16.07 (poniedziałek) - ciąg dalszy
Opuszczamy przepiękny Kotor
Jeszcze ostatni rzut oka na przystań i port, gdzie parkowaliśmy:
I ruszamy w dalszą drogę. Naszym celem (tak sobie wtedy zakładaliśmy) jest camping Oliva w miejscowości Utjeha (plaża nazywa się tak samo) położonej pomiędzy Barem a Ulcinj. Na stronie internetowej camp prezentował się nieźle, zresztą sami zobaczcie:
http://www.oliva.cg.yu/
Zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie Cro i siłą rzeczy standard będzie niższy. Ale oczekiwaliśmy jakiegoś minimum, zwłaszcza pod względem sanitarnym. Czytaliśmy też na forum poświęconym Czarnogórze, że camping Oliva i sąsiadujący z nim Utjeha to dwa najlepsze campingi w Montenegro. Liczyliśmy zatem, że wybraliśmy dobrze. No, ale to się dopiero miało okazać...
Do przejechania mieliśmy jeszcze spory kawałek. Cały czas oczywiście wzdłuż Jadranu.
W Budvie na długo utknęliśmy w gigantycznym korku. Co to jest w ogóle za miasto
To takie czarnogórskie Las Vegas - mnóstwo kasyn, hoteli, dyskotek. Tłumy turystów i ogonki samochodów, a wszyscy kierowcy nieustannie trąbią. Nie wiem, jak można wybrać sobie takie miejsce na wypoczynek, ale o gustach się podobno nie dyskutuje. Jeśli ktoś chce poszaleć w wakacje i wydać sporo pieniędzy w kasynach i klubach, to na pewno dobrze trafił.
My szukamy jakiegoś ustronnego fragmentu wybrzeża z kamienistą plażą i już wiemy, że w Montenegro to nie będzie łatwe. Po pierwsze: trudno tu o ciche zatoczki. Po drugie: jeśli już takie się znajdzie, to plaże są w większości piaszczyste, a nie z półkami skalnymi, czyli takie jak Maslinki lubią najbardziej
Wiem, że uogólniam i na pewno nie wszystkie plaże takie są, ale przejeżdżając całe wybrzeże czarnogórskie aż pod albańską granicę, takie właśnie widzieliśmy z samochodu (i nie tylko, bo kilka z nich oglądaliśmy z bardzo bliska).
Plaże Budvy prezentują się następująco:
Leżak obok leżaka, parasole, hotele. Te ogromne bryły hoteli bardzo psują wygląd czarnogórskiego wybrzeża.
No nic, jedziemy dalej. Przed nami Sv. Stefan - malownicza starówka położona na wyspie:
Jednak rezygnujemy z jej zwiedzania. Za tę przyjemność trzeba bowiem zapłacić 6 euro od osoby i 5 euro za parking. Mija nas tym samym okazja spotkania Claudii Schiffer czy też Sylwka Stallone, którzy mają tu podobno swoje apartamenty.
Dalsza część wybrzeża jest dużo bardziej malownicza. Na zdjęciu okolice Petrovaca:
Nagle widzimy przed sobą sporo dymu wydobywającego się spomiędzy drzew:
Coś się niewątpliwie pali
Podjeżdżamy kawałek dalej i z bliska obserwujemy sprawnie przeprowadzoną akcję gaśniczą
:
Następne duże miasto na naszej trasie to Bar. Sytuacja podobna jak w Budvie - niesamowite korki, hałas klaksonów, tłumy ludzi i rzucające się w oczy śmieci. Policja niby jest, ale nawet nie stara się kierować ruchem, a wszystkie auta jakby obtłuczone. Jak dla mnie to taki mały koszmarek. Zupełnie odechciewa mi się wakacji w Czarnogórze, przynajmniej w tym rejonie. Plaża w Barze sfotografowana z samochodu:
Przed plażą mnóstwo straganów z pamiątkami i budek z fast foodem. "Jarmarczność" tego miejsca jest przytłaczająca. Jak dobrze, że w Chorwacji nie ma takich widoków. Zaczynam tęsknić za Cro, ale jak już tak daleko zajechaliśmy, trzeba zobaczyć campingi, które namierzyliśmy jeszcze w Polsce jako te najlepsze w Montenegro.
Okolice Utjehy widziane z góry (Jadranka wznosi się w tym miejscu) prezentują się całkiem nieźle:
Są nawet drogowskazy wiodące na plażę i camping. No i kolejne rozczarowanie... Droga biegnie przy samej plaży, która wygląda tak:
Nie sposób jest tam wetknąć palca, a co dopiero mówić o próbie położenia się. Przy plaży beach bar z kilkakrotnie "zakręconą" kolejką. Aha, no to już wiemy, że opalać na tej plaży się nie da, a na piwo trzeba czekać przynajmniej godzinę
Jeśli chodzi o camping, to jest on owszem zacieniony, ale bardzo malutki i brak na nim wolnych miejsc. To i tak bez znaczenia, bo nie zdecydowalibyśmy się tu zostać. Camp położony tuż przy drodze i plaży jednocześnie, w nocy pewnie organizowane są beach party, więc o spokoju można zapomnieć. Stwierdzamy, że na kąpielisku leśnym w Gliwicach w najbardziej popularnych godzinach jest więcej przestrzeni niż na tej plaży i tym campingu.
