Skoro się zaczęło to wypadałoby skończyć
. Relację oczywiście !
Tak jak zapowiadałam kolejnego dnia miała być Werona. Niestety prognozy zapowiadały obfite opady deszczu
. Mimo to postanowiliśmy jechać. Pogoda w czasie drogi zdawała się potwierdzać prognozy
...
Udało nam się zaparkować bardzo blisko
Areny. Na dodatek wyszło słoneczko
co jeszcze bardziej poprawiło nam humor. Tak więc pierwsze kroki w stronę areny ...
Okoliczni "wojacy" ciężko pracują namawiając do robienia sobie z nimi zdjęć
, nic więc dziwnego, że czasami muszą się posilić ...
Arena otoczona jest kilkoma szkolnymi wycieczkami ... Rezygnujemy z wejścia do środka ...
... i oglądamy ją tylko z zewnątrz.
Kierujemy się w stronę "turystycznego" centrum ...
Po krótkiej chwili rozpychania się łokciami docieramy do pkt obowiązkowego czyli balkonu Julii ...
Ściany wokół wejścia na dziedziniec pokryte są wątpliwej urody miłosnymi wyznaniami ...
Patrząc na te "mazy" dochodzę do wniosku, że najmocniej kochają najniźsi ... Na dole ściana jest gęściej zabazgrolona
...
Wszechobecne kłódki ...
Na dziedziniec z balkonem Julki wchodzi się przez dość wąską bramę. Nic dziwnego, ze jest ciasno nieco
Kłódki wiszą nawet na drzewku
... A te białe plamki to rozgnieciona, zaschnięta guma do żucia z wyrytymi inicjałami, imionami itp. Karteczki najwyraźniej juz się nie trzymają
"Na szczęście" trzeba potrzymać prawą pierś. Jednak cała Julka wygląda na nieźle "obmacaną"
.
Chętnie opuszczam to miejsce i idę "w miasto" ...
O tych miejscach i placach ładnie pisała
Mysza... Nie będę się powtarzać
Muszę jednak w tym miejscu zaznaczyć, że chyba największe wrażenie w całej Weronie (z tego małego fragmentu, który udało nam sie zobaczyć) wywarły na mnie
nagrobki Scaligerich ...
W przewodniku wyczytałam, że są to "...
arcydzieła XIV-wiecznej gotyckiej sztuki sepulkralnej "...
Idziemy sobie dalej. Kolejnym i ostatnim celem naszym jest wzgórze na wschodnim brzegu Adygi ...
Na zboczu wzgórza znajdują się pozostałości
Teatro Romano z I w. p.n.e.
Od razu zaznaczam, że tej kupki kamieni nie odwiedziliśmy ...
Żeby przejść na drugą stronę Adygi urokliwymi uliczkami kierujemy się w stronę mostu
Ponte Pietra ...
Widoki z mostu są całkiem, całkiem. Tam na górę
Mysza nie poszła ... Nie poszliśmy więc i my
...
Po zejściu z mostu trzeba było przejść na drugą stronę ulicy. Światło długo się nie zmieniało postanowiłam więc swoim zwyczajem wywrzeć na kierowców "presję psychologiczną"
i wlazłam na ulicę. W tym momencie nie żałowałam, że nie znam włoskiego ... Małżowina również czule zapytała: "Gdzie leziesz kobieto ?!". Wzruszona jego troską odparłam: "No co ? Przecież jestem ubezpieczona !". Zatroskana, wzruszająca odpowiedź męża: "Ale kto nas na kemping odwiezie ?!" ...
Wspinamy się na górę co chwila oglądając się za siebie, tzn. na Weronę ...
Warto było. Z samej góry widoki też niczego sobie ...
Na samej górze zaczepiła nas jakaś starsza pani pytając czy tamte wieże w dole do kościół jakiś tam. Na co ja w dobrej wierze odparłam, że nie wiemy bo my
niekościołowi jesteśmy ... ... ... Chodziło mi oczywiście o to, że raczej nie zwiedzamy kościołów, więc nie wiemy ... Ale mina tej pani zaiste pełna pogardy była
. Rodzinka oczywiście prawie sie mnie wyrzekła mówiąc, że wstyd ze mną gdzieś się wybrać ...
Żeby się nieco podnieść na duchu zapytałam Justynę czy rzeczywiście narobiłam im wiochy (miałam nadzieję na właściwą odpowiedź
) . Dziewczę odparło: "
Ciocia, wiochy to może nie. Ale lekka siara była ..."
Kilka pamiątkowych zdjęć i schodzimy na dół ...
Moje plany na Weronę są jeszcze dość rozbudowane, ale rodzinka mówi zdecydowane dość ! Siła złego na jednego. Wracamy na parking ...
Po drodze odwiedzamy kilka sklepów i bazarek zaopatrując się w okulary, zegarki i torebkę
.
Wydawało mi się, że posiadacze tych masek chcą siebie ochronić przed jakimiś zarazkami. Tymczasem mąż uświadamiał mnie, posiadając informacje z pierwszej ręki
, że maski takie zakladają ci, którzy zarazkami nie chcą zarazić innych
. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć
.
Ponownie mijamy arenę ...
Na koniec muszę dodać, że podczas naszego pobytu w Weronie nie spadła ani jedna kropla deszczu
...