Obowiązki domowe i służbowe odciągnęły mnie od komputera. Ale kto rano wstaje, ten pisze na cro.pl
Do Omisa wyjeżdżamy jednak dość późno. Chyba przed południem zasiadamy tam na "poranną" kawę.
Całą drogę z Baski towarzyszą nam ciężkie chmury, ale dopiero jak parkujemy auto zaczyna kropić. Taki deszczyk nam nie straszny, więc śmiało możemy pochodzić po mieście i wejść do twierdzy. Tak nam się wydawało przez 5 minut. Pada coraz mocniej, więc szukamy lokalu z parasolami na zewnątrz (nie po to jechaliśmy do Chorwacji, żeby na kawkę zasiadać w lokalu wewnątrz
).
Kawa jest tak pyszna, że siedzimy chyba z 40 min
, a może dlatego że aż tak pada
Gdy deszcz trochę się zmniejsza, uciekamy szybko uliczką równoległą do głównej drogi i podziwiamy Omiską architekturę.
No to się nasiedzieliśmy w Omisu ... Pogoda nas przepędziła. Ale w Splicie na pewno będzie ładniej
Przed Splitem faktycznie przestaje padać. Na nawigacji ustawiłem centrum sądząc, że pamiętam drogę na parking nieopodal bazaru - przecież byłem tam 3 razy w zeszłym roku
Po jednej dużej rundzie po jednokierunkowych ulicach stwierdzam, że nie pamiętam. No nic, znajdzie się coś droższego przy porcie ... niestety brak miejsc. Na wjeździe wziąłem bilecik i oddałem za 30 sek wyjeżdżając
Znaleźliśmy jakiś z parkomatem. Taniej, ale trzeba mieć drobniaki. Przeszukaliśmy kieszenie i zebrało się te 7 kun. Deklaruję, że za godzinę zjawię się tu z drobniakami, żeby dopłacić
Nie wiedziałem, że to 20 min w jedną stronę do starego miasta
Zabytki Splitu (widziane z zewnątrz, bo nigdzie nie weszliśmy) bardzo się podobają starszej cześći naszej wyprawy. Młodsza jest już bardzo głodna i poszukuje lokalu, w którym w zeszłym roku jadaliśmy "szybkie posiłki". W międzyczasie wchodzimy do podziemi pałacu Dioklecjana.
To obecnie takie Krakowskie Sukiennice, ale nieco skromniejsze (jeśli ktoś by nie wiedział).
Lecimy dajej i znajdujemy uliczkę ze znanym z forum sklepem z żelkami (ktoś opisywał, że waga pokazuje 2 x więcej, niż towar faktycznie waży
)
Ale dla nas to znak, że niedługo dotrzemy do lokalu z jedzeniem.
Niestety mamusi nie przypadł do gustu.
No nic, szukamy dalej. W samym centrum ceny nie dla nas. Trzeba wrócić w stronę auta, bo czas parkingu mija i po drodze gdzieś zjeść. Siadamy niedaleko portu i zamawiamy to co wszędzie przyzwoite cenowo - pizzę. Ja znów zbieram drobniaki i biegnę dopłacić w parkomacie. Wracam - znów pada
, ale chociaż pizza już jest
Chyba niepotrzebnie dopłacałem, bo nikomu w deszczu nie chce się chodzic po mieście ... No nic, wracamy.
Pod wieczór jeszcze namawiam żonę i teścia na bieganie
do końca Baski i z powrotem. Oczywiście wiadomo, kto potrzebował najwięcej odpoczynków
. Na pewno z powodu braku Ożujsko we krwi, dlatego zaraz po powrocie zasiadamy do kolacji. A do chorwackich kolacji cherbata nie pasuje
Jak co wieczór sprawdzam pogodę na następny dzień. Wprawdzie ma być max 20 stopni, ale ... SŁOŃCE !!!!