Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wczoraj wróciłam:(

Jacy są Chorwaci, ile co kosztuje w Chorwacji, czy warto jadać w restauracjach, co zabrać ze sobą z Polski, czym najlepiej płacić, na co szczególnie uważać oraz wszystkie inne pytania i uwagi związane z wyjazdami, także te nietypowe czy specjalistyczne, powinny znaleźć się w tym miejscu.
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
krakusowa
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6447
Dołączył(a): 08.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakusowa » 16.05.2007 12:53

Daliśmy się "zaprosić" na obiad :devil:
Fakt bardzo dobry!
caal
Croentuzjasta
Posty: 432
Dołączył(a): 22.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) caal » 16.05.2007 12:54

to jeszcze kilka zdjęć Ulcinja
widok z okna pokoju na mury i morze
Obrazek
a to wiok z drugiej strony
Obrazek
Dziedziniec muzeum archeologicznego, te nisze to dawny targ niewolników. Niestety, mimo usiłowań do muzeum wejść się nie udało, cały czas było zamknięte, jednak wchodząc od tyłu na platformę na murze można było zrobić zdjęcia dziedzińca
Obrazek
i jeszcze widoczki na mury ze skał nad morzem
Obrazek
Obrazek
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 16.05.2007 12:55

Widać najwyraźniej, że facet ma niesamowite zdolności marketingowe i interpersonalne :D. Szacuneczek dla gościa. Bo mimo ostrzeżeń, które otrzymaliście przekonał Was do siebie :D
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 16.05.2007 12:56

Hahhahahahahaha!!!!!!! Dwa lata temu też przestrzegałam, bo też się dałyśmy nabrać (ja i wiolak3)! Scenariusz identyczny! I nawet menu! Przy czym my od razu na obiad, a nie na kolację poszłyśmy. Ale efekt był podobny.
Ma facet talent...
Nasza mała rybka (na 2 osoby) to było 36 euro :evil: :evil: :evil:
Tu o tym pisałysmy:
forum/viewtopic.php?t=9166&start=0
caal
Croentuzjasta
Posty: 432
Dołączył(a): 22.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) caal » 16.05.2007 13:04

Ano szacuneczek :D ale widzę, że nie tylko nas tak omotał.
Facet jest uroczy, wygląda jak don Corleone, w intrygującym czarnym kapeluszu. Robi wrażenie, naprawdę :)
Rozmowa była fajna, bawiliśmy się dobrze, rozmawialiśmy we wszystkich możliwych językach. Bimo namawiał nas do podróży do Albanii z nim, do Tirany, ale jednak nie skorzystaliśmy z tej propozycji podejrzewając, że oferowanie nam siebie za przewodnika ma pewnie jakieś drugie dno, raczej finansowe :)
I jeszcze jedno zdjęcie, które nie weszło poprzednio
Obrazek
To w zasadzie były dwie takie wpadki cenowe jeśli chodzi o knajpki, w Dubrowniku i w Ulcinju, ale cóż podróże kształcą przecież. Trzeciej wpadki uniknęłam później, ale opiszę ją w kolejności wypadków
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108172
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 16.05.2007 13:09

Ha ha ha :D :D :D
Ponieważ zawsze "stołowałem" się we własnym zakresie na kempingach, nikt nigdy nie naciągnął mnie na tak drogie "specjały" :lol:
(jadłospis jest w relacji załączonej wcześniej)
A jak nie udawało mi się złapać żadnej rybki, a był na nią smak, to rano na targ i rybka na patelnię. :lol:
krakusowa
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6447
Dołączył(a): 08.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakusowa » 16.05.2007 13:19

Janusz ale to chodzi równiez o tę atmosferę, niepowtarzalny klimat
i przepiękne widoki z tarasu restauracji.
:D
Idąc z plaży spotkaliśmy małżeństwo z Polski, Opowiadali nam o spotkaniu z Bimem i o tym, że grzecznie podziekowali mu za "gościnę".
My akurat byliśmy głodni, i chcieliśmy gdzieś coś zjeść. A że akurat trafił się Bimo, no cóż. Widocznie tak miało być.
Wcale nie żałuję ( i tych wydanych eurasów też) :D :D :D
Czasem trzeba zaszaleć.
Pozdrawiam
caal
Croentuzjasta
Posty: 432
Dołączył(a): 22.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) caal » 16.05.2007 13:41

