Co mi się bardzo podoba w Salonie?
Pozostałości miasta są odkopane na dużym obszarze, jest gdzie pospacerować. A ludzi niewielu - w czasie naszego zwiedzania spotkaliśmy może 10 osób (z tego połowa to Polacy - i to tacy, których za granicą nie omijam szerokim łukiem). Mimo, że Chorwaci nie zrobili z Salony kompleksu turystycznego i nie tłuką tam kasy na turystach, to jednak miasto odkopali, ładnie zakonserwowali, poustawiali tablice informacyjne - pewnie dałoby się zrobić więcej, ale i tak jest pod tym względem ok.
Dzieci włażą do jakichś ruin przez najbliższą ścianę, a na tablicy jest informacja, że to katedra, jest jej plan i rysunek. No to wołam dzieciaki i pytam, czy do kościoła wchodzi się przez ścianę?
Tato, jak to, do kościoła?
Tak to, patrzcie - to jest katedra. Szukamy miejsca, w którym mogły być drzwi i przyklękamy przed miejscem, w którym 15 wieków temu postawiony był ołtarz.
Po Salonie córka nieźle chwyciła, że mówiąc o starożytnym mieście warto pamiętać, że dla ludzi, którzy tam żyli dawno temu, to miasto nie było "starożytne", nie było ruinami. Żyło i żyli w nim ludzie zupełnie tacy sami jak my. Po wakacjach, przez jakiś czas ci ludzie zapełnili również bajki, które wymyślałem dzieciom ad hoc na zadany temat.
Natworzyłem różności o tych, którzy gdzieś nad Jadranem chodzili do katedry 1500 lat temu, i o tych, którzy jeszcze 1500 lat wcześniej ucztowali przy stołach ku czci dawnych bogów (kamienny stół, przy którym siedzą dzieci ma podobno 3000 lat). I moje ulubione - jak to z Polski przybyli nad Jadran prozodkowie Chorwatów i gdzieś tam pomieszkują nasi kuzyni