Aby nie przedłużać:)
Nastał sierpień 2012, zakupy zrobione – pulpety Pudliszek ( sprawdzimy na miejscu czy stać nas na knajpy), jakaś mielonka, masa balsamów do opalania, po opalaniu, w trakcie opalania itd. Oczywiście obowiązkowo buty, maski, płetwy, parasol, karimaty, ręczniki, ubrania itd. Mamy duży samochód, volvo 850 kombi, ale przez chwilę myślałam, że jednak wszystko nie wejdzie, że jedziemy chyba na dwa miesiące, tyle było tych toreb. Udało się. Klapa od bagażnika zamknięta. Rodzina w komplecie na pokładzie, dowody osobiste w torbie, euro, ubezpieczenie, mapy, gps, płyty na drogę….znowu obłędna wyliczanka, jak jacyś uchodźcy tyle tego. Wybiła godzina 16,00 – wyjechaliśmy z Łodzi. Trasa – Bielsko – biała, Żilina, Bratysława, Road 86, objazd w Słowenii płatnej drogi przez Lendavę i dalej Varażdin, Zagrzeb, do Zadaru autostradą. Potem się pomyśli.
Poszły konie po betonie. Nastroje okej, banany na twarzach, chłopaki snują plany co to złowią w morzu i kto pierwszy pływa z płetwami ( niestety tylko jedne kupione). Mąż obiecał jechać zgodnie z przepisami, ale jakoś tak mu się depnęło, że za Częstochową złapali nas chłopcy radarowcy. Masz babo placek pomyślałam, nieźle się zaczyna, a przed nami jeszcze pół Europy. Policja okazała się wyrozumiała mimo znacznego przekroczenia prędkości, gdy usłyszeli ile jeszcze mamy do przejechania, życzyli szerokiej drogi i puścili po pouczeniu tylko. 8 punktów nam groziło uffffff.
W Bielsku białej zatrzymaliśmy się na nieśmiertelnego McDonalda i już po ciemku ruszyliśmy dalej. Zgodnie z przepisami, jak na znaku 50 to my 50. Po co kusić los

. Bratysława piękna w nocy, oświetlone zameczki na zboczach gór, brak strażników na granicy i jesteśmy na Węgrzech. Droga super, żadnej zwierzyny wyskakującej pod koła, ach te nazwy miejscowości. Zrobiliśmy dzieciom konkurs. Kto szybciej przeczyta nazwę i trzy razy ją powtórzy

śmiechu było co niemiara. Miejscowość Bo ( o z dwoma kropeczkami) wygrała

Mąż nie chciał aby go zmienić za kierownicą, ale gdy o 4 rano zaczęło go nosić po jezdni zarządził postój i drzemkę…Na Węgrzech nie uświadczysz parkingu. Zatrzymaliśmy się na jakiejś stacyjce benzynowej i pół siedząc pół leżąc drzemaliśmy przez dwie godzinki, Dwie zbawienne godzinki, człowiek budzi się jak młody bóg, szybka kawa z termosu i w drogę, a za 500 metrów przejście graniczne. No nie

jakbyśmy wiedzieli, że to tak blisko to byśmy przejechali dalej, do większej cywilizacji niż ta węgierska, Objazd płatnej drogi świetny, oczywiście ściągnięty z forum, i Chorwacjo witaj.
CDN