Za późno znalazłam to forum. Trafiłam na nie niedługo przed wyjazdem i nie wszystko przeczytałam. Ale i tak skorzystałam z porad innych. A co do Bimo, to witajcie w klubie :D
Muszę przejrzeć zdjęcia, bo widzę że za mało wybrałam do właściwego zilustrowania pobytu, ale trudno, z czasem uzupełnię.
Pierwszy dzień w Ulcinju upłynął nam na luzie, załoga mi się zbuntowała, nie chcieli jechać nigdzie dalej, mąż poobijany odpoczywał. My z przyjaciółką poszłyśmy na długi spacer wzdłuż wybrzeża w kierunku tych osławionych piaszczystych plaż. Na cyplu, na przeciw starówki pięknie położone, ładne i puste hotele. Zastanawiałyśmy się czy to może pokłosie wojny, ale nie, to efekt sporów przy prywatyzacji. Więc stoją takie na głucho zamknięte, a szkoda. Połaziłyśmy po mieście, kupiłyśmy sobie winko na wieczór, popiłyśmy doskonałe capuccino. Generalnie snułyśmy się na miłym luzie. Po południu jednak dali się moi towarzysze namówić do oglądania Ada Bojana. Osobiście jestem rozczarowana, może to wynik tego, że przed sezonem? Budki rybackie na rzece zamknięte na głucho, tylko dalej knajpki czynne, ale klientów nie było i jakieś takie generalne wrażenie opuszczenia. Podjechaliśmy też na te plaże. Ale przed sezonem robiły też dość smutne wrażenie. Zresztą pogoda była dziwna, niby ciepło, ale jednak wiał chłodny wiatr, a gdzieś tam nad górami przewalały się dość ciemne chmury i cały czas spodziewaliśmy się deszczu. Pochodziliśmy troszkę po plażach, pospacerowaliśmy wokół tych knajpek i wróciliśmy do Ulcinja. Na mnie te terenypołożone wzdłuż piaszczystych plaż zrobiły dość smutne wrażenie, takiego jakiegoś opuszczenia. Wszędzie ogromny plac budowy, poza tym tam gdzie się ogłaszają apartamenty to do plaży jest spory szmat drogi. Więc współczuję targania sprzętu plażowego taki kawał. A okolica jest płaska i już nie tak malownicza jak bliżej miasta.
Wracając dokonaliśmy wiekopomnego odkrycia :) Pewnie nie pierwsi, ale polecam gorąco - knajpka BAZAR, przy ulicy wiodącej do morza. I to jedna z tych ze zniżką. Przebojem pobytu stała się sałatka z ośmiornicy oraz zupa rybna. Doskonałe naprawdę. Sałatka jest przyrządzana inaczej niż w Chorwacji, m. in. bez ziemniaków, przyprawiona jakimiś ziołami, mięciutka, rozpływająca się w ustach. Opisywanie tego to naprawdę wielkie poświęcenie z mojej strony, masochizm. Ale będę kombinować i może mi się uda ten smak jakoś uzyskać, to się wtedy podzielę przepisem. W każdym razie w knajpce BAZAR obiado kolacja na 3 osoby, z piwkiem, albo rakiją to koszt około 28 E, z napiwkiem. A jedliśmy różne dania. Ale obowiązkowo była zupa i hobotnica :) Tylko ryb nie ryzykowaliśmy, nie chcąc się zaskoczyć ceną, bo te jednak są drogie. I jest jeszcze jedna knajpka, taki bar przydrożny w zasadzie. Jak się wjeżdża do Ulcinja dwupasmówką, to po prawej stronie ogłasza się baranina. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam. No i to był strzał w 10, moje osobiste odkrycie. Tylko na posiłki trzeba się umawiać bo facet piecze jagnięta na bieżąco, a to jednak kilkugodzinny proces. Wszystko tam mają domowego chowu, baraninę, oliwki, ser, chleb i oliwę. Brat właściciela ma w górach gospodarstwo. Żarcie świetne! Oliwę sobie kupiłam do domu (1 litr 4 E), to jest ta świetna oliwa, gęsta, którą można jeść z chlebem. Polecam. A rachunek w knajce? Też w normie, za takie super żarcie na 3 osoby 29 E. Tylko uważać należy z winem, też mają dobre bardzo i domowe, ale dość drogie. Ludzie bardzo mili i godni polecenia.
A odwiedziłyśmy też z koleżanką miejscowy rynek, w celu uprzyjemnienia sobie śniadań. Na rynku bez rewelacji, oliwa importowana z Albanii, w tej samej cenie co w opisanej wyżej knajpce, ale gorsza. Oliwki, które miał jeden przekupień nie były dobre. Natomiast smaczne były sery. Mniej więcej 3 E za 1 kg. Drogie warzywa i owoce, co nas zaskoczyło. W ogóle to na rynek wybierałyśmy się dwa razy :) Najpierw szłyśmy bardzo długo i bezowocnie, ale ja dopiero po godzinie zaskoczyłam, że "prawo" to prosto, a nie "w prawo". W końcu jednak dotarłyśmy. To w zasadzie o knajpkach w Ulcinju i żywieniu tam, wszystko. Śniadania robiliśmy sobie sami, czasem coś przegryzaliśmy w ciągu dnia, a na główny posiłek chodziliśmy do Bazaru i do Zwezdana na tą jagnięcinkę. W ogóle bardzo nam smakowało i strasznie dużo żeśmy jedli, żeby nie powiedzieć "żarlli". Ale i ruchu było sporo więc efektów poszerzających nie ma, a co się objadłam to moje. Bo nie mówiłam, ale ja bardzo lubię jeść i popijać czymś dobrym, a miejscowe trunki się do tego nadają, mniam :)
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 16.05.2007 13:59

