Wakacyjna podróż w znane i nieznane 2023
Zachodnie Bałkany
Rafting na Cetinie
Wstajemy wczesnym rankiem. Wychodzę na balkon, chcę nacieszyć się widokiem więc wykorzystuję każdy moment. Okolica jeszcze się nie obudziła.
Na drodze też spokój. W czasie gdy piliśmy kawę, przejechał może jeden samochód.
Ciszę poranka przerywa plusk. Jakiś amator porannej kąpieli wskoczył do wody . Pewnie wykorzystuje fakt, że ma zatokę tylko dla siebie. Zanim pstryknęłam fotkę, już zniknął z pola widzenia.
Pakuję do plecaka wodę, okulary, aparat, buciki do wody, coś na przebranie, ręcznik, telefon, batonika, kabanosy… myślę co jeszcze, aha filtr by się przydał i nieprzemakalny worek na śmieci.
Mąż przekłada dokumenty i pieniądze , wskakujemy do samochodu i jedziemy na punkt zbiórki czyli parking . Bierzemy za 1 euro bilecik z parkometru, na który możemy stać cały dzień.
Przesiadamy się do busa, razem z nami wsiada jeszcze kilka osób. Sami Polacy . Po drodze zatrzymujemy się w dwóch miejscach i zabieramy kolejnych amatorów aktywnego wypoczynku .
Rafting Cetiną, to nasza dzisiejsza atrakcja.
Zamówiłam ją u Josipa, z polecenia Amatusa1 (dziękuję )
Jedziemy 30 może 40 minut. Na miejscu czekają na nas osoby odpowiedzialne za spływ. Dostajemy kamizelki, kaski i przechodzimy krótkie szkolenie. Plecaki mamy zostawić w busie, możemy zabrać tylko wodę. W razie wywrotki nie stracimy dobytku.
- A aparat?
- Tez zostawiamy w samochodzie. Telefony też.
Chyba, że ktoś bardzo musi wziąć to można w zakręcany baniaczek włożyć i przypiąć do linki na pontonie.
- A zdjęcia?
- Zdjęcia będą.
Wszyscy zastosowali się do wskazówek… oprócz mnie .
Zabrałam telefon i zamknęłam go w banieczce.
Zostajemy podzieleni na grupy i dostajemy w gratisie sternika, a może kapitana .
W naszej grupie jest 7 osób. Wszyscy nasi znajomi z busa.
Towarzystwo fajne, a humory dopisują . Sternik rozsadza ekipę wg wagi, siły czy czegoś tam jeszcze. Na przodzie mój mąż z innym silnym mężczyzną , potem reszta towarzystwa, a na końcu ja bez pary . Jak piąte koło u wozu (albo siódme).
W ostaniem momencie proszę o oddanie mi telefonu i chowam go w bezpiecznym miejscu pod koszulką .
Powiem tak. Zdjęć nikt nam nie robił, jedyne jakie mamy, to te moje. Ale jak to na raftingu, telefon mogłam wyjąć tylko wtedy, gdy woda była spokojna i nie musiałam wiosłować lub wykonywać innych poleceń typu „bomba!", więc z najfajniejszych momentów zdjęć nie ma. Oglądając te co są można by pomyśleć, że było pięknie, ale nudno. Nie, nie, nie …. Były i momenty groźne .
Np. gdy wpłynęliśmy w gałęzie. I pomimo, że schyliłam się i schowałam głowę, to jedna z impetem wylądowała na mojej twarzy, a druga na ramieniu. Trochę mi to zdarzenie zepsuło humor, przynajmniej dopóki nie przestało boleć, a w mieszkaniu jak zobaczyłam się w lustrze, to wyglądałam jak po rękoczynach, a tu początek wakacji .
Na szczęście lodowe okłady, witamina a, korektor i podkład dały radę .
Zatem płyniemy! Początek spokojny, uczymy się współpracy i wykonywania komend. Grunt to synchronizacja .
Mniej więcej po godzinie mamy pierwszy przystanek. Jest to miejsce, gdzie woda jest płytka i spokojna. Kto chce może popływać. Po takim obfitującym w emocje początku korzystam z zimnej kąpieli. Woda cudownie chłodzi i jest czyściutka.
Po odpoczynku , płyniemy dalej. Czekają nas różne niespodzianki. Mocniejszy nurt, zwężenia, konary…W końcu dopływamy do miejsca, gdzie musimy wysiąść bo pewien fragment trasy sternicy pokonują samodzielnie. My przechodzimy lądem.
W tym czasie nasz kapitan odpływa.
Po drodze słyszymy spływającą z gór wodę. Woda ta nadaje się do picia, w oznaczonym miejscu uzupełniamy butelki. Mam ochotę na małą przekąskę, ale została w plecaku .
Jesteśmy na miejscu. Czekamy. Trochę się zakorkowało.
Na tym zdjęciu nasz sternik już prawie pokonał przeszkodę .
Wsiadamy do pontonu i odpływamy jako jedni z ostatnich .
Podpływamy pod ścianę, ta woda również nadaje się do picia, a na dodatek jest lodowata. Przyjemnie chłodzą rozpryskujące się kropelki.
Płyniemy dalej
Widoki są coraz ładniejsze
W jednym miejscu rzeka jest tak wąska, że na okrzyk „bomba” mamy podnieść wiosła do góry i zrobić przysiad wewnątrz pontonu.
Na tym zdjęciu z internetu widać jak to wygląda.
Ostatni przystanek to miejsce , gdzie odważni mogą sobie poskakać do wody.
Chęci u dziewczyny były, próbowała, ale się cofnęła i teraz jej smutno.
Inna natomiast skoczyła bez wahania .
W naszej drużynie też chętny się znalazł. Najmłodszy, więc ma fantazję i oczywiście umiejętności. Rodzice twierdzili, że świetnie pływa. Mieli rację
Przed nami ostatni etap.
Podobno (wg sternika) z tej wysokiej góry Winnetou skoczył w ostatnim odcinku serialu. Nie znalazłam nigdzie informacji, która by potwierdziła, że miało to miejsce tutaj. Wszędzie piszą o kanionie rzeki Zrmanja .
I to już praktycznie koniec spływu. Mamy czas na przebranie, busem podjeżdżamy do miejsca skąd zaczynaliśmy zabawę, zabieramy swoje rzeczy i wracamy do miasta. Każdy został odwieziony do miejsca, w którym wsiadał.
Tak więc organizacyjnie wszystko ok.
Czy popłynęłabym jeszcze raz? Tak, na 100%.
Co bym poprawiła? Organizatorzy powinni rozwiązać sprawę zdjęć, jeżeli każą zostawić aparaty. Nie wiem, kto zawalił czy nasza drużyna i zbyt słaba synchronizacja, czy sternik, ale powinniśmy uniknąć tego bliskiego spotkania z gałęziami. To było dla mnie trochę przerażające .