Jedziemy do Pakoštane
Miejsce pobytu w Chorwacji wybrane, trzeba dojechać do Pakoštane.
Wg Michelina z Nowego Sącza mamy do celu ok.1150 km, odległość możliwa do pokonania w jeden dzień, ale dojazd do Chorwacji (i powrót) zawsze odbywamy z noclegiem tranzytowym.
Sięgając pamięcią wstecz, to tylko pierwszy wyjazd do Cro na Istrię w 1997 roku był bez noclegu.
Wyjazd zaplanowałem w połowie tygodnia, a dokładny termin (zarówno wyjazdu jak i powrotu) uzależniony był od Pani Teresy Bodo zamieszkałej w Koroshegi na Węgrzech, gdzie wypada mniej więcej połowa mojej drogi do Cro.
W trakcie rozmowy telefonicznej okazało się, że P. Teresa dysponuje wolnym pokojem na nocleg tranzytowy z nocy 14 na 15 lipca , natomiast przy powrocie z Cro z nocy 28 na 29 lipca.
Tak więc 13 lipca po pracy nastąpiło pakowanie rzeczy do samochodu: walizka z ciuchami, sprzęt do nurkowania, sprzęt do opalania, wędka, trzy pudełka różnych produktów żywnościowych (śniadaniowo-obiadowych, w tym m.in. zawekowane mięsko i sokołowskie żeberka w kapuście), kilka piwek, dwie zgrzewki piwniczanki, lodówka samochodowa z prowiantem i piciem na drogę, trochę różnych innych drobiazgów ..... i tu małe zdziwienie, stosunkowo nie duży bagażnik "Ignacego" mógł tych rzeczy zabrać więcej.
a przy pierwszym jego wyjeździe w 2008 roku do Cro ze sprzętem turystycznym "pękał w szwach" i jeszcze tylne siedzenia były częściowo zajęte.
Następnego dnia o godzinie 8:00 (z GPS w głowie) znaną mi trasą przejazdu przez Słowację (Mniszek n/Popradem, Presov, Koszyce), Węgry (Miszkolc, Budapeszt) nastąpił wyjazd do Koroshegi.
Przy doskonałej pogodzie jechało się w środku tygodnia całkiem przyjemnie, ok. 13- tej dotarliśmy na przedmieścia Budapesztu .... i tu trochę zawiódł GPS (ops)
Chciałem przejechać Budapeszt przez centrum i tak się kierowałem znakami, ale za wcześnie na którymś skrzyżowaniu zamiast jechać dalej na centrum, zjechałem w kierunku na autostradę M7 ..... i znalazłem się na obwodnicy M0. Obwodnica ta mimo ukończenia jest jeszcze w częściowej rozbudowie, i to właśnie spowodowało, że pozwiedzałem Budapeszt klucząc jego ulicami.
Okazało się, że kilkaset metrów przed skrętem z M0 na M7 jest poszerzana jej prawa nitka i tablicę do skrętu zasłonił mi sznur tirów, pojechałem prosto i znalazłem się na drodze dojazdowej do autostrady M1 w kierunku na Gyor i Wiedeń.
Na pierwszym skręcie w prawo skierowałem się do centrum, wjechałem na most Elżbiety od strony Budy
czyli znalazłem się na drodze w kierunku na M3 (do Miszkolca), więc zaraz za mostem zawróciłem...... i znowu pobłądziłem, bo po remontach dróg w centrum na jezdniach brak jeszcze namalowanego oznaczenia poziomego, a znaki pionowe kierujące na M7 i Balaton tak małe, że trzeba bardzo wzrok wytężać, aby je dostrzec, tak więc znowu wyjechałem nie tam gdzie trzeba.
Po kolejnym nawrocie w stronę centrum wreszcie udało mi się wypatrzyć kierunek na upragnione M7 - pod tablicami kierującymi do Tesco i innych sklepów wielkopowierzchniowych (jednak do czegoś się przydają)
i po około godzinnym kluczeniu po Budapeszcie znalazłem się na prawidłowym kierunku jazdy.
Dalej już bez przygód dojechaliśmy autostradą M7 do wiaduktu Koroshegi,
gdzie na zjeździe nr 121 skręciliśmy się do miasteczka i pod dom Pani Teresy przyjechaliśmy około godziny 16 - tej.
Po wybraniu pokoju na nocleg (wszystkie tej nocy były wolne) zjedliśmy "suchy prowiant" popijając "gorącym kubkiem" i piwkiem, a ponieważ pora do spania była jeszcze wczesna, pogoda ładna, około 18-tej poszliśmy spacerkiem nad Balaton, do którego od Pani Teresy jest około dwóch kilometrów.
Balaton po raz kolejny nie zrobił na nas dobrego wrażenia, szczególnie jeśli chodzi o jego wodę.