Naprawdę z przyjemnością się czyta :D:D:D
caal
Croentuzjasta
Posty: 432
Dołączył(a): 22.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) caal » 16.05.2007 14:32

No i co tu jeszcze dodać? Okolice, Św. Stefan, Stary Bar i Albania, ale to na osobną opowiastkę Albania).
Niestety nie wystarczyło czasu na monastyr Ostrog i Kotor, oraz klasztory na jeziorze Szkoderskim, ale nadrobię. Byliśmy zmęczeni więc miało być na luzie, to i było. Co do Starego Baru to jest kapitalnym miejscem i ruiny miasta i jego otoczenie.
To widok murów obronnych Starego Baru
Obrazek
Faktycznie oznakowanie drogi nie jest najlepsze, miasto widać na wzgórzu jak na dłoni, ale drogę można poplątać i poplątałam. Jechałam i jechałam, aż droga się w zasadzie skończyła. Ale za to trafiliśmy w piękne miejsce, taki wąwóz, w dole którego jest miejski wodociąg ze strażnikiem. Strażnik pokazał nam ruiny tłoczni oliwy, której mechanizm działał na wodę, niby nic pecjalnie ciekawego, ale urocze. W góry nie próbowaliśmy chodzić, bo nie byliśmy przygotowani na takie wyprawy, no i czasu było stanowczo za mało. W końcu trafiliśmy do Starego Baru. Miejsce jest piękne, pod murami starego miasta są urocze uliczki wioski, czy też małego miasteczka. Tu jest zupełnie inaczej, jakoś tak bardziej autentycznie. No i w knajpkach dają prawdziwą parzoną po turecku kawę z kardamonem, pycha. Podjazd jest dość stromy, uliczki w sumie na jeden samochód, w pewnym miejscu zrezygnowałam i zaparkowałam, bo nie miałam pojęcia co mnie czeka za zakrętem. I dobrze zrobiłam bo za zakrętem 50 m juz było wejście. Stary Bar to piękne i kiedyś kwitnące miasto, cała masa zabytków od wczesnego średniowiecza (Bizantyńczycy, państwo Zeta i Czarnogórcy) po czasy tureckiej okupacji, ale korzenie osadnictwa znacznie starsze bo już w neolicie mieszkali tu ludzie. Miasto zostało zniszczone i opuszczone w XIX w, kiedy odbijano je z rąk Turków. Łaziliśmy i łaziliśmy i nie mogliśmy się nacieszyć tym miejscem. A turystów prawie nie było, więc nikt nam specjalnie nie przeszkadzał.
W dawnej łaźni tureckiej spotkaliśmy skorpiona, siedział sobie na ścianie
Obrazek
a kawałek dalej leżał sobie w trawie "glawar", tak go nazywali miejscowi, podobno nie jest groźny, ale pożyteczny bo zjada żmije (?)
Obrazek
Jeszcze raz polecam Stary Bar i miasteczko pod jego murami, tradycyjnie ubrane kobiety z osiołkami, senne kafejki i świetny, autentyczny nastrój, żadne turystyczne klimaty. Nie wiem jak w sezonie, ale przed było super.
Świętego Stefana załatwię kótko, jest pocztówkowo piękny, korzenie ma średniowieczne (XV w), ale to jeden kompleks hotelowy, więc nastroje zupełnie inne chociaż miejsce urocze, ale takie "wypicowane" i niestety straciło na autemntyczności. Chociaż pomysł na hotel doskonały. Nie mam jej jeszcze w atlasie, ale obecnie można sobie znacznie skrócić drogę do Virpazaru, jest nowa droga, o której mówili mi miejscowi, biegnie częściowo tunelem pod pasmem górskim. Nie bardzo pamiętam w którym miejscu się na nią wjeżdża (jakoś niedaleko Baru) więc nie chcę nikogo wprowadzać w błąd. Ale gdbyby ktoś się wybierał to warto popytać. Ja już nie zdążyłam :twisted: O teraz to już zrobię przerwę, poczytam sobie Wasze opowieści, a do mojej wrócę chyba jutro :papa:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 16.05.2007 14:43

