Dnia 16 sierpnia nadszedł czas żeby udać się w dalszą podróż. Czas spędzony w Chorwacji jak zawsze zostawia nam niedosyt i chęć ponownego przyjazdu. Tymczasem wybraliśmy się na plażę pospacerować wczesnym rankiem i ochłodzić się nieco przy jedynie słusznym napoju Bogów.
Trochę czasu spędziliśmy nad planowaniem trasy, ale wygrała wersja "widokowa". Więc popędziliśmy z prędkością 90 km/h drogą krajową nr. 8
w kierunku Słoweni.
Trasa piękna, zakręty, podjazdy i zjazdy. Jest kilka miejsc gdzie moga mieć problemy ciężarowcy ale i tak widzieliśmy podróżujących w konwoju kierowców polskiego Pekaesu. Pełno motocyklistów i morze kamperów na italiańskich blachach. Po objechaniu gór wskoczyliśmy na autostradę i po przekroczeniu granicy, szok. Zieleń ciemniejsza, drzewa jak w kraju, zero oliwek i nagich kamieni, no i termometr zleciał o jakieś 10 stopni.
Zatrzymaliśmy się na obiadek. Mijając rożna na których smakowicie obracały się prosiaczki nie sposób było sobie odmówić. Duża porcja cena mała czyli to co tygryski lubią najbardziej
Nawet młoda, zazwyczaj wierna pizzy i pływadłom dała się skusić na spróbowanie. Do Wenecji dojechaliśmy późnym wieczorem. Zameldowanie się w Hostelu Primavera trwało minutkę. Później zasłużone winko w knajpce i lulu. Jutro dłuuugi dzień.
Hostel Primavera mieści sie w dzielnicy Mestre, z centrum Wenecji łączy go most. Autobusik dojeżdża tam w ciągu 10 minut i kosztuje 1.2E od persony. Z dworca przez most i... jesteśmy w innym świecie. Canale Grande - aorta Wenecji ma długość 3,8 km a mieści się na nim łódek i innych pływadeł jakby miał conajmniej 100 km.
W każdym zakątku weneckich uliczek znaleźć można piękne ręcznie robione maski. Czasami można podpatrzeć jak w swoich warsztatach pracują artyści robiący maski. Są one różne, od małych zakrywających jedynie oczy do masek które, według mnie, trzeba by nosić na stelażach. Nie obyło się oczywiście bez zakupu danej maski, no bo jak to tak, bez maski wrócić z Wenecji?
Spacerując sobie po wijących się uliczkach dochodzi się, prędzej czy później, do placu Św. Marka. I tu doznajemy kolejnego szoku. Jeśli tyle ludzi wałęsa się po uliczkach, a na Placu jest cztery razy tyle ludzi to ile czasu potrzeba żeby wdeptać Wenecję do morza.Od strony Pałacu Dożów jest centrum dowodzenia weneckich gondolierów. Sprawność z jaką pracują naganiacze nie może równać się z niczym. Wycieczka za wycieczką (głównie skośnookich mieszkańców Kraju Środka oraz rosyjskojęzycznych obywateli świata) wsiadają na romantyczne przejażdżki. Widok kołyszących się gondoli jest wręcz "pocztówkowy". Oczywiście czujnym oczętom moich dziewcząt nie umknął fakt że wielu z wiosłujących to prawdziwe "ciacha". Ja się tam nie znam.
cdn.