11.07 (środa)
Wstajemy, patrzymy w niebo, a tu chmury
Postanawiamy więc plażowanie przełożyć na popołudnie, a rano wybrać się na wycieczkę do miasta Hvar. Pogodzie odmienia się już po drodze i w rezultacie zwiedzamy w strasznym ukropie.
Miasto Hvar jest zwane chorwackim Saint Tropez. To miejsce bardzo eleganckie, ale i snobistyczne, zawsze pełne turystów.
Na początek plan Hvaru:
Zwiedzanie rozpoczynamy od górującej nad miastem XVI-wiecznej twierdzy Spanjol:
Aby do niej dojść, musimy przejść urokliwymi wąskimi uliczkami, czyli znowu bardzo mi się podoba
:
Mijamy piękne kamienice i m.in. taki kościół po drodze:
Przyznaję, że nie wiem (nie pamiętam?), co to za świątynia
Było to w końcu półtora roku temu. Ale może ktoś podpowie?
Kręta ścieżka wiedzie nas nieustannie w górę, coraz wyżej przez piękny park aż na szczyt wzgórza, na którym stoją imponujące ruiny twierdzy.
Po drodze robimy mnóstwo zdjęć, m.in. to, które teraz ozdabia ścianę w naszym mieszkaniu
:
Z twierdzy Spanjol roztacza się niezapomniany widok na miasto i Pakleni Otoci, zwane czasem Piekielnymi Wyspami. Nazwa ta jednak w rzeczywistości nawiązuje do żywicy sosny:
Dziedziniec twierdzy:
Obchodzimy wszystkie kąty Spanjol, wstępujemy do lochów. W końcu przychodzi pora na zejście do miasta. Po drodze, co chwilę, urzekają nas detale hvarskiej architektury:
Docieramy do głównego placu (Trg Sveti Stjepana):
Loggia, w tle twierdza Spanjol:
Najważniejsza budowla w Hvarze - katedra św. Stjepana:
Dla uzupełnienia naszej (ekspresowej) wycieczki po Hvarze odsyłam do wciągającej relacji
Dangol :
forum/viewtopic.php?t=18042&postdays=0&postorder=asc&highlight=hvar&start=150
Na tym kończymy przygodę z miastem Hvar. Pora wracać do Jelsy, na plażę