Dzięki dzięki dzięki :D Napracowałaś się dzisiaj
Piwo Ci się należy :D Obrazek

:papa:
Jacunio
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1645
Dołączył(a): 13.03.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jacunio » 16.05.2007 14:44

caal napisał(a):a kawałek dalej leżał sobie w trawie "glawar", tak go nazywali miejscowi, podobno nie jest groźny, ale pożyteczny bo zjada żmije (?)
Obrazek



To chyba zwykły padalec?...

PozdraV
J.
caal
Croentuzjasta
Posty: 432
Dołączył(a): 22.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) caal » 16.05.2007 15:11

też mi wyglądał padalcowato, ale był znacznie większy, niestety brak skali żeby porównać. W każdym razie w stosunku do przeciętnego polskiego padalca to był olbrzym.
A co do napracowania się to i owszem :) Ale dzisiaj piwa nie będzie, będzie winko i rakija bo przyjdą znajomi posłuchAĆ :)
caal
Croentuzjasta
Posty: 432
Dołączył(a): 22.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) caal » 17.05.2007 12:09

Bardzo chcielismy zwiedzić monastyr Ostrog oraz zobaczyć klasztory na jeziorze Szkoderskim, ale niestety dwukrotna przymiarka spełzła na niczym. Jednej nocy szalała burza (szczęśliwie od rana świeciło słońce) i to solidna, ostrzegano nas żeby nie jechać w góry bo droga może być niebezpieczna. Zresztą przez cały czas pobytu w Ulcinj coś się kotłowało w powietrzu, nad górami, ale jednak. Poszliśmy więc na spacer wzdłuż brzegu, w kierunku zatoki Valdanos, niestety droga w pewnym momencie się kończy i zaczynają się drogi prywatne, dojazdy do różnych rezydencji. Pewnie można to jakoś obejść szczytami wzgórz, ale przyznam się, że w tym upale, który się zrobił po burzy, wcale nam się nie chciało wspinać. Widzieliśmy willę Nowych Rosjan o wdzięcznej nazwie "Anastazja", ale jeszcze pustą, wyraźnie trwały przygotowania do otwarcia. W ogóle (porównując relację Fiolka i jej męża) nie spotkaliśmy żadnych Rosjan, no i po rosyjsku akurat nie udało mi się z nikim porozmawiać. Powłóczyliśmy się tego dnia, odwiedziliśmy kilka uroczych maleńkich kamienistych plaż - zejścia są strome i wyglądają podobnie do tych w relacji Leszka. Niestety im dalej od Ulcinja, tym brudniej. Obawiam się, że (sądząc po zapachu) kanalizacja z wielu domów spływa wprost do morza. No i niestety sporo dzikich wysypisk śmieci, czyli dokładnie tak jak w Polsce.
Tak piszę i różne refleksje mnie nachodzą, więc uroczyście ogłaszam, że jeśli wrócę do Ulcinja, a bardzo bym chciała, to odwiedzę Bimo. Tylko, że poprzestanę na jakimś skromniejszym menu :) Sami przyznacie, że chyba na to zasługuje. Nawet jeśli jest troszkę mafiosem, to miłym. A że daliśmy się nabić w butelkę, to w końcu nasza wina, nikt nas nie zmuszał, a człowiek zarabia na chleb i trzeba mu przyznać, czyni to z wdziękiem :)
W ogóle spotkaliśmy się z życzliwością, nikt nam oczywiście nie rozścielał czerwonych chodników i nie dziękował na kolanach za przybycie, ale było miło, a nastrój "ulicy" przyjazny i taki "na luzie". Poza krajobrazami, zabytkami to jest chyba tam właśnie najfajniejsze. To koniec refleksji, teraz będzie o Albanii. Tak nieśmiało myśleliśmy przed wyjazdem, że skoro będziemy tak blisko, to może się uda? Po spotkaniu z Bimo już byliśmy przekonani, że się uda (no sami widzicie ile mu zawdzięczamy), przepytaliśmy naszych gospodarzy, Albańczyków, co o tym myślą i też nas zachęcali. Ostrzegając jednocześnie, że gdyby nas złapała noc to lepiej przenocować w Albanii, bo niebezpiecznie jest tam jeździć po zmierzchu. W naszej ulubionej knajpce BAZAR spotkaliśmy bardzo sympatyczne małżeństwo z Krakowa, też nas gorąco zachęcali bo poprzedniego dnia zrobili sobie podobną wycieczkę. Tak więc decyzja zapadła :) Mnie najbardziej podniecało Durres, a zwłaszcza jego twierdza. Niestety, to było zbyt daleko na jednodniową wycieczkę, stanęło na Skoder, też sławny gród. Do granicy niedaleko, droga niezła, z Ulcinja około pół godziny jazdy. Na przejściu granicznym troszkę trwało bo nikt z nas albańskiego nie zna. Najwięcej problemów sprawił dowód rejestracyjny samochodu. No bo jak wytłumaczyć, że to co celnik pokazuje nerwowo wykrzykując "motor" to numer nadwozia? No to zaczęłam wykrzykiwać "karoseria". Nie wiem czy zrozumiał, ale wypisał duży urzędowy kwit i pojechaliśmy dalej. Żadnych opłat. Droga za granicą dobra, wzdłuż drogi oczywiście bunkry. Miłe i czyste wioski, w pierwszej przydrożnej kafejce zatrzymaliśmy się na kawę. Poza tym włączył mi się roaming, który w Czarnogórze nie działał, więc bardzo chciałam zadzwonić do rodziców i pochwalić się, że jestem w Albanii. Kawę zaserwowano nam świetna, prawdziwą, parzoną, bez zarzutu. Miły starszy pan mówił świetnie po francusku co było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Bo mój angielski jest bardzo prymitywny i ubogi, dogadam się, ale raczej na zasadzie "moja, twoja", jestem francuskojęzyczna. I oto w Albanii spotkałam sporo ludzi mówiących po francusku właśnie. Co natychmiast jeszcze pozytywniej nastawiło mnie do tego miejsca. Najpopularniejszy jest włoski, ale tego akurat, żadne z nas "nie posiada". Pokrzepieni ruszyliśmy dalej. Do Skoder jest blisko, kilkanaście km od granicy, a droga zaskakująco dobra. Ochrona środowiska jeszcze zupełnie w polu, niektóre ze strumieni całkowicie wypełnione śmieciami, pewnie jak przyjdą deszcze w górach to koryta się w naturalny sposób oczyszczą. Najpierw widać twierdzę, jej najstarze partie to jeszcze Ilirowie :) Miejscowi mówią też o niej Rozafa, to od imienia młodej kobiety, która przy wznoszeniu murów pozwoliła się w nich zamurować żywcem, bo przepowiednia głosiła, że jeśli złoży taką dobrowolną ofiarę, to żaden wróg nie będzie miał tu przystępu, a mury pozostaną niezdobyte. Położona na wzgórzu, w widłach dwóch rzek, króluje nad przeprawą i naprawdę robi wrażenie. A rzeki mają bajkowe szmaragdowo turkusowe kolory, pięknie. Zieleń jeszcze nie zmęczona upałem, jakby ktoś to namalował to byłby kicz nad kicze. Dwa zdjęcia, ale niezbyt udane, muszę poszukać tych ładniejszych
Obrazek
Obrazek
