Na pierwszy nocleg wybieramy plażę naprzeciwko Mikołajek.
Cumujemy w niej pierwsi.
Tu od razu dodam, że staram się nie angażować w cumowanie – raczej nadzoruję wszystko z góry.
Nie mogę nosić, wykonywać gwałtownych ruchów, schylać się – więc aby uniknąć przypadkowego zruszenia się po prostu patrzę na innych.
Mamy tak liczną Załogę, że muszą sobie sami poradzić – tym bardziej, że na Mazurach często staje się na dziko, na płytkiej wodzie, powoli.
Po zacumowaniu Załoga od razu wyskakuje na brzeg żeby rozprostować kości i poszukać chrustu na ognisko.
Na brzegu jest studnia z wodą.
Miejsce wygląda na zadbane.
Widok z niego też przyjemny.
Ania robi porządek z włosami.
Nasz Komisarz Ryba pierwszą noc z nami spędzi w takich okolicznościach przyrody:
Woda w jeziorze ma temperaturę morsową ale dzieciakom to nie przeszkadza.
Nad głowami lata nam balon.
Oczywiście nie może zabraknąć ptaków.
Niestety nie będziemy tu dziś sami.
Obok cumuje jakiś jacht.
A to oznacza, że jeden nasz Załogant chętny na kąpiel niestety z niej zrezygnuje.
Chciał się umyć ale przy obcych ludziach minęła mu ochota.
Obiecujemy, że jutro będzie miał taką możliwość więc dziś stanowczo odpuszcza.
Zachodzące słońce oświetla przeciwległy brzeg.
Z naszego obozowiska widać przeczkę prowadzącą na Śniardwy.
I Mikołajki.
Na naszej polanie kwietnie jakieś owocowe drzewo.
Pora zabrać się za obiad.
Załoga już się krząta w kambuzie.
A po obiedzie chwila czasu na błogie lenistwo.
Po zachodzie słońca robi się chłodno.
To oznacza, że czas rozpalić ognisko.
Długo siedzimy przy ciepłym ogniu, rozmawiamy, śmiejemy się, gramy na gitarze, śpiewamy.
To był bardzo udany pierwszy mazurski dzień i wieczór.