ODCINEK 14 – 23.08.2017 (środa) – SPACER PO DUBROVNIKUNo i dojechaliśmy. Parkujemy tuż pod murami za 40 kun za godzinę. Cena nie jest dla nas zaskoczeniem, ale z uwagi na dzieci, nie chcieliśmy ich zbytnio forsować. Podróżowaliśmy przedłużonym renault traffic, więc też był trochę problem, żeby znaleźć aż tak dużo miejsca na paringu.
Nasze auto stało przed tym widocznym szyberdachem na tym zdjęciu:
Bierzemy 2 godziny, bo i tak nie zamierzamy chodzić po murach. W upale z tak małymi dziećmi jak nasze, to raczej bez sensu wysłuchiwać ich narzekań i męczyć się z nimi. W ogóle wycieczka nie była po ich myśli, bo najlepiej od rana do wieczora siedziałyby w wodzie. W ogóle to tego dnia były wszystkie bardzo marudzące, więc ten spacer po Perle Adriatyku nie był zbyt łaskawy dla nas – rodziców.
Wychodzimy z auta. Żar leje się z nieba, a my idziemy w kierunku starego miasta:
Zaczyna nam burczeć w brzuchach, pomimo braku czasu siadamy w knajpie w którejś z uliczek. Zrobiliśmy przez to wielki błąd, ponieważ do restauracji weszliśmy za namową naganiacza. Skusiła nas „cena dnia”. 95 kun zapłaciliśmy za jakiś marnej jakości filet z czegoś tam (jakiejś ryby). Ani to nie miało smaku, ani się tym nie najedliśmy. Dostaliśmy również do tego sam chleb. W Tučepi oczywiście za takie dodatki nie płaciliśmy extra, a tutaj trochę się zdziwiliśmy, jak zobaczyliśmy na rachunku opłatę za oliwę i chleb i to nie małą. Nie pamiętam już dobrze ile, ale rachunek był sporo zawyżony. O ile jeszcze chleb faktycznie był, to żadnej oliwy do niego było. Zapłaciliśmy rachunek, ale też odezwaliśmy się, że nie powinni doliczać czegoś, nie informując wcześniej o tym. W poprzednich odcinkach słabo pisałam o gastronomii w Tučepi, bo jakoś tak wyszło, że albo zapomniałam aparatu, albo aparat był pod wózkiem, gdzie spała Mała, a jak spała,to trzeba było wózek rozłożyć, więc ciężko było wyjąć aparat spod niego (rodzice małych dzieci zrozumieją).
Tak wiem, że to miasto prestiżowe i tak dalej i że to norma, że podają oliwę i chleb nie informując, że będzie doliczona do rachunku. Dla mnie to zwykłe zdzierstwo. Chleb nie był już pierwszej świeżości, a oliwy nie było w ogóle. Po prostu trochę się zniesmaczyliśmy takim zachowaniem.
Zresztą, gdyby restauracja była dobra, to i nie musiałby naganiacz zwoływać klientów. A my jak te święte krowy poszliśmy w pierwsze lepsze miejsce, nie sprawdzając chociażby w internecie, gdzie możemy w Dubrovniku dobrze zjeść.
A może ktoś mi wyjaśni dokładnie o co chodzi z tym doliczaniem tej oliwy i chleba? Moża ja czegoś nie rozumiem.
Z restauracji mam tylko jedno zdjęcie:
Na półkach stały wina, dużo win… ale niestety nie pamiętam nazwy knajpy.
Żałuję, że podczas dwóch ostatnich wyjazdów nie spisuję każdego dnia w jakimś „pamiętniku z wakacji”, bo później wielu szczegółów nie pamiętam, ale na przyszły rok muszę sobie taki sprawić.
Po niezbyt obfitym posiłku idziemy jeszcze trochę pospacerować.
No i to by było na tyle. Jak widzicie, Dubrovnik widzieliśmy pobieżnie. Odhaczyliśmy punkty obowiązkowe położone nad poziomem morza. Nie weszliśmy na mury, nie wjechaliśmy na wzgórze Srđ. I to są 2 punkty, które chciałabym z Dubrovnika nadrobić. Myślę, że jeszcze będzie okazja…
Wyjeżdżamy w stronę Makarskiej Riviery opuszczając Dubrovnik:
I tak cieszę się, że miałam okazję zobaczyć to piękne miasto. Mimo tego, że zbyt dużo nie widzieliśmy, to i tak miałam takie wrażenie, że jestem w miejscu, które chciałam odwiedzić już od bardzo dawna. Czułam z tego powodu ogromną satysfakcję…
Jeszcze jedno…
To auto stało na granicy z Bośnią jak już jechaliśmy do Dubrovnika, a jak wracaliśmy nadal tam było:
Nie wiem jaki był powód jego postoju, ale nas to zastanowiło. Inne auto, w którym jechali jacyś „uchodźcy” stało na poboczu z wyrzuconymi bagażami. Wybaczcie za „uchodźców”, ale w aucie jechali chyba sami panowie w barwach skóry pasujących do nacji syryjskiej. Wyglądali dość podejrzanie…
I znów, nie pamiętam w jakiej miejscowości zatrzymaliśmy w jakiejś winiarni i zaopatrzyliśmy się wszyscy w 4 bańki 5-cio litrowe wina wytrawnego o nazwach Martin i Petar, oraz 6 butelek jakichś innych win. Jedna z nich to Sofija, a niestety pozostałych nie pamiętam. Część rozdaliśmy rodzinie i znajomym a banie jakoś tak nagle wyparowały
W tucepi byliśmy po 21… A jutro ostatni dzień wakacji