Pojechaliśmy dalej i tuż przed mostem na rzece zaczęły się lekkie schody. Przy wjeździe na most jest skupisko wyjątkowo nędznych domków, skleconych byle jak, slumsy. Dzieci bardzo enegicznie domagają się czegokolwiek, poczęstowany cukierkiem chłopczyk wyrwał mi pudełko z ręki i uciekł, żeby w bezpiecznym miejscu zjeść natychmiast całą jego zawartość. Ten poczęstunek to był oczywiście błąd, bo natychmiast opadła nas chmara jemu podobnych biednych dzieci. Musiałam zamknąć auto bo usiłowaly otwierać nam drzwi. Pomyślałam, że możnaby zrobić zdjęcie, ale jakoś nie mogłam się na to zdobyć i dałam spokój. To nie ZOO, tylko straszliwa nędza i jakoś nie miałam sumienia :( Sam most jest sporym przeżyciem, drewniany, a rzeka szeroka, ale mimo ruszających się belek, przejechaliśmy (czy ktoś pamięta stary drewniany most przez Wisłę w Wyszogrodzie? Ostatnio zresztą jadąc z Łodzi do Rzeszowa przebyłam przez podobną konstrukcję). No i za mostem się zaczęło. Droga biegnie wśród bardzo zrujnowanych i nędznych blokowisk. A określenie droga to spore nadużycie. Nie wiem naprawdę czy to jest remont drogi, czy taka już jej uroda. Asfaltu nie stwierdziłam, wygląda to tak jakby wyryto korytarz pod ułożenie nawierzchni, ale żadnych przygotowań do czynności nie widziałam. Za rondem, na którym nic nie stanowi - duży może więcej, a bezczelniejszy szybciej, żadne ogólno przyjete zasady ruchu drogowego nie mają zastosowania - zaczynają się partie asfaltu. Ale uwaga, środkiem biegnie rząd wyrąbanych dziur, które rozumiem spełniają funkcję studzienek kanalizacyjnych. Nie są niczym zabezpieczone, tzn owszem czasem są wokól nich ułożone opony, czasem jakieś gałęzie, albo słoma, żeby było widać. No jakoś widać, natomiast nie widać w nich dna, więc nie ukrywam troszkę mnie one peszyły. Szczęśliwie nie jestem bardzo nisko zawieszona, więc jakoś te zasadzki różne pokonałam. No i pierwszy raz w życiu dostałam oficjalną zgodę na przejechanie rowerzysty, cholera nie skorzystałam, a rowerzystów nie lubię, zwłaszcza tych na polskich drogach. Skręciłam w złą stronę, bo oznakowań nie ma żadnych, więc zaczęłam się wycofywać. Zawracanie na albańskiej ulicy to też duże przeżycie, przed rozpędzoną ciężarówką musiałam uciekać na chodnik, jakoś nikogo to nie zdziwiło. Zawróciłam i stoję na podporządkowanej ulicy i mam świadomość, że będę stała długo, bo moje dość zrywne autko na tych wybojach nie powalczy, a poza tym poprostu się boję wjechać na skrzyżowanie. Ale od czego jest policja? Bardzo miły funkcjonariusz wstrzymał cały ruch i pokazał żebym jechała, przed maską przejeżdżał mi właśnie rowerzysta i bardzo mnie pan policjant poganiał i był niezadowolony, że nie ruszyłam natychmiast, a los tego nieszczęśnika wcale go nie obchodził :) I tak dotarliśmy do centrum, paręrazy się spociłam, prawie mi się włos zjeżył, ale znalazłam parking strzeżony pod dużym hotelem i bankiem, za 1 E na cały dzień. I poszliśmy w miasto. W sumie mieliśmy wybór - twierdza, albo miasto. Wybraliśmy to drugie, żeby jednak zobaczyć cokolwiek ze współczesnej Albanii. Bo wstyd przyznać, ale prawie nic o tym kraju nie wiemy (przynajmniej ja). W