W przerwie między mieszaniem bigosu spróbuję dokończyć relację- to mój debiut jesli idzie o tą potrawę. Zobaczymy jak to wyjdzie - może będzie jadalne. Chyba ze względu na święta/ no mam nadzieję nie dlatego, że bardzo nudno piszę/ nikogo nie ma i nikt nie czyta. Halo haaaaaaaalo jest tam ktoś? No dobra i tak spróbuję napisać.
Nie wiem co jest grane ale gdy długo siędzę w internecie to przestawia mi klawiaturę.
Jak pisałem wyjeżdżamy ze Srebreno. Mamy się spotkać z resztą ekipy w Stonie więc jedziemy jeszcze zobaczyć lonisko i Cavtat. Lotnisko takie sobie - jakieś takie małe i stał tylko jeden nieduży samolocik. Najciekawszy był samochód w budynku lotniska - jakiś sportowy. Druga ciekawostka to sposób opuszczania parkingu. Trzeba lecieć dość daleko aby zapłacić za postój. Cavtat jest niedużym miasteczkiem. Spacerujemy po porcie. Niestety pogoda nie najlepsza. Oglądamy trening piłkarzy wodnych. Mały ruch na ulicach. Wiekszość turystów jeszcze chyba śpi czy jak.
Po spacerku ruszamy dalej. Droga do Stonu z małą przygodą. Most za Dubrownikiem jest zamknięty bo coś robią. Mamy okazję poznać starą drogę dookoła zatoki. W Stonie spotykamy resztę i dalej jedziemy razem. plan był taki, że szukamy kempingu na Peljesacu. Widoki piękne. Sprawdzamy jakis kemping chyba w prawo od głównej drogi. Kemping mały, ładna plaża ale na kempingu jakieś dzikie obyczaje. ciepla woda tylko w określonych godzinach, na prysznicach jaka kłódka, sanitariaty kiepskie i mało. Nasz austriacki kolega ma lekko przerażoną minę - chyba mu się drogi na półwyspie nie podobają. Przy wjeżdżaniu na kemping walnął miską w drogę. Sprawdzamy czy nic nie cieknie. Na szczeście wszystko w porządku. Ten rodzaj Mercedesa chyba się nie bardzo nadaje na chorwackie boczne drogi. Mimo tego iż zaczęliśmy rozbijać namioty to zapoznając się z kolejnymi dziwnymi zasadami panującymi na kempingu postanawiamy jechać dalej. Nie dodałem, że wiziemy malże zakupione w hodowli na obiad. No cóż muszą jeszcze trochę poczekać. Krajobrazy coraz ciekawsze. Podjazd, zjazd i do tego strasznie kręto. Na jednym strasznie długim podjeździe obserwuję z przerażeniem jak strzałka temperatury niebezpiecznie zbliża się do czerwonego pola. Na szczęście obyło się bez nieplanowanych atrakcji. Po drodze sprawdzamy różne kempingi - a to plaza betonowa, lub samochody każą trzymać z daleka od namiotów. Wreszcie rozbijamy się przed samym Orebiciem. Kemping jest nowy, dobra infrastruktura i sensowna cena. Minusy: położony na skarpie, do plaży kawalek drogi i stromo w dół, plaża niezbyt ciekawa, ale można wytrzymać.
Widoki zrobione z kempingu. na pierwszym zdjęciu widać kawałek ścieżki na plażę
Zapomniałbym. Na obiad gotujemy małże a wlaściwie kolację bo poszukiwania kempingów dlugo trwały. Są wysmienite. Długa podróż na nasze szcęście im nie zaszkodziła.
Niestety w nocy okarze się, że na wyskokiej skarpie mocno wieje. W nocy położyło jeden duży namioty. Rano po śniadaniu rozpinam i mocuję wszystkie linki dostępne w namiocie. Robie to po raz pierwszy. I oczywiscie po południu przestaje wiać. Do południa siedzimy na plaży. Mój syn zaczyna wreszcie nurkować. Szkoda, że dopiero teraz - za dwa dni wyjezdżamy. Jak do tej pory nie dał się namówić. Ciekawe po kim on taki uparty ?
Po południu wybieramy się na Korczulę do Korczuli. Do Orebicza samochodem. Pojazdy zostają na parkingu a my małym stateczkiem na wyspę. O Korczuli wiele osób juz pisało na forum. Na małym terenie zgromadzone wiele wąskich uliczek . Spacerujemy bardzo leniwie. Poza chodzeniem po uliczkach i poznawaniem starego miasta to nic nie zwiedzamy. Idziemy do restauracji. To już 4 raz w tym roku. Rok wcześniej bylismy tylko raz. Miasteczko bardzo sympatyczne. Wracamy już po zachodzie słońca.
Następny dzień spędzamy na plaży. Później wyjazd więc trzeba odpocząć.
Niestety czas wracać. Pakujemy manele i jedziemy do domu. Zatrzymujemy sie na chwile podziwiac widoki i jedziemy. Wyjazd z kempingu 0 7.20 w piatek 22 lipca. Do Kielce docieramy 23 lipca o 10.30.
Przed Wiedniem widzimy na przeciwnym pasie ogromny korek. Poza tym podróż bez większych atrakcji.
Do Chorwacji na pewno wrócimy. dzieki forum mam juz listę miejsc, które chciałbym odwiedzić. W tym roku spotkała nas w Chorwacji zupelnie inna pogoda - na poczatku. Potem dopiero wróciła ona do normy.
Relacja dośc krótka. Jednak brak notatek zrobił swoje. Następnym razem trzeba przezwycieżyc lenia i robić notatki. Został mi jeszcze do opisania rok 2004 - Pierwsze spotkanie z CRO. Ale to może za rok? jak bedą chętni.