3.05.2008
Czternastu Świętych Wspomożycieli
Wśród łanów rzepaku i kwitnących sadów jedziemy przez Niemcy w stronę średniowiecza.
Po najzieleńszym wzgórzu,
najkonniejszym orszakiem,
w płaszczach najjedwabniejszych.
Do zamku o siedmiu wieżach,
z których każda najwyższa.
Na przedzie xiążę
najpochlebniej niebrzuchaty,
przy xiążęciu xiężna pani
cudnie młoda, młodziusieńka (...)
Tak sobie przemile jadą
w tym realiźmie najfeudalniejszym.
Onże wszelako dbał o równowagę:
piekło dla nich szykował na drugim obrazku.
Och, to się rozumiało
arcysamo przez się
(W.Szymborska)
Zanim jednak nastąpi Sąd Ostateczny zdążymy jeszcze wstąpić do niemieckiej wioski Vierzehnheiligen (dosłownie: 14 świętych), nad którą wznosi się potężny kościół cystersów pod wezwaniem Czternastu świętych wspomożycieli. Jest on autorstwa Johanna Balthasara Neumanna (ur 1687 w Chebie), który był niemieckim budowniczym i inżynierem wojskowym, jednym z głównych architektów baroku i rokoko w Niemczech. Kościół jest utrzymany w stylu późnobarokowym. W jego wnętrzu nie ma ani jednej linii czy płaszczyzny prostej, zdobienia są pełne przepychu. Wnętrze ma subtelne, pastelowe kolory. Uważany jest za kwintesencję niemieckiego baroku.
Spośród licznych świętych w poczet Czternastu Świętych Wspomożycieli, Kościół zaliczył tych, których wstawiennictwo u Boga uznał za wyjątkowo skuteczne, szczególnie w wypadku chorób. Ich kult sięga XIV wieku i jest związany z epidemią dżumy. Święci Wspomożyciele w ekstatycznych pozach stoją na fasadzie kościoła, wysoko, jak najbliżej Nieba:
Krzysztof - patron nagłej śmierci
Katarzyna z Aleksandrii - patronka od bólu gardła i głowy
Barbara - pomocna w godzinie śmierci i utrapienia
Jerzy - patron rycerzy, chroniący zwierzęta przed chorobami
Błażej - patron od nagłej śmierci i bólu gardła
Cyriak - chroniący od opętania
Małgorzata z Antiochii Pizydyjskiej - chroniąca od bólów porodowych
Dionizy - chroniący od bólów głowy
Wit - od chorych na epilepsję
Idzi - patron trudnej spowiedzi
Pantaleon - chroniący od strasznych chorób
Achacy - patron od chorób
Eustachy - patron rycerzy i ludzi w potrzebie
Erazm - patron ludzi doznających wielkich bólów fizycznych
Nad nami święci, a wokół świąteczny nastrój, bo to i święto dzisiaj nam nastało - w kościele uroczysta msza, ze wzgórza widać sunącą polną drogą procesję, a przy drodze kamienny krzyż. Świętość wśród zwyczajnościl. Preludium tego, co nas za chwilę spotka w Bambergu. Sacurum pełne tajemnic i profanum w wielu odcieniach. Średniowiecze.
Realizm najfeudalniejszy czyli Bamberg
Bamberg jednak nie wita nas mrokiem średniowiecza, ale słonecznym przedpołudniem. Eleganccy przechodnie leniwie snują się deptakiem nad rzeką Regnitz. Promenada biegnie tuż nad wodą, nic więc dziwnego, że Bamberg bywa nazywany Małą Wenecją.
Powoli wspinamy się kamiennymi uliczkami do najstarszej części miasta. Pierwsze wzmianki o Bambergu pojawiły się już w roku 902. W 1007 król Henryk II założył w Bambergu biskupstwo, przy którym w XI wieku powstała szkoła przykatedralna. Nauczali w niej wybitni humaniści europejskiego średniowiecza, m.in. Durand z Leodium, William z Ebersbergu i Ezzo z Bambergu. Architektura średniowiecza została tu wspaniale zachowana - rozległy plac okolony skrzydłami pałacu biskupiego, łukowate bramy, opactwo benedyktyńskie i wreszcie wspaniała katedra pw. Św. Piotra (jedna z najważniejszych niemieckich katedr, początkowo romańska, a w 1112r przebudowana w stylu gotyckim) cofają nas do wieków średnich.