No i co teraz robić? Przejechaliśmy szmat drogi od Orasaca i na razie nie znaleźliśmy w Czarnogórze miejsca, w którym chcielibyśmy zostać. Jeśli to był najlepszy camping, to jak wyglądają pozostałe:?::!: boję się myśleć
Podchodzimy do samochodu znajomych i urządzamy "naradę wojenną". W końcu jesteśmy tu razem i musimy coś postanowić. Im też się tu nie podoba, ale chcą dać Montenegro jeszcze jedną szansę i jechać dalej, do Ulcinj na Wielką Plażę. Po namyśle przyznajemy im rację. Stąd do Ulcinj jest już bardzo niedaleko.
No i jak sądzicie
Zostaliśmy na campingu "Toni" przy Velikiej Plaży
Hehe, oczywiście, że nie
Ja już chyba odpuściłam przy campie "Oliva", uznając, że wybrzeże czarnogórskie nie jest dla mnie. Może za 10 lat, jak coś się tu zmieni... Wydaje mi się, że Montenegro poszło w stronę komercyjnej turystyki. W dużych miastach, takich jak Budva czy Bar, wybudowano gigantyczne hotele szpecące wybrzeże Adriatyku, w których można spędzić urlop "all inclusiv". Tylko, że taka forma wakacji zupełnie mnie nie pociąga.
Druga strona medalu to campingi, które niestety nie spełniają podstawowych warunków sanitarnych. Na campie "Toni" przy Velikiej Plaży z kranów leciała słona woda, a w ubikacjach unosił się nieznośny fetor. Było to zapewne spowodowane tym, że część czarnogórskiego wybrzeża między Barem a Ulcinj jest pozbawiona kanalizacji i bieżącej wody
Zdaję sobie sprawę, że trochę się "narażam"
miłośnikom tego kraju, tak źle o nim pisząc. Chcę być dobrze zrozumiana: nie piszę, że Czarnogóra jest beee i że nigdy więcej. Przeciwnie, bardzo bym chciała odwiedzić w przyszłości Montenegro, ale póki co, nie wybrzeże, tylko górskie rejony: Durmitor, kanion Tary, Jezioro Szkoderskie
A może kiedyś czarnogórskie wybrzeże stanie się bardziej przyjazne dla turystyki campingowej albo spróbuję poszukać jakiegoś miłego apartamentu w spokojniejszej miejscowości, z daleka od Budvy czy Baru.
Podsumowując nasz pobyt w Czarnogórze, najbardziej podobał mi się Kotor i Zatoka Kotorska. Negatywnie oceniam całą "infrastrukturę turystyczną" - szpetne hotele, stragany, zagospodarowane piaszczyste plaże (piasek jest koloru "brudnego").
Wzdychając: nie ma to jak w Cro
, zawracamy z drogi wiodącej pod albańską granicę i ponownie przejeżdżamy całe czarnogórskie wybrzeże
Był to nieprawdopodobny wyczyn, ale udało się
Na przeprawę promową przez Bokę Kotorską docieramy już w zupełnych ciemnościach, tuż przed godziną 22. I znowu "narada wojenna": na który camping w Cro jedziemy
Najrozsądniej gdzieś najbliżej, jak się da. Przypominają nam się duże tablice z reklamą campingu "Monika" w Molunacie ("koniuszek" Chorwacji, jeszcze trochę za Cavtatem). Znajomi są za tą opcją. Nam w głowach świta szalony pomysł jazdy na Peljesac na camping "Divna"
, do którego pozostał nam z tamtego roku duży sentyment. Zwycięża jednak rozsądek i najbliższe miejsce noclegu. Kierunek: Molunat.
Na camping "Monika" trafiamy tuż przed północą. Ku naszemu zrozpaczeniu okazuje się, że kiepsko z miejscami. Właściciel może nas ulokować w dwóch różnych miejscach, niemal na środku drogi przejazdowej przez camp. Po jednej nocy moglibyśmy się przenieść, ale to nas nie urządza.
Okazuje się jednak, że w pobliżu są dwa inne campingi - Adriatic I i Adriatic II. Znajdujemy je bez trudu. Niestety jest już bardzo późno, wpół do pierwszej, i gospodarze campów śpią. Na "dwójce" jest sporo miejsc. Decydujemy się nie budzić właściciela
i rozbić cicho namioty w miejscu blisko domku gospodarzy. Jutro załatwimy formalności.
To był dłuuugi i męczący dzień obfitujący w różnorodne doświadczenia. Po prostu padamy zmęczeni na materace...
W następnym odcinku więcej o campingu i samym Molunacie
Laku noć.