LAGO DI GARDA
ODCINEK I
Kilka słów wstępu Tym razem moje mysie łapki zaprowadziły mnie nad jezioro Garda
.
To, że pojadę do Italii wiedziałam już po powrocie z Toskanii, bo przecież
Pod niebem Toskanii było tak cudownie ...
Miałam wynotowanie jeszcze sporo miejsc do zobaczenia, ale część z nich była na północy, część na południu, znowu trzebaby było dużo się przemieszczać ...
A do tego jeszcze ja jestem takim gatunkiem myszy, że ciągnie mnie do nowego ...
No i zaczęłam szukać ...
Z
Kulkowej relacji miałam zapisaną Weronę z kilkoma
, a że podobno wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, wymyśliłam, że będzie 4 dni w Weronie i 4 dni w Rzymie.
Pozostało przygotować budżet wyjazdowy i przedstawić go mężowi (księgowemu
).
A że wszędzie słychać, że wokół szaleje kryzys, to budżet tan musiał być zrównoważony, rozsądny, oszczędny ...
.
No i ten Rzym strasznie mi bruździł w przygotowaniu takiego budżetu
.
Ale coś tam wymyśliłam i znowu zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, że ten Rzym tak daleko, że znowu stracimy tyle czasu w samochodzie...
No i jeszcze w międzyczasie, pewni
"panowie dwaj", z tegoż forum, zaczęli mnie skutecznie zarażać miłością do gór, poprzez swoje relacje oczywiście
.
Rozsiewali te wirusy bardzo, no i w końcu byłam już całkiem zainfekowana
.
I wtedy właśnie wymyśliłam, że dobrym lekarstwem na tą chorobę będzie pobyt nad
Gardą.
Bardziej dogłębne i kompleksowe leczenie tej choroby planuję na przyszłe wakacje
, no chyba, że wcześniej zejdę
.
A że do Werony blisko, pierwotny plan będzie częściowo zrealizowany
.
Znalazłam miejscówkę, jak się potem okazało niedrogo i całkiem spoko
.
Pewnego dnia posadziłam mojego osobistego księgowego przed moim kompem, pokazałam co i jak wymyśliłam i zleciłam wykonanie przelewu
.
No i zaczęło się odliczanie ...
W międzyczasie cały czas zarażałam się bardziej i bardziej, a skutkiem ubocznym tej choroby było wymyślanie coraz bardziej okrężnej drogi nad Gardę.
No ale zanim pojedziemy tymi „objazdami” będzie międzylądowanie w Salzburgu.
Wyjechaliśmy wcześnie rano, a właściwie to była chyba jeszcze noc.
Jechało się całkiem spoko, a miejscami nasze drogi przypominały te włoskie czy chorwackie
,
niestety tylko miejscami
.
To tunel w okolicach Zwardonia.
Z tego co mi się kiedyś obiło o uszy, to budowali go dosyć długo, a ja ledwo zdążyłam zrobić zdjęcie, taki był krótki
.
Około godziny 15 meldujemy się pod Oekotelem w Salzburgu.
Wybrałam Oekotel, bo nocowaliśmy tam już wiele razy i byłam spokojna, że nie spotka mnie żadna niespodzianka.
Po szybkim załatwieniu formalności w recepcji mogliśmy się odświeżyć i coś przegryźć. Zostało trochę prowiantu drogowego, bo w aucie nie wolno jeść
, Zuzia nie domagała się postojów, a Jeep ma dość duży zasięg na jednym baku, więc i prowiant się ostał
.
Pilnowałam żeby ekipa nie rozleniwiała się zbytnio, bo przecież trzeba zobaczyć, czy
Wojtek aby na pewno tych swoich zdjęć nie montuje i te góry w rzeczywistości są takie cudne
.
Około godziny 17 ruszamy pełni energii, tzn ja byłam pełna energii
,
bo u Zuzi znowu odezwała się choroba o nazwie "lenistwo pospolite"
.
Obiecuję, że taki słowotok już się nie powtórzy
,
a w dalszej części relacji będę już opowiadała przy pomocy zdjęć
.
KŐNIGSSEEPierwsze kroki postanowiłam skierować do niemieckiego miasteczka nad jeziorem - Königssee
.
Już widoki z samochodu dowodziły temu, że
Wojtek nie montuje swoich zdjęć
i to wszystko co pokazuje istnieje naprawdę
.
Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy na krótki spacerek
.
Może przesadziłam trochę z ilością zdjęć
, ale tam było tak ładnie ...
Zrobiło się już trochę późnawo, a to jeszcze nie miał być koniec tego dnia
,
ale o tym to już chyba jutro
.
cdn