Ooo, jak dużo odpowiedzi
Dagiesza, dzięki za podzielenie się Twoimi doświadczeniami z pobytu u bratanków. Paskudnie Was facet potraktował. Chciałoby się wierzyć, że umowa to umowa i móc liczyć na ludzką życzliwość, ale nie każdy jest człowiekiem honoru. Honor - to słowo zresztą praktycznie wyszło już z użycia...
Ale wracając do tematu: ja też absolutnie nie uogólniam, że chamstwo to cecha narodowa Węgrów. Taka niemiła sytuacja przydarzyła nam się tylko raz i akurat tak się stało, że w Budapeszcie. Mogło tak być równie dobrze w Polsce, Niemczech czy we Francji, co nie zmienia faktu, że system sprzedaży biletów na stacjach metra w Budapeszcie jest, delikatnie mówiąc, niedopracowany. A u naszych bratanków najbardziej podobają mi się smaczne, obfite i niedrogie dania w restauracjach
Leszku, nie chcę Cię tak bardzo zniechęcać do podróży budapesztańskim metrem
Dobrym rozwiązaniem może być np. wykupienie biletu tygodniowego, tak jak pisze
Kulka
Masz rację,
Tymono, czas łagodzi dawne nieprzyjemne wspomnienia. Przynajmniej mieliśmy ciekawą historię do opowiedzenia znajomym po powrocie
Jacku, po pierwsze dziękuję za komplement
Po drugie: automaty faktycznie rzadko działają, ale "ludność tubylcza" się tym nie przejmuje. Na drugiej stacji, do której dotarliśmy w poszukiwaniu maszyny biletowej, pewna Węgierka doradzała nam jazdę na gapę. Twierdziła, że o tej porze nikt biletów nie sprawdza. No, może nie miejscowym. Ale my byśmy się już nie odważyli. Pewnie ten "byczek" od biletów akurat wracałby ostatnim kursem do domu
Co do taxi, to nie zbankrutowaliśmy wcale
Nie pamiętam dokładnie, ale ceny były podobne do polskich. Zapłaciliśmy równowartość jakichś 40 złotych, ale jechaliśmy w czwórkę (dwie pary), więc dzieliliśmy na dwa. A było to dosyć daleko, bo jechaliśmy około 20 minut.
Kulko, oprócz niemiłego wrażenia pozostaje jeszcze niechęć do biegania po stacjach i poszukiwania sprawnej maszyny biletowej. Ewentualnie można zrobić tak jak Wy i kupić bilet jednodniowy (nie wiem, czy są) czy tygodniowy albo zaopatrzyć się wcześniej w niezbędną ilość sztuk. Teraz mamy już doświadczenie i wiemy, co zrobić, w razie, gdyby nam "odbiło" i jednak pojechalibyśmy budapesztańskim metrem... Szkoda, że się "sparzyliśmy", bo miasto piękne
Co do Molunatu, to zdjęcie dokładnie oddaje "jakość" plaży, a właściwie tej jakości brak. Jak człowiek wcześniej był na Peljesacu czy Hvarze, to długo tam nie wytrzyma
Aniu, a jeśli chodzi o powiedzenie "Polak, Węgier...", to mimo wszystko uważam, że może być ono dalej aktualne. Ludzie są wszędzie tacy sami - jedni dobrzy, inni źli. (Opowiadam tu straszne banały
) Babcia mojego męża miała (a może dalej ma, bo nie wiem, czy utrzymują ze sobą kontakt) przyjaciółkę Węgierkę i kiedyś często do niej jeździła. Wspomina ja do dzisiaj bardzo miło, mówiąc zawsze, że od rodaków nigdy nie zaznała takiej gościnności i życzliwości co od niej.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie