Jak już wiecie, rano wita nas to:
Zastanawiamy się tylko przez chwilę, czy jechać do Imotski. Może tam pogoda będzie lepsza?
Pakujemy plecak i ruszamy, po drodze jest już lepiej
Jesteśmy na miejscu. Kierujemy się w stronę Modro Jezero. Zostawiamy auto na parkingu przy punkcie widokowym i ruszamy
Na początku drogi podchodzi do nas facet i pobiera opłatę za wejście 20kun/os. Wiem o tym, że raz jest, raz go nie ma, więc zależy jak traficie. My akurat się na niego natknęliśmy, natomiast jak wracaliśmy trasa była pusta i nikt nie płacił
Pogoda jest idealna na zwiedzanie, 25 stopni, słonko za chmurami
maszerujemy zadowoleni
Ostatni fragment trasy trzeba pokonać schodząc górskim zboczem, jest stromo i niebezpiecznie, pamiętajcie o dobrych butach (widzieliśmy ludzi w klapkach, japonkach, a nawet państwa z yorkiem na smyczy
)
Na dole jest kilkoro ludzi, ktoś się kąpał – mieliśmy ze sobą stroje, ale nie było ochoty na kąpiel
pewnie byśmy wskoczyli, gdyby było upalnie
Modro Jezero przypomina mi trochę nasze Morskie Oko
Robimy fotę "z kija"
I wracamy na parking. Podejście do góry nie jest już takie przyjemne, poza tym robi się coraz cieplej i słonko zaczyna wychodzić zza chmur. Dajemy czadu i pokonujemy trasę w 25 minut, dobrze, że wzięliśmy tyle wody
Teraz jedziemy nad Crveno Jezero. Okolica przypomina nasze krajobrazy
Tutaj już samo jezioro, pionowa ściana robi wrażenie
Staramy się wejść trasą wyżej, jednak wcześniej padał deszcz, a podłoże to glina. Wszyscy się ślizgali, nie było barierek, zrobiło się niebezpiecznie. Ostatni rzut oka na jezioro
Tymczasem A. decyduje, że godzina jest młoda, więc nie wracamy do Podgory, tylko jedziemy jeszcze w jedno miejsce