemy się na uzupełnienie płynów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Robi się coraz później, a my schodzimy coraz niżej... w pewnym momencie jednak musimy już na dzisiaj odpuścić. Droga powrotna też przecież zajmie chwilkę. Zawracamy, ale inną drogę wybieramy. Jest okazja zobaczyć wieczorny Manhattan.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Droga powrotna do hotelu taka sama, jak wcześniej, czyli najpierw pociąg z podziemi Madison Square Garden, potem airtrain na odpowiedni terminal, telefon do przyjaciela z wypożyczalni i przed 23.00 jesteśmy w pokoju. Na jutrzejszy dzień już mamy ciut inny plan. Troszkę inaczej rozłożymy przede wszystkim dojazd do NY. Oczywiście, kolega z wypożyczalni zaproponował również na jutro podwózkę, ale tym razem nie skorzystamy.

PS. Podróż do NY kosztowała nas 30$ w jedną stronę, zamiast 80$ hotelową taksówką:).
Ostatnio edytowano 30.07.2012 11:31 przez MRK, łącznie edytowano 1 raz
ziutt
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 791
Dołączył(a): 05.09.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) ziutt » 30.07.2012 11:23

MRK napisał(a):
Zdjęcie z pozdrowieniami dla ziutta:)

Obrazek
(Muszę jeszcze gdzieś odkryć Slayer Road:)



Dziękuje bardzo :)
Z małym opóźnieniem (wiadomo koncerty) przeglądam dalszy ciąg relacji.
Wciąga :)
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 30.07.2012 12:05

Ech...daj spokój. Z kolejnego dnia, który mam blisko 450 fotek. Weź tu wybierz jakieś 20-25?:) A ponadto, jak wrzucę te zdjęcia na tą stronę, to żadna przeglądarka nie uciągnie takiej ilości zdjęć na jednej stronie:)... dlatego też potrzebne jest jeszcze 6-7 wpisów na tą stronę, aby przerzuciło relacją na kolejną, bo z tego co przeliczyłem na jedną stronę wchodzi 15 wpisów... ale popieprzone zdanie zbudowałem:).
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 30.07.2012 12:11

Sam możesz też strony "regulować", wrzucaj mniej zdjęć to jednego posta - inaczej utkniemy.
W swojej relacji wstawiałem po 10-15 zdjęć i było OK.
A na razie pomagam w przewróceniu strony.
:wink:
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 30.07.2012 12:37

W sumie fakt...
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 30.07.2012 12:58

Jacek S napisał(a):A na razie pomagam w przewróceniu strony.
:wink:


Gdyby takich jak Ty było więcej...ech...:)
ziutt
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 791
Dołączył(a): 05.09.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) ziutt » 30.07.2012 13:29

Dołączam się do przewracania strony :)
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 30.07.2012 13:48

Hehehe :lol:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ameryka Północna

cron
Wielki spontan małych ludzi, czyli Kanada, Kuba i Usa. - strona 10
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone