30, 31 lipca - deszczowe z Chorwacją rozstanie, smutne do domu powracanie
Ze ściśniętym gardłem piłam na tarasie ostatnią przed powrotem kawę, rzucając tęskne spojrzenia na Jadran i na Biokovo
Wycałowaliśmy się z naszą gospodynią, znieśliśmy bagaże i ......w drogę.
Planowaliśmy poświęcić jeszcze dzień na Plitvickie Jeziora, ale po przejechaniu 300 km pogoda tak diametralnie się zmieniła (jedynie13 stopni i lało i to jeszcze przed Sv. Rokiem), że już nie wchodziło to w grę.
Jednak z drugiej strony fajnie wyjeżdżać w taką pogodę, bo zawsze mniejszy żal....
Ciemność widzimy, ciemność
W tym momencie kompletnie nie dało się jechać, więc zjechaliśmy na bok, tak jak większość kierowców - czekaliśmy prawie 20 minut, aż ulewa ustanie
A potem jechaliśmy w takich mgielnych oparach
Oprócz tego deszczowo - burzowego pożegnania kolejnym minusem drogi powrotnej były korki do bramek i potem, przy granicy - no ale to też można zaliczyć jako jakieś nowe doświadczenie i nie wściekać się ,bo przecież to nic nie da.
Nocleg zaplanowaliśmy w Passau - tak jak w ubiegłym roku. Wtedy spaliśmy w rotelu Inn nad Dunajem i było całkiem znośnie, a teraz namierzyłam jakiś hotelik?, motelik? na przedmieściach i zrobiłam największą głupotę, jaką mogłam zrobić
Chyba zmęczenie dało się we znaki, albo szybko postępująca depresja pourlopowa, że rozum straciłam ,bo po obejrzeniu pokoju, który, delikatnie mówiąc, nie zachęcał do noclegu, zapłaciłam gospodyni bez dłuższego zastanawiania.
Noc spędziliśmy w niezbyt przyjemnym "apartamencie", w którym prawie oka nie zmrużyłam, bo wydawało mi się, że zaatakują mnie pająki, które czaiły się za oknem, a było ich chyba z pięć i to caaaałkiem sporych.
Tak więc mąż spał snem sprawiedliwego, a ja raz po raz, szczelnie przykryta kołdrą, wyściubiałam spod niej nos, obserwując, czy przez żadną szparę nie przecisnęły się przypadkiem te wstrętne spidery. I tak jakoś przetrwałam do świtu.
Około 7-mej ruszyliśmy do domku. Z nieba cały czas siąpił deszcz, a temperatura oscylowała w granicach 13 - 14 stopni. Niemcy przeskoczyliśmy w szybkim tempie, ale w okolicach Frankfuru nad Menem pobłądziliśmy trochę przez głupio oznakowany objazd.
W tym momencie uruchomiłam nawigację, która zdecydowanie nam w tej plątaninie pomogła i za czas jakiś wjechaliśmy na nasze wąskie, dziurawe, polskie drogi.
I to był już zdecydowanie koniec naszych tegorocznych wakacji....
Ponieważ kończyć relacji w tak burzowym nastroju wręcz nie wypada, zapraszam na spacer po BV w towarzystwie Olivera Dragojevica
A jakiś tam suplemencik jeszcze się pojawi - pracuję nad tym