Na Ballarò można zaopatrzyć się w różności, głównie spożywcze (ale w niedzielę
króluje tu handel starzyzną i rozmaitymi rupieciami), można się też najeść specjałami ulicznego jedzenia
. Wyjście na plac po śniadaniu zjedzonym w apartamencie, może więc okazać się błędem
dla tych, którzy chcieliby skosztować palermitańskiego street-foodu.
My na szczęście nastawiliśmy się odpowiednio
jeszcze w Polsce, toteż mogliśmy nieco poszaleć
. Żeby spróbować jak najwięcej, kupowaliśmy każde danie do podziału na dwoje lub nawet na czworo. Cena jednej porcji 1,5 – 2,5 euro... Gdyby nie łakomstwo, we dwoje spokojnie moglibyśmy się najeść
tylko jedną z nich. Niestety, trzeba byłoby mieć siedem żołądków jak miał Alf, nasze okazały się
zbyt malutkie, żeby poznać wszystkie smaki Palermo. Ba, nie udało się nawet wszystkich tych, jakie umieściłam na liście
do spróbowania.
Wybór czegokolwiek, na nasze pierwsze targowiskowe śniadanie,
nie był łatwy. Nawet jeśli każde danie było do podziału, to i tak nie mogła być ich duża ilość, nie zmieścilibyśmy!
Drogą losowania, na pierwszy ogień wypadła
frittola, czyli buła nadziewana resztkami po ubiju cielaka, a więc różnymi rodzajami
wnętrzności, skrawkami mięsa i rozgotowanych na maksa (w wysokiej temperaturze, w wielkich silosach) ścięgien i
chrząstek, a potem usmażonych przez sprzedawcę tego street foodu. Przed ostatecznym podaniem, taka mieszkanka „odpoczywa” w wiklinowym koszu przykrytym szmatą
. Co ciekawe, garść nadzienia do buły jest wyjmowana spod szmaty ręką (najczęściej gołą
) przez sprzedającego -
frittularu . Jak ktoś nie chce w bułce, to wprost na papier
, żeby tłuszcz trochę wsiąknął. Teraz trochę pieprzu, soli, soku z cytryny… gotowe
!
Wózek z firttolą był oblegany przez miejscowych, więc nie było innej opcji, musieliśmy to zjeść! Smakowo jak najbardziej OK
, ale czasem trafił się jakiś twardawy (aczkolwiek jadalny) kęsek.
W bułkowo-zwierzęcym rankingu jednak to buła ze śledzioną wygrała u nas definitywnie
.
Być może we frittoli znalazły się
takie zwierzęce fragmenty...
Sfincione - dawniej tradycyjne danie sycylijskich rolników, obecnie typowe jedzenie uliczne, serwowane przez obwoźnych sprzedawców w rejonie targowisk. Konkretnie jest to pyszna gruba i puchata pizza z duszoną cebulką , sosem pomidorowym i niewielką ilością słonych sardeli oraz owczego sera. Podawana na ciepło, po posypaniu oregano (dodatkowo mogą też być inne przyprawy, na przykład bazylia albo jakieś zaostrzające smak) i obfitym skropieniu oliwą z oliwek.
Fotka wyszła niestety zupełnie nieostra
…
… dlatego w ramach uzupełnienia, jakaś lepsza „netowa”.
(
fotka z netu:
http://blog.giallozafferano.it/sapida/3899-2/ )