19.07 (czwartek)
Budzimy się skoro świt, i to dosłownie, bo o 4 nad ranem, po przespaniu zaledwie 2-3 godzin. Zresztą, co to za spanie
Kark mi zesztywniał, wszystko mnie boli. Wychodzimy z samochodu, żeby trochę rozprostować kości. Rześki poranek budzi nas, gdy biegniemy do ubikacji. Potem: w drogę! Przed nami jeszcze spory kawałek do Budapesztu.
Koło ósmej czujemy się strasznie głodni i zatrzymujemy się na śniadanie. Przy drodze są aż trzy bary. Hm... tylko jak tu się dogadać? Coś mi mówi, że nie będzie łatwo. Wchodzimy do pierwszego baru i zaczynamy od prośby o menu. Ale szybko kapitulujemy, bo pani nie rozumie żadnego ze słów oznaczających jadłospis: menu, jedalny listok, carta
Do dzisiaj nie wiem, jak to jest po węgiersku
Nawet google tego nie wiedzą
Próbujemy zatem pokazywać na migi, że jesteśmy głodni. Łapiemy się za brzuchy i imitujemy proces jedzenia
Mamy z tym niezły ubaw. Niestety nie zostajemy zrozumiani. Pani raczej nie chciała po prostu się wysilać i obsługiwać jakichś zwariowanych obcokrajowców. Na znajomość angielskiego czy niemieckiego nie ma co tu liczyć, to głęboka prowincja.
Idziemy zatem do drugiego baru. I od samego początku mamy większą nadzieję, bo kelnerka z uśmiechem wskazuje nam stolik, a potem przynosi kartę. Słowo: menu po węgiersku brzmi zupełnie abstrakcyjnie, nie jestem sobie w stanie przypomnieć jak. Na szczęście nazwy dań są również po niemiecku. Cztery lata niemieckiego w liceum nie spowodowały, że sprawnie posługuję się tym językiem, ale przynajmniej rozumiem piąte przez dziesiąte. Wiem, jak są jajka
, ale jajecznicy od jajka sadzonego już nie odróżnię. Ostatecznie każdy z naszej czwórki zamawia coś jajecznego, zastanawiając się, co też wybrał.
Ale najlepsze dopiero przed nami: zamawianie herbaty! Młoda kelnerka, która nas obsługuje, jest bardzo stremowana. Może jesteśmy pierwszymi obcokrajowcami, których obsługuje. I chyba tylko tym mogę sobie tłumaczyć fakt, że nas nie zrozumiała. Bo naprawdę baaardzo usilnie staraliśmy się wytłumaczyć, że chcemy herbatę. Używaliśmy powszechnie zrozumiałych słów: tea i czaj. Kiedy to nie pomogło, uciekliśmy się do reklamy. Rzuciliśmy: Lipton!
Wyobraźcie sobie, że i to nic nie dało
. Zrezygnowani powiedzieliśmy: coca-cola i tutaj dopiero odnieśliśmy pełny sukces.
Naprawdę nie przypuszczałam, że w środku cywilizowanej Europy, w kraju, który jest członkiem Unii Europejskiej można mieć takie problemy z zamówieniem jajek i herbaty na śniadanie.
Nota bene dostałam pyszną jajecznicę na boczku. Cała reszta też była zadowolona z posiłku. Na Węgrzech zawsze jest smacznie
Zaobserwowaliśmy to już rok temu.
W doskonałych humorach wsiadamy do samochodów i jedziemy dalej.
Do Budapesztu wjeżdżamy około 10 rano. Jest już strasznie gorąco, wygląda na to, że noc też była rekordowo ciepła. Jedziemy ulicą Erzsébet i mijamy pięciogwiazdkowy hotel Boscolo:
Naszym celem jest camping "Orion" położony na półwyspie Nép-Sziget nad Dunajem. W internecie znalazłam tylko taką stronkę campingu, ale można tam znaleźć kilka zdjęć i informacji:
http://www.hellotourist.hu/sajatlap.php ... ing#center
Trudno jest do niego dotrzeć. Skręcamy z głównej drogi i jedziemy wąską ścieżyną (znajdujemy się już na półwyspie). Teren campingu bardzo ładny, całkowicie zacieniony, co jest zbawienne w taki upał jak dzisiaj. Toalety czyste i często sprzątane, no i recepcjonistka mówi po angielsku
Po porannych doświadczeniach jesteśmy tym pozytywnie zaskoczeni. Niewątpliwą zaletą jest również bliskość stacji metra; w końcu z pomocą tego środka lokomocji chcemy przemieszczać się po Budapeszcie. Wystarczy przejść przez most na odnodze Dunaju, minąć centrum handlowe Plaza i można wsiadać do metra.
Zanim jednak ruszymy zwiedzać, musimy trochę odpocząć. Znajomi idą spać, a my pod prysznic
Jakoś szkoda mi każdej sekundy
A potem na pomost, który wychodzi prosto z campingu w mętne wody Dunaju. Mimo, że woda nie wygląda zachęcająco, kąpiemy się. Skoro ryby tu żyją, nie może być aż tak brudna, tak to sobie tłumaczymy
:
A oto widok z pomostu w lewo:
i w prawo:
A o zwiedzaniu Budapesztu w następnym odcinku
Trzeba sobie dawkować przyjemność pisania