Nasza tegoroczna wyprawa do Chorwacji bardzo różniła się od tej pierwszej, z 2009 roku. Przede wszystkim tym, że pomysł ubiegłorocznego wyjazdu był bardzo spontaniczny, powstał w maju, a już na początku lipca stąpaliśmy uszczęśliwieni po chorwackiej ziemi.
Zakochani w tym kraju i nim zauroczeni, wakacje 2010 w CRO planowaliśmy już od pierwszych chwil powrotu z naszego odnalezionego Raju na Ziemi - relacja tutaj
Ale plany - planami, a rzeczywistość czasami potrafi wywrócić życie do góry nogami.
Na początku maja zupełnie nieoczekiwanie wylądowałam w szpitalu. Kilka dni znęcania się nade mną lekarzy, wykonany zabieg i wyjście z perspektywą ponownego powrotu do tego przybytku w celu wywalenia czegoś tam ze mnie, co się nazbierało, a zdaniem medyków, wcale nie było potrzebne. Tak więc Chorwacja zeszła na dalszy plan...
Po wielu badaniach i wizytach u kilku lekarzy okazało się, że nie muszą mnie kroić już, natychmiast, a być może wcale nie będę musiała iść pod nóż
Tak więc marzenia o CRO znów odżyły...
W czasie mojego chorowania nasi synowie zaplanowali sobie jednak wakacje na swój sposób: starszy postanowił wyjechać z dziewczyną nad polskie morze, a młodszy łobuz - wybrał jakiś obóz.
W związku z tym liczba uczestników wakacji 2010 zmalała i szykowała się nam z mężem podróż znacznie późno poślubna ( po 22 latach wspólnego kroczenia przez życie) .
Wtedy znów pojawiły się komplikacje. Szef przesunął mi termin urlopu, a że właściwie było mi to na rękę, bo zaczęła chorować moja mama, więc zgodziłam się.
W pierwszym tygodniu czerwca mama (leczona wcześniej przez rok na reumatoidalne zapalenie stawów) trafiła do szpitala. Lekarze od początku nie pozostawiali żadnych złudzeń - to na pewno nowotwór, tylko trzeba znaleźć, gdzie.
Cztery lata temu przeżywałam to samo z ukochanym ojcem - w przeciągu 9 miesięcy zniszczył go paskudny rak - wiadomość o mamie zwaliła mnie z nóg.
Znowu lekarze, szpitale, kliniki, szukanie specjalistów i ratunku gdzie się da. W końcu trafiliśmy na wspaniałego profesora hematologii w Poznaniu. Ten po wykonaniu niezbędnych badań wykluczył to, co najgorsze...
(Przy okazji wielkie dzięki dla U-li i wszystkich, którzy w sąsiednim wątku na Cropli podawali mi namiary na specjalistów i podtrzymywali na duchu
Byłam tak psychicznie styrana, że nawet nie potrafiłam się cieszyć...a myśli o jakimkolwiek wyjeździe porzuciłam dawno i do nich nie wracałam.
O urlopie i należnym odpoczynku raz po raz przypominał jednak starszy syn, no i mój kochany mąż, który pomimo tych wszystkich zawirowań rodzinno - zdrowotnych, ani na chwilkę nie tracił nadziei, że w tym roku jednak odwiedzimy Chorwację.
Tak więc, jak już wszystko się w miarę unormowało i opiekę nad mamą na 2 tygodnie przejęła moja siostra, w dwa dni przygotowaliśmy się z mężem do kolejnego wyjazdu do CRO.
Wiedzieliśmy na pewno, że będzie to Riviera Makarska, i chyba, po raz kolejny, Baška Voda....