Kolejny popołudniowy spacer. Bijące dzwony i … kroki mimowolnie skierowane do Kościoła Św. Dominika. Uśmiecham się na widok gąbki zwilżonej wodą święconą przy wejściu do kościoła. Takiego patentu jeszcze nie widziałam
Znacznie więcej ludzi niż w naszym koście w dniu powszednim. Podchodzą zapalają świece. W trakcie mszy swobodnie się czuję, bo ta sama linia melodyczna, ale nie umiem się modlić Głosy wiernych i ich żarliwa modlitwa wypowiadana po chorwacku robi mi niezły zamęt w głowie.
Wychwytuję w słowach pieśni i niektórych modlitw, że znacznie częściej przewija się temat narodu, ojczyzny, bohaterów.
Ksiądz nie mniej żarliwy i nawet wyciągnięcie jakieś skarbu z nosa i skrupulatne jego obejrzenie nie zakłóca wypowiadania kolejnych błogosławieństw…
Każdy podaje dłoń na znak pokoju, nie tylko tym najbliżej stojącym. Skupienie przed przystąpieniem do komunii…
Wychodząc z kościoła podchodzą do figur przy bocznym ołtarzu i wypowiadając cicho sobie tylko znane słowa gładzą ich dłonie, głowy, dotykają miejsc, gdzie zwyczajowo mamy serce. Przed wyjściem słychać gwar, wzajemne pozdrowienia, głośne rozmowy… szybko znikają w trogirskich zaułkach...
Mój wzrok przykuwa miejsce – wewnętrzny dziedziniec kościoła. Kojarzę, że to klasztor i brak asertywności skutecznie staje na drodze do wyjścia i bliższego przyjrzenia się temu urokliwemu miejscu…
Wychodzę. Japonki urządzają sobie sesję przed pomnikiem Biskupa, który stoi tuż przed kościołem.
Tia… natknęłam się kiedyś na „wycinek” japońskiej wycieczki (aż strach pomyśleć, gdyby to była cała grupa). Wpadł mi w oko jeden zaułek, ale oni byli pierwsi… 2 osoby na zdjęciu plus obsługa aparatu. 22 ujęcia w jednym miejscu: z uśmiechem na twarzy i na poważnie, z dłonią pod brodą i z kolanem na kolanie, w czapce i w czapce na bakier… Wytrzymałam. Zrobiłam fotkę dla siebie. I na pamiątkę kupiłam akwarelkę właśnie w tym miejscem, ale nie ma na niej Japonek