napisał(a) komorfil » 20.07.2016 22:32
muszę odnieść się do przeczytanych w tym wątku (co prawda pisanych parę lat temu) uwag o Wenecji jako przereklamowanej i zniszczonej.
1. Zniszczenia: ktoś pięknie napisał już tutaj - miasto na morzu, podmywane przez morze, od 1000 lat. W tym kontekście wg mnie jest ekstremalnie dobrze utrzymane.
2. Przereklamowanie: nie wiem co kto miał na myśli.
Ja sam mam już pomysł na 10 niezależnych pobytów w Wenecji każdy po tygodniu, zapewne tego nie zrealizuję, ale doprawdy, to jedno z najbogatszych w atrakcje miast świata. Jest to pewne uproszczenie, ale muszę powiedzieć, że działa: popatrzeć ile opis miasta zajmuje w porządnym przewodniku (przez porządny rozumiem dajmy na to RoughGuide). Otóż Wenecja zajmuje tam więcej miejsca niż Florencja. I coś w tym jest. Zabytki Florencji są "ważniejsze", bo one są fundamentalne dla całej naszej kultury, ale w Wenecji jest tego na ilość więcej.
Ludzie, pomyślcie: zacznijmy już od Bazyliki św. Marka, akurat wcale nie najważniejszej sprawy w Wenecji, no ale dobra, nie do pominięcia. Bazylika w środku. Fasada. Boki - ważne (!). Widok bazyliki z placu o różnych porach dnia (samo studiowanie tego zajęło mi do tej pory kilka godzin, a sądzę że wszystko przede mną: mam nadzieję że jasno wyrażam obecnie swą opinię o tzw. jednodniowych wycieczkach do Wenecji. Jednodniowo to można spróbować zwiedzić Volterrę albo inne Montalcio a i to z dużym trudem). Dalej: pałac Dożów, z zewnątrz, wewnątrz. Museo Correr: pół dnia. Academia: dzień z koniecznością powrotu. Muzeum Peggy Guggenheim: kilka godzin. Na razie nie widzieliśmy żadnego kościoła - same z Tintorettem to jest tydzień zwiedzania po łebkach, a gdzie Frari, a gdzie kościoły z Bellinim. A Carpaccio (cały pobyt poświęcę kiedyś tylko Jemu!). A architektura Palladia?
Już mamy zwiedzania od rana do nocy w wymiarze od 2 tygodni (jak kto lubi gonić nic nie widząc) do miesiąca - przy spokojniejszym patrzeniu. A nie mamy w ogóle na razie zwykłego delektowania się uliczkami, perspektywami, balkonami, mostami, oknami, kanałami, placykami - o różnych porach dnia i nocy (!!!). Kto nie widział kanału weneckiego w świetle latarni, w absolutnej ciszy i pustce, z leciutkim przybojem wody do kamienic, robiącej swoje mistyczne ciche plum, plum, ruszającej lekko jedną, stojącą przy brzegu gondolę- nie widział Wenecji (znowu piję do jednodniowych wycieczek: noc choćby jedna w Wenecji jest obowiązkiem, ja spędziłem ich parę, nie zdarzyło mi się wstać po 6 rano....).
3. Oczywiście pewne stereotypy są prawdziwe. Wenecja to turystyczny raj, więc chamscy restauratorzy, gondolierzy itp to oczywistość, oni nic nie muszą. Ceny: wysokie, tak, 1.50 E za kibel to skandal. Ale to znowu kwestia podejścia. Jak kto pije kawę na placu św. Marka, to jego sprawa, niech nie narzeka. Ja piłem w Wenecji jedne z najlepszych espresso jakie piłem w ogóle we Włoszech (a jestem ich wielkim smakoszem), tyle że na uboczu, raniutko, w knajpkach dla tych resztek Wenecjan, które jednak jeszcze tam są. I dla jasności, to wyborne (nie jeden raz) espresso kosztowało 1 E.
W KAŻDYM MIEŚCIE ŻEBY GO ODROBINĘ POZNAĆ, TRZEBA POMIESZKAĆ.
Wenecja nie jest tu wyjątkiem. Powiedziałbym, zwłaszcza tyczy się to Wenecji.
Na początek 4 dni w Wenecji, 3 noce (mało przespane): wtedy można zacząć mówić, że z grubsza widziało się Wenecję, że coś o niej się wie. Polecam lekturę "Znaku wodnego" Brodskiego. Genialny obraz miasta.
No ale ten facet co roku w zimie (!) jechał tam i mieszkał tam przez miesiąc (!). Przez 18 lat z rzędu czy jakoś tak....