napisał(a) LRobert » 04.12.2007 15:55
No to wyjeżdżamy z SYCYLI. Cel TROPPEA. W naszym przypadku będą to okolice, ale o tym później. Na razie po drodze upieram się na TAORMINĘ. Znowu się gdzieś naczytałem i stwierdziłem, że trzeba. Po śniadanku zbieramy tobołki i w drogę. Po raz drugi mijamy ETNĘ. Kiedyś ją sobie obejrzę z bliska.
Dojeżdżamy do miasta. Świetnie położone na zboczu. Duża różnica poziomów w ramach jednego miasta. Środek komunikacyjny w mieście - kolejka linowa. Przejeżdżamy pod linami kolejki i znajujemy parking. Spacerkiem przez starą, zabytkową część miasta idziemy w kierunku największej atrakcji miasta - Teatro Greco-Romano. Miasteczko bardzo ładne. Zwiedziliśmy jakies muzeum i kościół.
Teraz największa atrakcja. Z teatru piękny widok na miasto i dalej na ETNĘ.
Po zwiedzaniu amfiteatru wracamy na parking. Idziemy przez park aby zobaczyć coś nowego. W parku trafiamy na bardzo ciekawe budowle. Nie udało mi się ustalić co to za budynki. Wygladają jak większe domki dla lalek albo średniowieczny plac zabaw dla dzieci.
Zieleń parku i te budyneczki tworzą scenerię wręcz bajkową. Wyjeżdżamy z miasta. Już z samochodu udaje nam się zobaczyć często opisywane i pokazywane w przewodnikach miejsce.
Potem czeka nas przeprawa. Znalazłem bilet na prom za samochód 23 Euro ale nie pamietam czy jest jeszcze opłata za osoby. Prom przypłynął jakis mniejszy-takie sprawiał wrażenie. Czekając obserwowaliśmy samochody wyjeżdżające: 2 autobusy, TIRY i kilka mniejszych ciężarówek i oczywiście samochody osobowe. Nie wiem gdzie to wszystko się zmieściło. Wracamy na stały ląd i jedziemy do TROPPEI. Po zjechaniu z autostrady jedziemy bocznymi drogami przez góry. Rejony trochę mniej cywilizowane, ale za to krajobrazowo bardzo fajne. Można zobaczyć jak wygladają Włochy te oddalone od miejsc i atrakcji turystycznych. Gdy dojeżdżamy do TROPPEI zbiera się na burzę.
Chwilę później zaczyna lać i błyskać. My akurat szukamy noclegu. Nie możemy się skontaktować z rodziną. Oni wyjechali z TAORMINY wcześniej. W TROPPEI dużo uliczek jednokierunkowych i ślepych. Jak jutro zobaczymy jest to miasto położone jakby pietrami. Starym zwyczajem starmy się zjechać nad morze. Ciągle strasznie leje. Nie wiem jak my bedziemy rozbijać te namioty. Wyjeżdżamy z miejscowości. Dojeżdżamy do skrzyżowania na którym stoi słup z nazwami wielu kempingów. Część tabliczek w prawo a część w lewo. Jedziemy w prawo w stronę morza. Znajdujemy kemping ale bez plaży, drugi też jakiś nieciekawy. Podczas tych poszukiwań udaje mi się lekko porysować tylny zderzak przy cofaniu. Chyba już jestem zmęczony całym dniem bo nie zauważyłem niskiego słupka. Zmęczenie musi być spore bo jakoś mnie to nie bardzo zmartwiło a samochód ma dopiero 1,5 roku. Bardziej się martwę tym jak my się rozbijemy w tym deszczu. Robi się nerwowo, niektóre tabliczki do kempingów były nieaktualne. Na wyczucie zjeżdżamy z góry w stronę morza. Droga się kończy. W jednej bramie jest ośrodek z apartamentami i basenem a w drugiej kemping-domki i miejsca na namioty. W deszczu idziemy do właścicieli. Mają bardzo zdziwione miny,że ich ktoś tu znalazł. Starsze małżeństwo 50-60 lat. Nie mówią w żadnym innym jezyku niż włoski. Wyciągamy rozmówki polsko-włoskie z zapisem fonetycznym. Mówimy do nich tak jak tam pisze/tak nam sie wydaje/ a oni nic nie rozumieją. Dopiero jak im pokazujemy konkretne zdania udaje się nawiązać kontakt. Okazuje się, że tu jest jakaś gwara i mówią zupełnie inaczej niż to jest w naszych rozmówkach. Deszcz powoli przestaje padać. Od gospodarza dowiadujemy się, że oni dopiero się szykują do sezonu. Wstawiają łóżka, robią porządki, kończą prace hydraulicznie. Ich goście to rodzina bądź stali bywalcy przyjeżdżający co roku od wielu lat. No to już wiem czemu mieli takie miny. Cały kemping jest zasłoniety siatkami w celu uzyskania cienia. Deszcz przestał padać. Bierzemy apartament. Składa się z: 2 pokoje/jeden z klimatyzacją/, łazienka, weranda z dużym stołem i kuchnią: lodówka, zlew i kuchenka gazowa, sa też naczynia. Za taka przyjemnośc 40 EURO/3 osoby dorosłe i dziecko/. Nie ma się co wygłupiać zostajemy. Później przyjdzie nam wiecej zapłacić za rozbicie namiotów. Nie wiem czy ta cena była spowodowana ich zdziwieniem czy tym, że jeszcze nie sezon ale nie ważne. Od gospodyni dowiadujemy się, ze jesteśmy na CAPO VATICANO. Namawiamy szwagra z rodziną za pomocą SMS-ów aby do nas przyjechali bo jest jeszcze jeden apartament gotowy. Dojechalismy osobno bo oni wczesniej wyjechali z TAORMINY a potem nie mogliśmy się znależć. Oprócz nas na kempingu jest tylko jedna rodzina. Jutro przyjedzie jeszcze jedna. Szwagier pisze, żę nie chce im się zbierać namiotów bo zdążyli już się rozbić. Jak później się wymyślimy to dzieliła nas tylko jedna góra. takie wnioski wysnuliśmy po obejrzeniu zdjęć, filmów i mapy. Z kempingu jest wyjście na małą plażę. Ładne miejsce. Jemy kolację na werandzie i gramy. Następna część za chwilę.