Nasze poszukiwania noclegu doprowadziły nas do miasta Fier. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Tam w końcu znaleźliśmy nocleg. Hotelik nieduży, przy ulicy. Pokoje czyste. Minusy brak parkingu, cena - 30 euro bez śniadania i niestety trochę było czuć benzynę z generatora, z obsługą nie bardzo można się dogadać - z właścicielem można się dogadać po rosyjsku. Co do płacenia to nie można płacić kartą.
7 Sierpnia
Wstajemy i robimy jakieś śniadanko. Jest dobrze samochody pod hotelem stoją.
Nasze miejsce noclegowe ma swoje zalety. Najważniejszą jest położenie. W planach mamy dzisiaj przejazd za Vlorę i znalezienie kempingu. Po drodze jednak pojedziemy obejrzeć ruiny w Apollonii. Jesteśmy tak blisko, że grzechem byłoby nie zobaczyć. Pozostałości po starożytnym mieście z czasów greckich i rzymskich. Dawniej było to miasto portowe a teraz jest 5 km od morza. Drugi po Butrincie kompleks archeologiczny w Albanii.
Najpierw jednak musimy pokonać dzielące nas od Apollonii 9 km. Przjeżdżamy przez miasto. Widoki są dość kontrastowe. Nowe bloki, jakieś rudery. Ciasno, sporo samochodów. Przepisy raczej nie obowiązują. Na torach kolejowych bazary. Kury, kaczki i inny drób powiązane parami lub w klatkach. Handel odbywa się na torach.
Jedziemy dalej wąską drogą a tam tuż przy drodze mięsny a raczej rzeźnia. Wisi za nogi jakiś cielak, obdarty ze skóry przy samej drodze, kurzy się na niego, ale nikt tym się przejmuje. Ciekawe co na to miejscowy Sanepid.
Dość makabryczny widok i taki u nas niespotykany.
Apollonia
Dojeżdżamy do wykopalisk. I tu pierwsza taka wątpliwa sytuacja. Gość sprzedający bilety wyraźnie kombinuje. Nie chce nam sprzedać 2 biletów rodzinnych, które według opisów w kasie się nam należą, tylko chce żebyśmy zapłacili więcej. Nie bardzo można się dowiedzieć dlaczego on tak liczy chociaż cennik mówi inaczej. Dochodzi do tego, że mówi, że kupujemy tak jak on chce albo on nam biletów nie sprzeda.
No nie ma to jak otwartość na turystę, który przywozi pieniądze. No czegoś takiego to ja dawno na wyjazdach nie spotkałem. Przypomina mi się słowacka obsługa wyciągów. Normalnie gość mnie zdenerwował. On nam robi łaskę, że weźmie od nas pieniądze. Ponieważ nie mamy wyjścia, nie ma do kogo się odwołać, kupujemy bilety za 1000 leków, ale ile za kogo to tylko albański kasjer wie.
Idziemy oglądać ruiny. Na początek monaster XIII-XIV w. i cerkiew Matki Bożej z XIIIw. Już w V wieku była tu świątynia bo Apollonia była siedzibą biskupa.
A teraz taka zmyłka - bo to jest rekonstrukcja zrobiona z oryginalnych elementów - dom Agonothetów.