Ta chwila na wybieranie zdjęć zajęła mi niestety masę czasu

raczej zobowiązania zabrały mi tyle czasu, że nie miałam czasu wybrać zdjęć.
Ale teraz jedziemy dalej.
W niedzielę po świątecznym śniadanku jedziemy poza miasto, w kierunku północnym. Nasz cel to średniowieczny zamek w Vianden.
Zamek pochodzi z XII wielu znajduje się na wzgórzu, na które można dostać się w dwojaki sposób: albo na własnych nogach alby wyjechać wyciągiem a potem krótki spacerek przez lasek.
My wybraliśmy tą drugą opcję:
Na szczycie jest mały barek-restauracja. Jako, że nie widzieliśmy żadnego kierunkowskazu do zamku zapytaliśmy się pan obsługującego wyciąg jak się dostać do zamków. Okazało się, że to Polak, który już od ponad 10 lat mieszka właśnie w Vianden i zajmuje się turystyką. Widok z miejsca pracy niesamowity - fajnie mieć taką pracę
Po spokojnym kilku minutowym spacerze widzimy przed sobą wejście na zamek i cały zamek od tyłu
Kupujemy wejściówki (chyba po 6 euro) i wchodzimy na zamek. Zamek zwiedza się samodzielnie, nie ma w salach żadnego kustosza, który tylko zieje ogniem i patrzy spod oka i syczy ciiiiiiiiiiiiii
Zwiedzamy małą przyzamkową kaplicę z pięknym sklepieniem
Puste wprawdzie sale zamkowe, kuchnię i małą jadalnię. Zaciekawił nas system centralnego ogrzewania

W zimie w takim gmachu musi nieźle .... wiać
Poznajemy drzewo genealogiczne rodziny książęcej, spacerujemy, a potem kierujemy się ku deptakowi podziwiając takie kwiaty
Zjadamy lody, pyszne kanapki i naleśniki. Tak minął nam cały dzień. Wracamy do stolicy.