Można poczuć tamtą atmosferę, gdy pod ścianami siedzieli żebracy, klerycy prędko przemierzali plac, dostojnie się nosili dostojnicy, czasem przemknął jakiś rycerz, czasem wędrowny rybałd śpiewką uraczył, rozdarte przekupki zachwalały swoje towary.
"A poza tym rzeczy biegły swoim przyrodzonym porządkiem. Trwały wojny. Mnożyły się zarazy, szalała mors nigra, szerzył się głód. Bliźni zabijał i okradał bliźniego, pożądał jego żony i generalnie był mu wilkiem" (A.Sapkowski) Jedyne co było pewne, to Sąd Ostateczny. Stąd pewnie taka maestria jego przedstawienia w północnym tympanonie tzw. portalu książęcego katedry.
To scena niczym z teatru, z żywymi i ekspresyjnymi postaciami błogosławionych i potępionych, pośród których króluje Chrystus wsparty na kolumnie, ukazujący swoje rany. Dopełnieniem sceny Sądu Ostatecznego są posągi Eklezji po stronie sprawiedliwych i Synagogi po stronie potępionych. Figura Synagogi z przewiązanymi oczami, dzierżącą złamana włócznię i połamane wypadające tablice Mojżeszowe, jest postacią spowitą w półprzeźroczystą suknię, odsłaniającą powabne i piękne ciało. To chyba pierwsze przedstawienie od czasów antycznych postaci pełnoplastycznej opracowanej z każdej strony.
Również frontowy portal katedry przedstawia wyraziste postacie świętych. Wnętrze onieśmielają majestatem i przestrzenią. Znajdujemy tu wiele cennych zabytków m.in. tzw. Jeźdźca bamberskiego uważanego za pierwszy, po okresie antycznym, przykład monumentalnego pomnika konnego. Co więcej, dzieło to jest jednym z pierwszych przykładów gdzie twórca dokonał studium końskiego rzędu.
Usytuowany przy południowym filarze chóru zachodniego noszącego wezwanie Św. Jerzego pozbawiony zbroi jeździec może być wizerunkiem jednego z władców lub świętych. Nieopodal Jeźdźca znajduje się grobowiec papieża Klemensa II, a w głębi, w bocznej nawie ołtarz Wita Stwosza. Mrok i przestrzeń. A za murami słońce i zgiełk.
Spacerkiem ruszamy ulicami miasta. Nad kanałem pyszni się ratusz z bogato zdobioną barkową fasadą: białe rzeźby na froncie i kolorowe freski na bocznych ścianach. Z jednego z nich filuterny aniołek zwiesza nad wodę pucułowatą, nagle realną nóżkę...
Za brama ratusza Nepomuk bamberski. Wchodzimy na deptak, gdzie przelewają się tłumy, ogródki kawiarniane wypełnione są po brzegi, gwar targu, gdzie królują szparagi (sezon w pełni). Jak miło usiąść i być w tym tłumie, a jednocześnie obok. Patrzeć beztrosko z pewnego dystansu, bo to co się tu dzieje tak naprawdę jest dość odległe i nas nie dotyczy.
Chociaż nie... Bamberg ma tez związki z Polską - w 1121 biskup Otton z Bambergu rozpoczął misję chrystianizacyjną na Pomorzu Zachodnim. Z Bambergu pochodzili również niektórzy niemieccy koloniści, którzy osiedlali się w Wielkopolsce, stąd określenie osadników - bambrzy, co w polskim języku jest synonimem zasobności i bogactwa.
Ale teraz Bamberg jest już za nami. Zostaje w pamięci jako melanż sacrum i profanum, słońca i mroku, współczesności i średniowiecza...
Drzemiące miasto Cheb
Dzień zamykamy w najbardziej wysuniętym na zachód czeskim miasteczku - Chebie nad rzeką Ohry. Miasto właśnie ucięło sobie popołudniową drzemkę. Cicho jest wokół rynku i okolicach z tzw. Špalíčekiem czyli zespołem średniowiecznych kamieniczek po kupcach żydowskich XIII i XIV wieku (zbudowanych na miejscu średniowiecznych straganów). Ale jak to bywa z pozornym spokojem, za szczelnie zamkniętymi oknami można znaleźć najdziksze namiętności. Robert zwraca naszą uwagę na renesansowy pałac Albrechta z Valdštejn (Wallenstein), który doświadczył dramatycznych kolei losów, był największym dowódcą wojsk cesarskich w Wojnie Trzydziestoletniej, by w końcu stracić poparcie cesarza Ferdynanda i zostać zamordowanym przez własnych oficerów, właśnie w Chebie. Dzieje ma miarę tragedii szekspirowskiej. Na głupi więc dowcip Historii, zakrawa fakt, ze jego postać najbardziej się kojarzy z postacią złego Księcia Pana z "Rumcajsa".
W rynku pluszczą dwie fontanny, w tym jedna z sikającym rycerzem (hehe, coś nam to przypomina, ale ten tu ma nieporównywalna klasę do naszego wybryku natury). Jeszcze na chwilę zatrzymujemy się przy fosie i bramie do zamku Fryderyka I Barrbarosy. Ciekawy jest też kościół pw. Św Mikołaja, który cechy barokowe zawdzięcza urodzonemu w Chebie Neumannowi.
Pełni wrażeń po tych peregrynacjach Historii, wracamy na camping, gdzie czeka nas ognisko. Po czym wszyscy się świetnie bawią. Tu i tam. Tak i siak.
4.05.2008
Mariańskie Łaźnie pełne wód
W drodze powrotnej mieliśmy jeszcze zakosztować wód we Franciszkowych i Mariańskich Łaźniach. Niestety czas pozwolił na odwiedzenie tylko do tego ostatniego uzdrowiska. W przeciwieństwie do Karlowych Warów, tutaj tryskają zimne źródła (ponad 100). Z trzech wielkich czeskich uzdrowisk Marienbad jest najmłodszy.
Rozwinął się dopiero w XIXw, ale też bywali tu znakomici goście: Goethe, Chopin, Wagner, Strauss, Kafka, Freud, Edison, król Edward II, a Mark Twain nazwał je najmilszym i najnowocześniejszym miastem na kontynencie.
Wśród zabytków na uwagę zasługuje cerkiew prawosławna św. Włodzimierza z 1902 r. z niezwykle bogatym ikonostasem otoczonym ceramicznymi mozaikami, gdzie wstępujemy w pierwszej kolejności wabieni dźwiękiem trąbki, która przywołuje wiernych na mszę, jako, ze dziś niedziela.
A na deptaku w Marienbadzie spokój niedzielnego przedpołudnia. Pijalnia w białej kolumnadzie, z ażurową, metalową konstrukcją, szeregi eklektycznych kamienic kipiących od dekoracji. W parku posągi roznegliżowanych nimf hojnie lejących wody z dzbana. Równie hojnie rozlewają wodę w Pijalni - jednak ani nimfy, ani roznegliżowane, tylko stateczne panie w firmowych uniformach.
Można spacerować sącząc wodę z porcelanowego kubeczka z dziobkiem i podziwiać dawne i nowe: architekturę lub pamiątki (dzbanuszki, kartki, breloczki itp. Itd.), podglądać nieskromne obrazki w fotoplastykonie lub senne spacery kuracjuszy. Nagle wszyscy zaczynają zmierzać ku fontannie. O 11 bowiem zaczyna się spektakl - fontanna tańczy i gra strzelając kroplami, strumieniami, bryzą. Cały świat Marienbadu skupia się wokół. Jeszcze ostatnie akordy i znikamy z tego miejsca unosząc zapach wody, dźwięk muzyki, widok placu z kolumnadą, smak oplatków...
Do wód jeździło się z różnych powodów. Po zdrowie, odpoczynek, spokój, albo po zupełnie coś innego. I wracamy z wód do domu uwożąc to, co udało się zyskać - zdrowie, odpoczynek, spokój, albo też zupełnie coś innego...