mojej świadomości był to kraj zamknięty i dziwnie tajemniczy, kojarzył mi się z Enwerem Hodżą i burzonymi zabytkami, emigrantami do Włoch i czymś na kształt vendetty tylko do sześcianu. Żałuję twierdzy, ale to był dobry wybór. Chodziliśmy po tym mieście i okazało się, że ma bardzo ładne miejsca. Sporo budynków jest remontowanych, niektóre uliczki zaczynają wyglądać naprawdę uroczo. Jest tanio z naszego punktu widzenia, taniej niż w CG. Wymieniliśmy w sumie 30 E na leki. Piliśmy piwo, kawę, zjedliśmy obiad, kupiliśmy pocztówki, w księgarni kupiłam dwie książeczki o Skoder, wystarczyło i jeszcze zostało, więc dokupiliśmy jakieś bzdurki. Knajpki w większości są czyste, toalety też, można skorzystać bez obaw. Dziwna sprawa jest z piwem, zaserwowaliśmy sobie albańskie, dobrze się piło, ale po mieliśmy jakieś dziwne sensacje. Zauważyłam, że termin przydatności do spożycia to rok 2009, więc składa się ono z czegoś jeszcze poza podstawowymi składnikami, nie polecam. Kontrasty są ogromne, piękne, luksusowe samochody i stare ledwo jeżdżące prawie wraki. Ludzie bardzo bogaci i bardzo biedni. To samo jeśli chodzi o budynki, niektóre piękne, inne się sypią. Ale generalnie poza tymi nieszczęsnymi nawierzchniami ulic (gdzie niegdzie w centrum nawierzchnia to ubita gliniasta ziemia) miasto ładne, z szansą na coraz ładniejsze. Myślę, że za kilka lat mają szansę dobić do innych krajów, czego im szczerze życzę. Wszędzie spotykaliśmy się z życzliwością, a jeśli z zainteresowaniem to również życzliwym. Od księgarza, który studiował we Francji (specjalność - uprawa winorośli) dowiedziałam się, że w Skoder mieszkają dwie Polki, przywiezione tu przez studiujących kiedyś w Polsce mężów. Obiad nie był trafiony, poszliśmy do czegoś przypominającego włoską knajpkę, takich tam w centrum najwięcej, no cóż nie wiedziałam, że lasagne to zupa :o Ale dało się zjeść. Nie zaryzykowaliśmy w typowych miejscowych knajpkach, bo uliczki były dość brudne, może to był błąd? Podsumowując, bardzo nas ten kraj zainteresował, postanowiliśmy tam pojechać w przyszłym roku. Ludzie są mili i życzliwi, krajobrazy piękne, zabytki ciekawe i to bardzo. Tylko jazda samochodem jest stresem i wyzwaniem, zwłaszcza w mieście, poza miastem jest lepiej. No ale co ja się będę wymądrzać, "mój" kawałek Albanii był niewielki. W powrotnej drodze, na granicy, zapłaciłam 2 E oddając kwit za samochód. Celnik czarnogórski był z Ulcinja i znaliśmy się z widzenia (w końcu wieczorem wszyscy się spotykali na uliczce z kafejkami), więc zrobiło się bardzo swojsko. Generalnie polecam gorąco wizytę w Albanii. A kartki z Albanii, doszły znacznie szybciej, niż wysyłane wcześniej z Dubrownika, ot ciekawostka.
Jeszcze kilka fotek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 17.05.2007 14:31

No no :D proszę ja Ciebie ładna wyprawa :D. Przeczytałem to jednym tchem :D.

:papa:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ceny, usługi, przepisy, porady różne

cron
Wczoraj wróciłam:( - strona 5
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone