napisał(a) LRobert » 06.12.2007 21:08
ASYŻ
Niestety kończy sie urlop i trzeba wracać do domu. Aby nie było smutno w drodze powrotnej zaplanowane zwiedzanie Asyżu. Jak byliśmy tam ostatnio to zepsuty autobus nie mógł się wciągnąć na górę. Musieliśmy wysiąść a on i tak jechał jakby zaraz miał się rozpaść. Mam nadzieję, że tym razem obejdzie się bez atrakcji. Atrakcji nadprogramowych nie było i dobrze. Jedziemy na górę. Parkujemy i spacerkiem do klasztoru.
Na początek odwiedzamy po podróży klasztorne wc. Jest płatne i pani daje paragon z kasy fiskalnej - cywilizacja dotarła i tutaj. Z tym, że po wejściu do wc nie wiem właściwie za co zapłaciłem. Nawet kobiety chciały zajrzeć do naszego wc. Jak zobaczycie to chyba sami zrozumiecie.
Jeden z lepszych punktów widokowych. Zwiedzamy klasztor. Największe wrażenie robi grób św.Franciszka. W klasztorze zakaz fotografowania. To drugie miejsce obok Kaplicy Sykstyńskiej gdzie jest taki zakaz Morze to i lepiej. W niektórych miejscach widać jeszcze ślady po trzęsieniu ziemi.
Atmosferę całości psuje ta OKROPNA RAMA DO ZDJĘĆ na pierwszym zdjęciu/w lewym dolnym rogu/. Nie wiem jak ktoś mógł wymyśleć takie okropieństwo. BRRYYYY . Na szczęście to jedyny taki zgrzyt. Reszta wygląda jak należy co widać na pozostałych zdjęciach.
Niezła ta ulica. Mebli to by chyba tamtędy nie wniósł.
W tym hotelu to bym chętnie zamieszkał. Już samo wejście robi wrażenie. Ciekawe gdzie się parkuje limuzyny. Miasteczko ma swój klimat. Wystarczy napisać, że wkleiłem wszystkie zdjęcia z fotosika. Udało nam się obejrzeć jeszce bazylikę św. Klary. W jednym ze sklepów było mnóstwo rodzajów makaronów. Nawet nie próbowałem liczyć ile. Dobrze, że nasze żony tego nie widziały-jakby się zaczęły zastanawiać, którey kupić to do domu prędko byśmy nie wrócili. Niestety ten sklep mam tylko na filmie. Jemy jakąś PIZZĘ i jedziemy na dół do miasteczka. Tam oglądamy kościółek, który remontawał św. Franciszek. W wielkiej bazylice stoi mała kapliczka. Przeżycie niesamowite.
Po zwiedzaniu o godzinie 16 wracamy wyjeżdżamy do domu. W okolicy Wenecji jak zwykle dużo samochodów, mały postój na bramkach. Tam coś musi być nie tak. Zawsze jak tamtędy jechaliśmy było pełno samochodów i jakieś korki. W 2007 roku było to samo. My postanawiamy jechać od razu do Polski - nie chce mi się rozbijać obozu na jedną noc. Szwagier z rodziną odbija na Bibione w celu poszukiwania noclegu. My jedziemy dalej. W okolicach Udine gdzieś bokiem mijamy burzę. W Austrii nocujemy na stacji benzynowej. Po drzemce ruszamy dalej. Dostajemy SMSa od szwagra, który jak się okazuje jest przed nami. Nie udało im się znaleźć żadnego wolnego miejsca. Nie wiem czy goście nie chcieli klienta na jedną noc czy też mieli rezerwację. Jak się przekonałem w 2007 roku znalezienie noclegu na północy Włoch nie jest proste. Tam rządzą właściciele kempingów. Są oni rozpuszczeni przez dużą ilość turystów niemieckich, austriackich i francuskich. W Wiedniu niechcący zwiedzamy lotnisko. Po prostu minąłem zjazd i musiałem zawracać aby jechać tą drogą, którą chciałem. Potem już bez problemu jedziemy do Polski.
Podsumowanie w następnej części.