Dzień 13 cd
Po wypłynięciu z Supetaru nastrój mam średni
Po wyjeździe z promu ruszamy na znany nam już płaty ( 7 kun za h ) parking przy markecie Tommy.
Najważniejsze teraz dla mnie to wejść na wierze katedry, na co nie wystarczyło czasu przy przeprawie na Brač. Czytając o tych strasznych schodach, nie chce narażać męża na nieprzyjemne wrażenia ( ma lęk wysokości, chodź już coraz mniejszy, przyzwyczaja się do różnych sytuacji
) i mieć na głowie młodych ganiających się po schodach.
Chłopaki zostają na lodach a ja wchodzę na górę.
I okazuje się, że schody nie są tak straszne jak sobie wyobrażałam i czytałam. Spokojnie mogliśmy wchodzić wszyscy, no ale kolejnym razem
Mijam dużo ludzi, ale widok na miasto jest piękny. Co chwilę, na każdym poziomie zatrzymuje się i podziwiam panoramę.
Po zejściu z wierzy schodzę do chłopaków schodami , po których wychodzi z katedry młoda para z księdzem , a kolejną pannę młodą zaczyna prowadzić po schodach ojciec. Ślub w takich okolicznościach robi wrażenie…
Gdybym miała teraz wychodzić za mąż myślę, że odbyło by się to w jakimś małym Bieszczadzkim kościółku, jednak w tak klimatycznym miejscu jak Stare Miasto w Splicie przy zachodzącym słońcu, nie przeszkadzały by mi tłumy gapiów, bo było w tym coś magicznego…
Zresztą całe miasto sprawia wrażenie świętującego… Pomimo, że to piątek, mijamy dziesiątki pięknie ubranych ludzi, co najmniej jakby szli na jakiś bal, a co kawałek w klimatycznych konobach odbywają się jakieś oficjalne spotkania towarzyskie...
Mimo tłumów, których nie cierpię, spacerowanie tam jest przyjemnością
Dopchaliśmy się do palca, znaczy wrócimy
Akurat na sesję przychodzi widziana para młodych, nie mogę się powstrzymać i robię im zdjęcie, jak wszyscy w koło
Wyglądają pięknie
Mamy wejść do podziemi (niestety już nie zdążymy tego zrobić
), ale głód zwycięża i ruszamy do polecanej restauracji Fife. Jest po 19, na zewnątrz nie ma szans na miejsce, konoba znajduje się w 2 różnych budynkach oddzielonych uliczką. Kelner prowadzi nas do ostatniej sali budynku, tego bez ogrodu i tam znajduje się miejsce. Sala nie jest przyjemna, ale jesteśmy głodni i postanawiamy zostać. Zaraz po nas kelner przyprowadza coraz to nowych gości. Po chwili powstaje zamieszanie bo do stolika 4 osobowego, przy którym siedzi już jakaś para, kelner chce dosadzić kolejną , co nie podoba się ani jednym ani drugim.
Rozumiem, że chcą mieć jak największy zysk, ale mało kulturalne jest takie dopychanie ludzi na siłę do obcych, byleby załatać każde miejsce.
Strasznie długo czekamy na złożenie zamówienia, nie pamiętam już dokładnie ale było to na pewno powyżej pół godziny, a nawet koło 40 minut. Parę razy już praktycznie decydujemy się wyjść, no ale jesteśmy głodni i mało czasu na szukanie kolejnego miejsca i ponowne czekanie :/ Po złożeniu zamówienia dania dość szybko znajdują się na stole, ja zmawiam po raz ostatni smażone kalmarki, mąż talerz grillowanych mięs ( karkówka, burger, kiełbaska, filet, ) którymi dzieli się z dzieciakami plus młodym dodatkowo frytki. Ogromne porcje i wszystko przepyszne oprócz karkówki, mięso żylaste i ciężko go zjeść.
Po kolacji, która zeszła półtorej godziny jest praktycznie całkiem ciemno, ruszamy na ostatni spacer. Mijamy 2 chłopaków grających pałeczkami na dużych wiadrach, żałuję, że nie nagrałam więcej ich występu, byli świetni i tak zgrani, że ciężko było uwierzyć.
Jeszcze na chwilkę zagłębiamy się w uliczki i po ciemku przy oświetlonych murach czuję się jeszcze bardziej magicznie
Ostatnie lody dla Aleksa, Kacper zażyczył sobie żelki, co zrobić, trzeba dziecku kupić. Obiecujemy, że kupimy w Tommym przy aucie. Jest już późno, około 21, wracamy do auta po drodze zatrzymując się jeszcze po magnesy. Mąż pyta czy na pewno mam wyliczone na parkomat ( płaci się przy wyjeździe ), i kupujemy 2 ostatnie magnesy.
Dochodzimy do auta, idę płacić i okazuje się, że coś mi się popierdzieliło i źle policzyłam… Do zapłacenia brakuje nam nie całej kuny
Szybkie przeszukanie auta, kieszeni, nie ma nic
No to trzeba wybrać kasę z bankomatu. Idziemy do najbliższego i wypłacamy najniższą możliwą kwotę 200 kun ( po zabójczym kursie chyba coś koło 0,63 )
Świetnie, w automacie można płacić największym nominałem 50
Idziemy do Tommego, Kacpi przypomina o żelkach a tu kolejne zdziwienie, w piątek pracują do 21, a ja z góry założyłam, że do 22
Już na mega wk..wie i bardzo zmęczeni musimy wrócić w stronę centrum i po 5 minutach udaje się znaleźć jakiś sklep monopolowy, są i żelki…
Trochę się na siebie fochamy, głównie mąż na moją głupotę, każdy też już jest zmęczony gorącem, bo przecież jak wyjeżdżamy to temperatura, która przez ostatnie dni była niska musi się podnieść
Chwilę po 22 żegnamy się ze Splitem i ruszamy do domu.
Po drodze na Słowacji po raz pierwszy udaje jechać się „prawidłową” drogą wzdłuż autostrady, co pozwala zaoszczędzić dużo czasu i podróż ze Splitu trwa 14 godzin.
Koniec.
PS. Oczywiście po powrocie do domu i otwarciu plecaka mąż wyciąga 20 kun