Zdecydowanie ładniejsze od wody były łabędzie
i nawet kaczka prezentowała się okazale
Na Węgrzech spędzaliśmy wcześniej kilkakrotnie wakacje, ale nigdy nad Balatonem, zawsze na basenach termalnych: w latach 1990-1996 i w 1999 r. stacjonarnie po około dwa tygodnie oraz w latach 1997-1998 i 2000-2004 po dwa/trzy dni wracając z Chorwacji.
(w tym roku z sentymentu też zatrzymaliśmy się nad basenami - ale będzie o tym w opisie drogi powrotnej do domu)
Po spacerze nad Balatonem wróciliśmy do Pani Teresy, jej mąż poczęstował nas domowym winem, moja żona wypiła tylko kieliszek, ja kilka - ją pocięły komarzyce, mnie nie, widocznie za mało wina wypiła.
Porozmawialiśmy z miłymi gospodarzami na różne tematy, Pani Teresa zapowiedziała, że drodze powrotnej czeka na nas z zupą gulaszową i z taką miłą zapowiedzianą niespodzianką udaliśmy się na spoczynek
śniąc o Dalmacji
Rankiem 15 lipca pobudka o 6:00, szybkie śniadanko i wyruszyliśmy w dalszą drogę w stronę Chorwacji.
Przejazd minął już bez żadnych niespodzianek (tym razem "wyspany GPS" działał), trasa cały czas autostradą dobrze oznakowaną, nie sposób było zabłądzić.
Pogoda przez całą trasę utrzymywała się stabilna, słoneczna i bez deszczu, tak więc po dwóch krótkich postojach przy autostradzie, dojechaliśmy do cestariny w Benkovac i około godziny 13-tej byliśmy w Pakoštane, które przywitało nas błękitnym niebem, gorącym słońcem, przyjemnym i oczekiwanym graniem cykad.
Było więc sporo czasu na szukanie odpowiedniego apartamentu w dobrej cenie i w dobrej lokalizacji.
Ponieważ jak we wstępie napisałem, miasteczko było mam znane z wcześniejszych pobytów, postanowiliśmy szukać apartamentów w okolicy kempingu Kozarica, bo plaża tego kempingu jest naturalnie zacieniona i najbardziej odpowiada żonie (mnie też, bo lubię chłodne piwko w cieniu pić).
Rozpoczęliśmy więc poszukiwania apartamentu na ulicy Brune Bušica, przy której leży kamp Kozarica, a konkretnie w Apartman & Camp KARABA
Miejsce to było opisywane w relacji na forum, lecz wszystkie apartamenty były w nim zajęte, na pytanie o innym wolnym apartamencie gospodyni wykonała telefon, z rozmowy okazało się, że jest możliwe jego wynajęcie, ale na 10 nocy i jeśli chcemy, to gospodarz po nas przyjedzie.
Ponieważ potrzebowaliśmy spanie na 13 nocy, więc podziękowaliśmy i udaliśmy się na dalsze poszukiwania do sąsiednich domów, w kolejnym gospodarz apartament pokazał, ale od następnego dnia był już zarezerwowany, w sąsiednim domu apartament był wolny, gospodyni podała cenę 40 euro za noc, próba negocjacji ceny nic nie dała, żona wstępnie chciała go brać, ale powiedziałem jej, że cena jest wygórowana i szukamy tańszej.
W następnym dużym domu wolnych apartamentów nie było, ale jego gospodyni poprosiła iść za nią i zaprowadziła nas do sąsiadki, która powiedziała, że jest możliwość wynajęcia noclegu.
Na piętrze swojego domu pokazała nam duży pokój z czterema łóżkami (jedno podwójne) z bezpośrednio przyległą małą toaletą oraz dostępem z korytarza do dużej, w pełni wyposażonej kuchni.
Na zapytanie o cenę gospodyni powiedziała, że mimo 4 łóżek chce 30 euro za noc, więc bez dalszego targowania powiedzieliśmy, że bierzemy i zostajemy na 13 nocy.
Apartament nie miał wprawdzie klimatyzacji (jak ten oferowany za 40 euro) ale przy 13 nocach pobytu łatwo przeliczyć, że kosztowałaby ona 130 euro, a ja nie miałbym okazji pospać od niepamiętnych czasów na golasa.
Adres apartamentu: Pakoštane ul. Brune Bušica 74, miejsce na planie miasta oznaczone jest
KW
Przepraszam za być może długi opis poszukiwania kwatery, ale był to mój pierwszy wyjazd do Cro w ciemno, jak się okazało poszukiwanie kwatery trwało około godziny i być może takim nowicjuszom jak ja pokaże, że nie jest to straszne i nie trzeba się zrażać pierwszymi niepowodzeniami.
Po przeniesieniu bagaży, po wpiciu piwka, po wzięciu prysznica, po wypiciu kawy
oraz po przygotowaniu i wrzuceniu czegoś ciepłego do brzuszka
około 16 - tej nastąpiło jedenaste przywitane Jadranu przez Januszka.
Jadrane moj
CDN