Dzień zaczął się wczesnie, no tak naprawdę zaczął by się wcześnie gdyby nie nasze dziewczyny, znaczy te młode. Które postanowiły odespać trudy podróży i zafundowały nam na dzień dobry dwie godziny w plecy. No ale co się odwlecze... Po szybkiej naradzie nad mapami dotyczącej kierunku w którym mamy się udać wyruszyliśmy do pierwszego miejsca które chcieliśmy odwiedzic dnia dzisiejszego.
Narada w sztabie dowodzenia
Targ w L'Isle-sur-la-Sorgue
Targ ma charakter targu staroci, tylko dlatego że jest tam więcej sklepów z antykami niż w naszym Krakowie czy jakimkolwiek miejscu jakie widziałem. Ale targ nie sprowadza się tylko do staroci. Mydło z Marsyli, lawenda, kolorowe miski i naczynia ceramiczne, ciuchy, książki i przede wszystkim - jedzenie. Oliwki pod każdą postacią, na ostro, na kwaśno jak sobie kto życzy, marynowane... cytryny, szynka, kiełbasy, owoce morza. No żyć (jeść) nie umierać. Na targu oczywiście poczynione zostały niezbędne zakupy czyli, mydła, koszyk z trawy i miska (kolorowa). Najpotrzebniejsze rzeczy
No i kupa jedzenia takiego na tacke i do buzi. To wszystko musieliśmy nosić przez najbliższe dwie godziny w rękach bo do parkingu był kawałek. No ale co tam. Feria barw i zapachów opanowała nas do tego stopnia, że przy dźwiękach ulicznego zespołu Bad Boys (we smoke, we drink, we have sex and we don't shame about it - motto zespołu), ruszyły dziewczyny w tany
I dobrze bo się trochę już drętwo na tym targu zrobiło
Mydło - niby szare a pachnące
Można się było też wymieniać
Mmmmm papu...
I jeszcze więcej..
i jeszcze...
Rękodzieło ale naprawdę ładne
Są owoce morza jest impreza
Bad Boys Trio
Słodkości na chlebek
Tomaty na 1000 sposobów
W końcu to targ starości miał być a nie jedzenia
Fontaine de Vaucluse - źródło rzeki Sorgue
Kolejny przystanek - szukamy źródełka. No, nie do końca tylko my. Jest tu z nami około ... bardzo dużo ludzi, którzy przyjechali w tym samym celu. I razem z rzeką ludzi wspinamy się po kamiennej drodze prowadzącej do źródełka. Nieopodal jest małe muzeum papiernictwa, z kołem wodnym, czerpaniem papieru i oczywiście kupowaniem pamiątek. Cóż może kiedyś i my założymy muzeum w Bytomiu? Będziemy wystawiali nasze pamiątki z wycieczek, jak Tony Halik
Ok, wracamy do źródła. Więc nasze latorośle już były trochę zmachane łażeniem i wielką frajdę sprawiło im wejście, do naprawdę dużego, sklepu ze słodyczami. Kolorowo jak w domku z piernika, na szafkach, w wielkich koszach leżą tabliczki, gdzie tam toż to TABLICE, czekolady, z orzechami, rodzynkami, ciemne, mleczne i mieszane. No raj dla podniebienia. Były też tradycyjne pasiaste lizaki i cukierki których nakupiliśmy najwięcej, do tego czekolada, i największa na świecie beza, którą jedliśmy przez trzy dni. Po uzupełnieniu cukru w organiźmie ruszyliśmy w dalszą wspinaczkę. Grota w Vaucluse, o tej porze roku wyglądała jak mała sadzawka, ale po dokładnym sprawdzeniu za żadne skarby nie było widać dna. Hmmm, krótki rys historyczny i opis w przewodniku naprędce zdobytym rozwiał wszelkie wątpliwości. Sadzawka ma na 100% 318 m głębokości i nie wiadomo ile jeszcze, po prostu na taką głębokość udało się zejść nurkom. Reszta jest jeszcze nie zbadana. Nad miasteczkiem górują ruiny zamku
biskupa Philippe de Cabasso, jest tu także muzeum Petrarki, który zamieszkiwał był w Prowansji czas jakiś temu. Ku jego pamięci jest także kolumna i tablica. Tablica jest w języku Esperanto - co ciekawe. Teraz jak już zobaczyliśmy źródełko trzeba coś zjeść. No i polegając na dzieciach jedliśmy pizze, która była całkiem niezła, ok dobra była.
Czerpak
I zaraz uśmiechnięte buzie
Woda krystalicznie czysta i diabelnie lodowata
A tu proszę, źródełko
Domki krasnali czyli wizyta w Village des Bories
Jest taki miejsce w Prowansji, które podoba się w szczególności dzieciom. Powoduje że włącza się u młodych ludzi wyobraźnia. Poza tym na własnej skórze mogą zobaczyć że nie zawsze było tak że na ścianach wisiał 40" LCD, w pokoju stał netbook a w plecaku było PSP. Takim małym trutniom daje to do myślenia i w końcu zastanawiaja się że kasa nie bierze się z dziury w ścianie. Ten zespół domków zbudowanych z kamieni bez zaprawy był wykożystywany przez rolkników sezonowo. Mieszkały tam całe rodziny i zwierzęta. Więc mamy "chatki" mieszkalne, magazynki, i dla zwierzątek. Co ciekawe także dla jedwabników. Jest też mała sala z dokumentacją dot. tego miejsca oraz sala w której jest wyświetlany film i tu wielkie zdziwienie, z angielskimi napisami tadaaa. Naprawdę pokaz jak to drzewiej bywało się udał i laski zaczęły się zastanawiać, dochodząc do wniosku że całkiem fajnie im się teraz żyje. Czy o to chodziło?
Gordes
Zmęczeni wędrówkami myśleliśmy tylko żeby dojechać do Merindol, a tu zza zakrętu wyłonił się jeden z najpiękniejszych widoków ever. Gordes miasto na wzgórzu.Domy z jasnego piaskowca, kilka wąskich uliczek, zamek pośrodku, kwitnąca a raczej owocująca opuncja. I to wszystko ale uroku ma tyle że hej.
Panorama miasteczka
Kamienne domy, kamienne uliczki...