14 kwietnia (piątek): Predjamski GradWstajemy wcześnie rano, żeby nie tracić słonecznego dnia. Kiedy już chcemy wychodzić, puka gospodyni i mówi, że zrobiła nam kawę
No super, tylko, że my w ogóle nie pijemy kawy
W tej sytuacji gospodyni kusi nas naleśnikami... Nie wypada odmówić, tym bardziej, że palačinki zawsze chętnie zjemy
Na początku trochę nam głupio, bo przecież nie zamawialiśmy śniadania (a można było, za 5 euro), ale pani jest bardzo miła, a poczęstunek wypływa z serdeczności. Siedzimy więc sobie w wielkiej kuchni i rozmawiamy po chorwacku, bo tak gospodyni najwygodniej. (Mówi, że uczyła się w szkole serbo-chorwackiego.) Opowiada nam o swoich wnukach, pokazuje zdjęcia, pyta o nasze plany zwiedzania okolic... Odpowiadamy, że dzisiaj wybieramy się w Alpy. Potwierdza, że to dobry wybór, bo na moru jest
gužva. Spokojnie, nad morze też pojedziemy
Na koniec dostajemy czekoladową pisankę i zaproszenie na jutro na poticę - słoweńskie ciasto drożdżowe z nadzieniem orzechowym, tradycyjne ciasto wielkanocne w Słowenii.
Wygląda tak (jak to środkowe, nie ten makowiec z tyłu):
Źródło: blejskiotok.siOstatecznie jutro się nie zjawimy, bo będziemy się rano się śpieszyć, ale marketowa potica też dała radę
Pyszna była!
Pogadałam sobie o słodyczach, pora w końcu ruszyć się z pensjonatu. Mijamy jeszcze dosyć puste parkingi przed Postojnską Jamą:
Kawałek za Postojną musimy się zatrzymać! Jest tak pięknie i zielono, że nie wytrzymujemy. Musimy trochę popstrykać:
Jeszcze bardzo blada twarz w zaskakująco mocno grzejących promieniach słońca:
Jest tylko jakieś 12 stopni, ale w słońcu wydaje się być gorąco. Na szczęście temperatura będzie szybko rosła.
Przejeżdżamy przez miejscowość Bukovje:
Tu udaje nam się dostrzec niecodzienny widok - psa rasy golden retriver idącego ulicą w towarzystwie innego psiaka i niosącego w pysku gazetę. Golden szedł z centrum miejscowości, najprawdopodobniej z kiosku z gazetami w stronę swojego domu
Wyglądało to jednocześnie tak niezwykle i tak naturalnie, że zamarłam z aparatem w ręce i nie zdążyłam zrobić zdjęcia tej niecodziennej uroczej scence. Kiedy mąż cofał samochód, psy zdążyły zniknąć w jednym z podwórek...
Może przynoszenie gazety z kiosku do domu przez psa nie jest jakimś niesamowitym wyczynem, ale nam rogale nie schodziły z ust przez najbliższą godzinę i ciągle się chichraliśmy z tej urokliwej scenki. Taka właśnie jest dla mnie Słowenia - sielska, z psami przynoszącymi gazetę, z sympatycznymi ludźmi, jak nasza gospodyni, która zaprasza na naleśniki, chociaż nie chcieliśmy zamówić śniadań
Jaka jeszcze jest Słowenia, będę odkrywać w następnych odcinkach. Teraz pora dotrzeć wreszcie do jakiejś atrakcji turystycznej i to nie byle jakiej
Dojeżdżamy powoli do Predjamskiego Gradu:
Na parkingu (darmowym) głównie włoskie auta. Zamek od razu robi na nas duże wrażenie - nawet z daleka:
Wybaczcie więc, że "zasypię" Was jego fotkami. Budowla wygląda, jakby została wciśnięta pod ogromną skałę. Tak też się stało. Predjamski Grad został wybudowany w XII wieku pod ponadstumetrową pionową skałą.
To pierwszy punkt widokowy i najsłabsze miejsce do pozowania:
Tutaj spotykamy Polaków z Białegostoku z córką, która mieszka w Trieście oraz wnuczkami; całą polsko-włoską familię... Rozmawiamy więc chwilę o tym, co warto zobaczyć w Słowenii (i najbliższych rejonach Włoch
; polecają m.in. Grottę Gigante) i pstrykamy sobie wzajemnie fotki. Spotkamy się jeszcze na dwóch kolejnych punktach widokowych
Następny jest obok restauracji:
Z większej perspektywy:
I detalicznie:
Zbliżamy się w stronę zamku, a tam oczywiście kolejne pstryki:
Pod zamkiem znajduje się jedna z jaskiń krasowych – Jama pod Predjamskim Gradom.
Jeszcze trochę zdjęć z bliska:
Ostatnie pozowanie:
I powoli się zbieramy...
Nie będziemy zwiedzać wnętrz zamku, bo czytałam (m.in. u Franza, który pisał, że czytał gdzie indziej
), że niespecjalnie warto. A my mamy jeszcze mnóstwo planów na dzisiaj.
Przywitamy się jeszcze z siedzącym nieopodal "słoweńskim Szwejkiem":
Rzucimy okiem na (zamknięty) kościół Matki Boskiej Bolesnej z XV wieku:
i rosnącą przed nim Erazmową Lipę:
która otrzymała imię legendarnego XV-wiecznego barona-rozbójnika Erazma Lüggera,
ichniejszego Janosika, który grabił przejeżdżające w pobliżu kupieckie karawany, a łupy rozdawał biednym. Erazm w tym czasie był panem na Predjamskim Gradzie.
Po raz kolejny zachwycimy się wiosną
:
A potem już jedziemy dalej, przed siebie, w stronę Alp