W taki pochmurny i biały dzień jak dzisiaj zaserwuję kilka (czy nawet kilkanaście
) zdjęć z upalnego Budapesztu. To co prawda nie to samo, co Chorwacja, ale myślę, że też miłe dla oka
19.07 (czwartek) - ciąg dalszy
Zanim jednak zaczniemy zwiedzanie, udajemy się mostkiem przerzuconym przez odnogę Dunaju do klimatyzowanego centrum Plaza, żeby wymienić pieniążki i zjeść coś pysznego. Jedno i drugie udaje się bez problemu. Jak to fajnie, że na Węgrzech można być milionerem
W kieszeniach miliony (czy tysiące, nie pamiętam
) forintów, w żołądkach smaczny obiadek. I nawet dogadaliśmy się bez problemów po angielsku, bo to w końcu stolica
Teraz raczymy się zimnym piwkiem i stwierdzamy, że klimatyzacja w centrum handlowym ewidentnie nie wyrabia. Niesamowity jest ten upał
Koło godziny 16 zdobywamy się na odwagę, żeby wyjść na świat. A świat wita nas uderzeniem gorącego powietrza. Aż mi się w głowie zakręciło
Uzbrojeni w zimne napoje ruszamy w kierunku metra. W końcu nie możemy tchórzliwie spędzić całego dnia w centrum handlowym. Jesteśmy w Budapeszcie, więc trzeba zwiedzać
A jest bagatela 45 stopni w cieniu
Dobrze, że w metrze jest chłodno. Gdy kombinujemy przy maszynie do kupowania biletów, podchodzi do nas jakiś facet i oferuje ich sprzedaż. Skojarzenie z "konikiem" z czasów PRL-u
- Te czasy chyba za nami - śmiejemy się, ale chętnie korzystamy, bo na automacie biletowym napisy wyłącznie po węgiersku, a obsługa, kto wie, może być skomplikowana
W nocy, wracając z centrum, dowiadujemy się, skąd ten gość miał bilety, ale póki co, na szczęście żyjemy w błogiej nieświadomości. Miło uśmiechamy się do pana, który oszczędził nam główkowania i zaraz wsiadamy do nadjeżdżającego pociągu, który uwozi nas w dal...
Na pierwszy ogień (dosłownie, bo powietrze iście ogniste
) idzie bazylika św. Stefana.
Znalezione w internecie:
Jest to największy kościół w Budapeszcie. Został on poświęcony w 1905 roku. Może się w niej pomieścić 8 500 osób. Budowa tej bazyliki była prześladowana przez nieszczęścia. Jej początek został przerwany przez powstanie w latach 1848/49, następnie w roku 1851 budowa przeciągnęła się z powodu śmierci dwóch głównych architektów, w końcu zawaliła się kopuła. Zarys tej bazyliki odpowiada formie greckiego krzyża. Wielkość tej świątyni jest imponująca: długość 86 m, szerokość 55 m. Wysokość kopuły jest równie wielka jak kopuły parlamentu: 96 m. Wielkość zabudowanej powierzchni wynosi 4147 metrów kwadratowych. Na wieży po prawej stronie znajduje się największy na Węgrzech dzwon, którego waga wynosi 9 ton. W tej świątyni jest przechowywana prawa ręka króla Stefana. Każdego roku w dniu 20 sierpnia odbywa się uroczysta procesja na cześć świętego Stefana. W skarbcu znajdują się dewocjonalia z XIX wieku. Z kopuły, na którą można wejść, rozpościera się wspaniały widok na całe miasto.
Obfotografowaliśmy świątynię dosyć dokładnie z każdej strony. Robi imponujące wrażenie, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz:
Po obejrzeniu bazyliki, mostem łańcuchowym Szechenyiego, udajemy się na drugą stronę Dunaju, do Budy:
Most stanowił pierwsze stałe połączenie leżących po przeciwnych stronach Dunaju - Budy i Pesztu. Był jednocześnie pierwszym mostem kamiennym na odcinku Dunaju w granicach ówczesnych Węgier. Prace przy jego budowie rozpoczęto w 1839 roku, a oddano do użytku 20 listopada 1949 roku. Budowa nie obyła się jednak bez chwil grozy. Uroczyste podwieszenie łańcucha zaplanowano latem 1848 roku. Łańcuch spoczywał wtedy na pływającym rusztowaniu, skąd całą operację mogło podziwiać też kilku zaproszonych gości, w tym Istvan Szechenyi. Podczas wciągania łańcucha, zerwała się lina na wielokrążku. Spadające tony metalu uderzyły w rusztowania z gośćmi, którzy wpadli do wody. Hrabia Széchenyi będąc jednak doskonałym pływakiem, wyszedł z wypadku cało.
Widok z mostu na Parlament:
Wreszcie widać, że jednak trochę się w Chorwacji opaliłam
Rondo przed wzgórzem zamkowym:
Lekko zdenerwowana z powodu opieszałości mojego męża w robieniu zdjęć
Upał źle wpływał także na moją tzw. anielską cierpliwość
, której zresztą nigdy nie miałam zbyt wiele
Podchodzimy pod wzgórze zamkowe i naturalnie wybieramy kolejkę zamiast schodów:
Z góry rozciągają się piękne widoki na most łańcuchowy i parlament:
Cytując Wikipedię:
Zamek Królewski w Budapeszcie (węg. Budavári palota) jest, obok parlamentu, najbardziej reprezentatywną budowlą stolicy Węgier.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy na dzisiejszym Wzgórzu Zamkowym pojawiła się pierwsza siedziba królewska, ale najprawdopodobniej dopiero w XIV w. Najstarsze fundamenty, pochodzące z czasów Ludwika Wielkiego pochodzą z tego właśnie okresu.
Dopiero Zygmunt Luksemburczyk zintensyfikował prace nad zamkiem, ale z powodu jego śmierci nie zostały one nigdy dokończone według pierwotnych zamierzeń. Kolejni władcy skupiali się na dodawaniu niewielkich fragmentów lub przekształcaniu starych w duchu panującego aktualnie stylu architektonicznego
Zamek:
Zmęczeni upałem opuszczamy wzgórze zamkowe, tym razem schodami, które wiodą nas spiralnie w dół, z powrotem w kierunku mostu łańcuchowego i Pesztu. Teraz już nieodwołalnie idziemy na piwo
Nigdy nie miałam na nie większej ochoty
Ale o rozrywkowej części dnia (a właściwie już wieczoru) w następnym odcinku